Reklama
Odkryj serce Twojej społeczności – zapisz się na newsletter Przeglądu Piaseczyńskiego!
 

 

 

 

Tu zaszła zmiana – skrzyżowanie przy kolejce

Dziś z cyklu „Tu zaszła zmiana” o Węgiełkach, szlabanach, sklepie pani Balowej, pędzącym parowozie i panu co miał fart.
Tu zaszła zmiana – skrzyżowanie przy kolejce
Przy kinie Tęcza w Piasecznie, zdjęcie zrobione po 1916 r. fot: ms

Skrzyżowanie ulic Gerbera, Wojska Polskiego i Sienkiewicza niedługo, bo już wieści od pana starosty rozesłane, ma być przebudowane. Zajdzie tu ogromna zmiana, ale nie pierwsza.

Historia przeobrażeń w tym miejscu, zmian ważnych dla miasta Piaseczna, rozpoczyna się od roku 1900. U progu XX stulecia przeniesiono poza miasto dworzec kolejki grójeckiej i zmieniono bieg pociągów poprzez przełożenie torów tak, aby jadące lokomotywy i parowozy nie sypały iskier na drewniane domy Piaseczna. I tu znowu ciekawostka! Nie było tu Piaseczna, tylko wieś Wola Piasecka aż do roku 1916. Granica między Piasecznem i Wolą Piasecką byłaby dziś na ulicy Czajewicza.

Jak już zaistniał dworzec, to warto było tu się osiedlać, budowano kamienice i wybudowano kino. Ktoś pomyślał, że skoro taki łatwy dojazd do tego punktu, piechotą z kina do stacji pięć minut, to jest nadzieja, że kino będzie miało publikę z całego regionu. Powoli za miastowe pustkowie zaczęło zamieniać się w ulicę Graniczną. Początkowo nie była nawet wybrukowana, bity trakt i tyle. Ja już pamiętam bruk i szlabany umożliwiające bezpieczny przejazd pociągu przez ulicę Sienkiewicza. Było tak: parowóz na stacji wydawał przeciągły gwizd, za chwilę słychać było metaliczne dzwonienie dzwonka przy szlabanach, taki dźwięk jakby uderzać młotkiem w metal. Dźwięk ten niosło daleko, trwało to chwilę, cichło i wtedy było wiadomo, że szlabany zamknięte. Furman jadący furką słyszał z daleka, że przejazd zamykają. Nawet we mgle i po ciemku było jasne, że pociąg do Góry Kalwarii będzie za chwilę jechał.

Tuż przy szlabanach, przy kinie, obok budki zduna, tu, gdzie dziś jest sklep z telefonami komórkowymi, był sklep monopolowy, a dalej na rogu sklep u pani Balowej. Pani Balowa sprzedawała artykuły spożywcze. Kiedyś z tego sklepu monopolowego wyszedł jegomość chwiejnym krokiem, pewnie już nie pierwszy raz tego dnia odwiedzał ten sklep, szlabany były zamknięte, lokomotywa dojeżdżała do ulicy Sienkiewicza, aby za chwilę ją przeciąć. Pan najwidoczniej zupełnie sobie z tego nic nie robił i szedł prosto na tory. Maszynista nie miał szans zatrzymania pociągu. Przed szlabanami stała spora grupa ludzi, bo w tych czasach ludzie poruszali się piechotą i sporo było przechodniów na ulicach. Wszyscy zamarli z przerażenia. Pociąg najeżdżał na pana pijaka. Już miał go zmiażdżyć, gdy ten odbił się dłonią od parowozu, jakby odbijał się od ściany i jakaś siła wypchnęła go poza tory, przewrócił się i tak został. Gapie sprzed szlabanów głośno krzyknęli. Pociąg pojechał. Ktoś do leżącego człowieka podbiegł. Za chwilę ogłosił – śpi. Pani Balowa skomentowała – e, bo pijaki to mają farta.

Nie wiem, czy to jest ciekawa opowieść, ale czasami śni mi się sen, że wpadam w tym miejscu pod pociąg. Całą tę scenę pamiętam jakby w zwolnionym tempie.

Pociąg pojechał dalej i wjechał w Węgiełki. Dziś tu jest ulica doktora Tadeusza Gerbera, którego ogród był tuż za domem, w którym był sklep pani Balowej. Jechał pociąg Węgiełkami mijał po prawej stronie ispekty z kwiatami u pani ogrodniczki, potem dom doktora Koperskiego, potem pałacyk Myślickiego, dom Spółdzielni Ogrodniczej i po lewej stronie cmentarz. Na końcu Węgiełek był domek dróżnika. Zanim pociąg nadjechał, dróżnik już stał na baczność przy zamkniętych szlabanach. Po prawej stronie była budka z oranżadą i cukierkami na sztuki, były tam też warzywa, roznosił się tu zapach kiszonej kapusty w beczkach i ogórków w wielkim słoju.

Tereska z synkiem Witkiem maszeruje Węgiełkami, po jej prawej stronie inspekty z bratkami, w oddali dom przy ul. Sienkiewicza

Nie jeździ już pociąg do Góry Kalwarii, zniknęły szlabany i nie słychać metalicznego dźwięku ogłaszającego ich zamknięcie. Nie ma już kolejarza Stanisława, który na dźwięk zamykanych szlabanów wyjmował z kieszonki kamizelki zegarek na łańcuszku i mówił – O! Jedzie ten o siedemnastej trzy do Góry. 

Potem na skrzyżowaniu pojawiły się światła, zniknął piękny dom z werandami w tajemniczym ogrodzie, ulica Hanki Sawickiej zamieniła się w Wojska Polskiego. Najbardziej mi żal Węgiełek, a przecież nie była to ulica, tylko miejsce z torami i nawet nie było tu chodnika dla pieszych.

Współczesne zdjęcie z drona skrzyżowania ul. Sienkiewicza, Wojska Polskiego i Gerbera.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama