Reklama

Katastrofy z udziałem samochodów

Opisane tu wydarzenia zdarzyły się naprawdę i były opisywane w przedwojennej prasie. 4 stycznia 1930 r. zmarł znany sportowiec, automobilista i instruktor szkolący kierowców Paweł Bitschan.
Katastrofy z udziałem samochodów
Paweł Bitschan fot: zbiory ms Tygodnik Ilustrowany

W pierwszych latach wojny zorganizował kolumnę sanitarną sławnych „Siódemek” i jeździł po polach wokół Piaseczna, gdzie trwały zażarte walki między Prusakami i Rosjanami i ratował życie rannym żołnierzom. Za okupacji niemieckiej był członkiem straży obywatelskiej, kierował brygadą zajmująca się tropieniem bandytów, którzy jak wiadomo, korzystali z wojennej zawieruchy. Wykazał się nieustraszoną odwagą. Po wojnie znany był jako automobilista zdobywający trofea w wyścigach samochodowych na terenach płaskich i górskich. Kierowca z dużym temperamentem, ale też rzadko spotykaną umiejętnością bezpiecznej jazdy. W końcu był egzaminatorem kierowców z ramienia ruchu kołowego miasta stołecznego Warszawy. Ten ciekawy człowiek przywołany z czasów, w których ruch samochodowy na szosach był niewielki, nasunął mi pomysł, aby przeanalizować powody wypadków drogowych na piaseczyńskich drogach, na których w tym czasie było mało samochodów, królowały na nich wozy konne, a te poruszały się raczej z małą prędkością. Tu dygresja: nie sądzę, aby szkolenia kierowców odbywały się w Piasecznie.

Pola Dąbrówki koło Mysiadła tuż obok ul. Puławskiej fot: NAC

Stan dróg w Piasecznie przed 1939 r.
 

Piaseczno położone blisko stolicy posiadało dwie drogi główne. Jaka była na nich nawierzchnia? Co do bocznych ulic np. ulicę Kniaziewicza wybrukowano tylko na kilkunastu metrach od ul. Sienkiewicza do domu burmistrza Herba. Ulicę Kniaziewicza biegnącą aż do ul. Kościelnej (dziś Jana Pawłą II) i równoległą do trasy kolejki grójeckiej, trudno było nazwać ulicą przelotową. Długo tonęło się tu w błocie po deszczu, ledwie mógł przejechać wóz konny, a jeszcze w latach 60. XX w. jedynymi samochodami poruszającymi się po tej drodze były samochody marki Warszawa doktora Stefana Żeglińskiego lub, nie pamiętam marki, Tadeusza Kalskiego. Ruch tu był niewielki. Na jednej z najbardziej luksusowych ulic miasta ul. Mickiewicza, gdzie budowano okazałe domy, nie było chodników, dopiero pan Kołakowski wyasygnował fundusze na chodnik. Najbardziej zdziwił mnie stan ul. Kościuszki, łączącej się z szosą do Warszawy. W 1937 roku nie było tu chodników, a piasek w wietrzną pogodę hulał po ulicy, zasypując przechodniów. Czy taka nawierzchnia dróg była powodem wypadków? Okazuje się, że raczej nie.

Finał zabawy na szosie, kto jest winny śmierci człowieka 

Był ciepły, kwietniowy wieczór 1934 roku. Kazimierz Tomczyk wybrał się na wycieczkę za miasto. Był woźnym w Bibliotece Publicznej w Warszawie. Towarzyszył mu kolega Janiszewski. Była godzina 21.00, gdy obaj wycieczkowicze znaleźli się na szosie w pobliżu Piaseczna, szli do Warszawy. Obaj panowie byli lekko podchmieleni i radośni. Na drodze znaleźli główkę kapusty i  zaczęli ją kopać po szosie jak piłkę. W tym czasie nadjechał samochód, którym jechał szofer Borowski i pasażerowie. Wszyscy pod wpływem alkoholu. Samochód jechał z prędkością 50 km/H. Janiszewski i Tomczyk nie zeszli z drogi, dalej bawili się kapustą. W pewnym momencie główka kapusty mocno kopnięta wpadła na przednią szybę samochodu, rozbiła ją i wpadła do środka auta. Zaskoczony szofer wypuścił z rąk kierownicę i auto gwałtownie skręciło i wpadło na Tomczyka. Szkło poraniło szofera, Borowski był zdezorientowany, opanował jednak samochód i z powrotem wjechał na szosę. Nie wiedział, że potrącił człowieka. Wlókł nieszczęśnika sto metrów. Pasażerowie auta usłyszeli krzyki Janiszewskiego, który biegł za nimi. Spod samochodu wydobyto zmasakrowane zwłoki Kazimierza Tomczyka. Sprawa trafiła do prokuratora, zostało przeprowadzone śledztwo przeciwko szoferowi Borowskiemu. Prokurator nie doszukał się winy szofera. Rodzina Tomczyka wniosła sprawę do Sądu Apelacyjnego. Wznowiono ponowne śledztwo i zarządzono rozprawę przeciwko szoferowi Borowskiemu. Został on oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci. Nie znamy wyniku tej sprawy, należy się jednak zastanowić czy alkohol odegrał w tej tragicznej historii rolę, na pewno.

.ul. Puławska jednokierunkowa na wysokości Wyścigów  fot: NAC 

Często trafia

W lipcu 1938 roku miała miejsce katastrofa w Dąbrówce koło Piaseczna. Dziennik ABC relacjonuje to zdarzenie na pierwszej stronie. Oto relacja: „W poniedziałek około godz. 10 rano koło stacji kolejki Grójeckiej w Dąbrówce miało miejsce zderzenie kolejki motorowej z samochodem ciężarowym, naładowanym węglem, należącym do firmy Spółprzewóz (Brukowa 32). 3 osoby zostały ciężko poranione. W stronę Piaseczna jechał samochód ciężarowy naładowany węglem, prowadzony przez Aleksandra Blaszyńskiego szofera, zam. w Warszawie. Torem również w stronę Piaseczna jechał wagon motorowy kolejki Grójeckiej, prowadzony przez motorowego Feliksa Sadowskiego. Przed stacją Dąbrówka samochód ciężarowy wysunął się przed wagon kolejki około 14 m i nagle skręcił,  usiłując przejechać przed kolejką na drogę boczną, prowadzącą do cegielni. Ponieważ odległość dzieląca wagon motorowy od samochodu była
zbyt mała, Sadowski nie zdążył zahamować i całym impetem uderzył w przód samochodu, wskutek czego szoferka została zdruzgotana, zaś przyczepka naładowana węglem, przewróciła się. Szoferka była przez wagon wleczona na przestrzeni 20 m, 5 ton węgła rozsypało się po torze, tarasując drogę. W szoferce prócz kierowcy jechali dwaj robotnicy bracia Jan i Piotr Sabala. Wszyscy trzej wskutek zderzenia ulegli ciężkim ranom. W wagonie motorowym został
wgnieciony przód, wybite reflektory i kilka szyb. Motorniczy na szczęście nie odniósł żadnych obrażeń. Na miejsce katastrofy przybyły władze sądowo śledcze, które wszczęły dochodzenie. Przerwy w ruchu nie było, ponieważ pasażerowie udający się w dalszą drogę, przesiadali się do wagonów, które oczekiwały poza miejscem katastrofy tak w kierunku Grójca, jak i Warszawy”.

 Na koniec refleksja. Mijają dekady a przyczyny katastrof samochodowych, są w większości te same: alkohol i brawura. Kolejka grójecka od początku istnienia miała opinię, że „rzadko jeździ, często trafia”.

Tytuł z dziennika ABC z 1938 r. dotyczący zderzenia ciężarówki z kolejką grójecką fot: zbiory ms

Epilog

Wspomniałam na początku postać znakomitego rajdowca. Odważnego, z temperamentem i wiedzą o samochodach, który potrafił nawet na polach walki prowadzić ambulanse z rannymi, unikając wypadków. Ciekawa postać w historii ruchu samochodowego w Polsce sprowadzał pierwsze rolls-royce'y. W 1929 r. reklamował się jako importer i przedstawiciel amerykańskich aut Overland Whippert, ale to jest temat na inne opowiadanie.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Piaseczyński. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama