Reklama
Odkryj serce Twojej społeczności – zapisz się na newsletter Przeglądu Piaseczyńskiego!
 

 

 

 

Co się wydarzyło w Tarczynie w XIX wieku

Co się wydarzyło w Tarczynie w XIX wieku

Wycieczka z Piaseczna w stronę Tarczyna jest dla mnie zawsze atrakcją, otwarcie rzecz traktując, napiszę, że koi moje nerwy, wprowadzając wyobraźnię w stan nieco magiczny. Sam Tarczyn to miasteczko jak z XIX wieku i gdyby odnowić niektóre kamieniczki, byłoby to miejsce szczególnie ciekawe i ładne. Szosa w stronę Mszczonowa z nową nawierzchnią zachęca do wyprawy samochodowej lub rowerowej. Za Tarczynem interesujący Dwór Many, obiekt ze sporym parkiem, aleją starych drzew, a kilka kilometrów dalej łowiska rybne i klimat iście mazurski.


Poszperałam trochę w starych czasopismach, aby wydobyć nieco informacji o Tarczynie. Lokalizacja miasteczka znakomita, tuż przy szosie Warszawa – Kraków zawsze obiecywała szybki rozwój miejscowości. Dogodny transport i łatwość nawiązywania kontaktów między miastami niestety nie zaprocentowały. Prawa miejskie Tarczyn uzyskał w 1353 roku, niestety jak większość miast utracił je po powstaniu styczniowym i odzyskał, co ciekawe, dopiero 1 stycznia 2003 roku. Temat powstania styczniowego pominę w tym tekście, bo pisałam już o tym w kontekście Tarczyna. W samym mieście zawsze fascynował mnie niewielki ryneczek, stara apteka i oczywiście kościół. Na temat kościoła św. Mikołaja mam anegdotę historyczną, warto ją poznać, bo dzięki tej opowieści zachowały się nazwiska kilku osób związanych z miastem i wydarzeniem, jakim była wymiana organów w kościele, można w niej uchwycić styl i klimat tamtych czasów. W 1872 roku w kościele św. Mikołaja zamilkły dwustuletnie organy. Kościół zbudowany w wieku XVI w miejscu spalonego, drewnianego kościoła, posiadał organy z XVII wieku. Staraniem proboszcza Wojciecha Zgleczewskiego ogłoszono zbiórkę pieniędzy na wybudowanie nowych organów, a że proboszcz był dobrym gospodarzem, dbającym o świątynię tarczyńską, ludzie chętnie dawali grosz, nawet wierni z innych parafii. Budowę instrumentu oddano w ręce prawdziwemu w tej sztuce artyście organmistrzowi z Warszawy panu Józefowi Szymańskiemu. W czwartek 3 października 1872 roku do Tarczyna przybyli znawcy muzyki organowej, między innymi ksiądz kanonik katedralny Sotkiewicz i muzycy panowie Karol August Freyer (znany kompozytor, przyjaciel Chopina) i pan Popkiewicz z Warszawy, a także słuchacze: duchowieństwo, władze powiatowe, obywatele i włościanie specjalnie na koncert zaproszeni. Organy zbudowano na 18 głosów, co stanowi dość niewiele, mimo tego mają moc i wyjątkową melodyjność. Posiadają też tak zwane przytłumienie głosu, czyli echo. Tak oto w pewien czwartkowy jesienny wieczór odbył się koncert organowy w Tarczynie, głośny na całą okolicę. Dziennikarz z „Kurjera Codziennego”, który z zachwytem opisuje ten koncert, tak pisze o Tarczynie: „Miasteczko to, czyli jak wyżej powiedziałem osada liczy około 1600 mieszkańców, przeważnie z ludności izraelskiej składających się przedstawia się w postaci jednego rynku ozdobionego nowo wybudowaną altaną chińską, pod którą znajduje się studnia. Przez ten rynek od czasu do czasu przetoczy się fura frachtowa lub przeturkocze omnibus vulgo szmulówka Radomsko – Warszawska na urzędowy kolor państwa austriackiego pomalowana, kilkunastu pasażerami izraelskimi napełniona, którzy z powodu panującej tam ciasnoty, po większej części we wzajemnych i Morfeusza objęciach spoczywają”.
Tarczyn nie był często odwiedzany przez poetów i pisarzy, ale ma w swoich dziejach pewną ciekawostkę, otóż miasteczko odwiedzają w sierpniu pielgrzymki idące do Częstochowy, tu zatrzymują się na pierwszy nocleg. W roku 1894 zawitał do osady wraz z pielgrzymką debiutujący pisarz Władysław Reymont. Reportażem z tej wędrówki zainteresował się „Tygodnik Illustrowany” za sprawą Antoniego Świętochowskiego, który też namówił młodego Reymonta, przyszłego Noblistę, do pisania pamiętnika. „Pielgrzymka do Jasnej Góry” została wydana, a opisy pobytu w miasteczkach szczególnie plastycznie, wzbogaciły ich historię o kilka anegdot. Pamiętnik czyta się jednym tchem – zachęcam do lektury. Oto Tarczyn widziany oczami Reymonta:
„Czworobok wypełniony przeważnie murowanymi domami. Czuć jeszcze tu Warszawę. Tablica na rynku powiada, że miasto ma 74 domy, a jakiś cicerone miejscowy objaśnia mnie, że oprócz wielu instytucyi publicznych, Tarczyn posiada 24 szynki, czyli co trzeci dom – szynk. Dostateczna liczba. Kościół w jakimś bezstylowym stylu. Wznosi się na szosę ciężką fasadą. Nad boczną przystawką, tworzącą rodzaj kruchty, stoi kamienny Chrystus. Kościół wewnątrz bardzo skromny. Nad wielkim ołtarzem kolorowe okrągłe okno rzuca chmurę barwnego światła”. O rynku: „Na rynku na długich stołach obstawionych ławkami, pełno samowarów blaszanych i parujących garnków, przekładanych stertami bułek i chlebów”. Przekupki nawołują do kupowania barszczu i kapuśniaku, a jak nie to choćby herbatę za 2 grosze bez cukru, za 4 grosze z cukrem. Reymont kupuje za 16 groszy barszcz na kiełbasie z kartoflami, czuć go starym kaloszem, ale głodnemu smakuje. Pisarz siada na wozie z notesem i notuje, wyciąga zmęczone nogi. Zaraz podchodzi do niego dwóch Żydów, oglądają z uwagą buty pielgrzyma i wyrokują, że buty nie nadają się do dalszej pieszej wędrówki. Mówią: „...zelówki ma pan jakie? Co to jest? To jest papir? Co to papir? – bybuła rozmoczona. Czy wielmożny pan myśli co to taki spacer po Saski ogród?”. Proponują nowe zelówki za jednego rubla, ale nie widząc entuzjazmu właściciela butów na tę propozycję rezygnują z oferty. Wyrokują na końcu: „- No nie chce, to będzie szedł przy butach a nie w butach”.
Po noclegu w szynku, pisarz wraz z pielgrzymującymi wyrusza do Grójca. A ja wyjeżdżam z Tarczyna do ciepłych źródeł mszczonowskich, objeżdżając dookoła kościół, w połowie ulicy zauważam, iż jadę pod prąd. Zatrzymuję się, widzę przed sobą kierowcę z zafrasowaną miną, który w sposób elegancki ułatwia mi wycofanie się z opresji. Dziwne, nikt na mnie nie krzyczy, nie puka się w głowę, ot, miłe miasto.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Kmicitz 21.07.2017 19:29
Niezła przygoda :-) Fajne są te małe, senne miasteczka. Tylko czy tam jest praca dla młodzieży ? Gdyby była to by nie uciekali :-)

Reklama
Reklama
Reklama