Rocznica zniknięcia przedziwnego architektonicznie obiektu i jednocześnie pojawienie się w kolekcjach ciekawego zdjęcia, zdopingowało mnie do wspomnień o tym miejscu i księdzu, który odegrał ciekawą rolę w historii Piaseczna. Jeszcze 10 lat temu jadąc od strony piaseczyńskiego rynku, gdy minęliśmy ul. Jana Pawła II tuż na jej rogu z ul. Puławską można było zobaczyć dziwną budowlę zwaną przez mieszkańców parafialniakiem.
Budynek domu parafialnego był zdecydowanie tajemniczy. Tajemniczości tej budowli nadawał klimat, jaki panował wokół niej. Rozpoczęto budowę kościoła, ktoś zakazał kontynuacji, ktoś obawiał się, że stalinowska władza zamieni budynek parafialny na magazyn zbożowy. Niejasność sprawy była powodowana tym, że rodzice nie chcieli nas wtajemniczać w zawiłości polityki władz, bo moglibyśmy coś palnąć nie w tym miejscu co potrzeba i kłopoty gotowe. I tak w latach 50. i 60. budynek był owiany tajemnicą i tyle. Dla dzieci uczęszczających tu na religię był jak twierdza Malbork z głębokimi obszernymi piwnicami niezbyt dobrze zabezpieczonymi przed wejściem do nich.
Nasz Malbork, w planach był Domem Spotkań Parafialnych, może nawet niewielkim kościołem, którego budowa rozpoczęła się po wojnie, w latach 1947 - 1950 i nigdy nie została zrealizowana do końca. Przez lata frontem do ulicy Puławskiej stała piętrowa kaplica ze strzelistymi otworami okien i dziwnie wąskimi, choć wysokimi drzwiami wejściowymi. Nieco cofnięta część budynku od strony północnej dopełniała frontu kaplicy. Szerokie strome schody prowadziły do wnętrza. Natomiast z tyłu tejże kaplicy istniało coś przedziwnego. Był tu długi mur z cegły w kształcie prostokąta z wieloma otworami okiennymi podobnymi do tych na froncie budowli. Nie zdążono zadaszyć tej części, toteż siły przyrody i mijający czas robiły tu spore spustoszenia. Wszędzie walały się cegły i części muru, wyrastały brzózki samosiejki. Przez kilka lat wyglądał ten obiekt jak pozostałość po bombardowaniu. Małym poszukiwaczom skarbów templariuszy było łatwo dostać się do piwnic, buszować w ruinach. W części frontowej domu parafialnego, która jakimś cudem została skończona na parterze, odbywały się lekcje religii dla uczniów szkół podstawowych i ponadpodstawowych z całego miasta, spotkania grup katolickich i msze niedzielne. Na piętrze budynku było mieszkanie dla organisty.
Ks. Kazimierz Siwak i jego perypetie z Parafialniakiem
W 1958 roku do Piaseczna na stanowisko proboszcza parafii św. Anny przybywa ks. Kanonik Kazimierz Siwak. Jemu to przypadła rola mediatora w sprawie domu parafialnego. Trzeba było podjąć decyzję czy wyburzyć część budowli, która na środku miasta wyglądała dość niecodziennie, jako pozostałość po wojnie. Ksiądz był energiczny, interesujący się historią miasta, dyplomata umiejący iść na kompromis z komunistycznymi władzami, postać dość niezwykła i godna osobnej opowieści. Ukończył gimnazjum w Otwocku, studiował w Seminarium Metropolitalnym w Warszawie. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1930 r. Był magistrem teologii i historii. Przez całe swoje życie ksiądz Siwak kolekcjonował informacje-ciekawostki na temat historii Polski. Interesował go szczególnie Karczew. Przyczynił się do stworzenia monografii tego miasteczka. Ród Siwaków w Karczewie to jak w Piasecznie Rowińscy, Regnerowie, czy Poncyliusze. Ksiądz Kazimierz przybył do Piaseczna ze swoją mamą staruszką. Przemiłą osobą i pacjentką doktor Mrówczyńskiej.
W czasie kampanii wrześniowej nasz proboszcz był kapelanem wojskowym, pełnił tę funkcję w Armii „Poznań” generała Kutrzeby i Armii „Pomorze” generała Bartnowskiego. Po bitwie pod Bzurą otrzymał Krzyż Walecznych, był też odznaczony krzyżem AK. Przez wiele lat pełnił funkcję spowiednika Prymasa Tysiąclecia Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Przez 20 lat, jakie spędził w Piasecznie dyplomatycznie konferował z kolejnymi przewodniczącymi Rady Narodowej Piaseczna w sprawie parafialniaka. Pomysłów owi panowie mieli wiele. Jeden z nich wpadł na pomysł zlikwidowania cmentarza parafialnego i stworzenia w jego miejsce parku miejskiego, na szczęście nie udało się. A parafialniak z częścią ruin, jak stal tak stał.
Kto by nie pamiętał księdza Kazimierza?! Obszernej tuszy, rumianego, rubasznego, wygłaszającego ogniste kazanie niedzielne z wysokości rokokowej ambony w kościele św. Anny. Krewkość kapelana wojskowego czasami się w nim budziła, gdy któreś z dzieci rozrabiało w czasie mszy, potrafił huknąć z ambony po nazwisku na delikwenta. Co do kontynuacji budowy przy ul. Puławskiej ciągle decyzji nie było.
I tak dopiero w 1972 roku proboszcz Kazimierz zdołał dojść do porozumienia z władzami w sprawie domu parafialnego. Widocznie zmiany na stanowisku pierwszych sekretarzy PZPR i „odejście” Władysława na rzecz Edwarda ociepliło nieco stosunki państwo – kościół, (przynajmniej na początku epoki gierkowskiej). Postanowiono, że zostanie rozebrana niezadaszona część budowli od strony zachodniej. Działka przejdzie na Skarb Państwa. W późniejszym czasie przeniesiono tu z ulicy Kościuszki (do nowo wybudowanego obiektu) Narodowy Bank Polski.
Ksiądz Kazimierz Siwak zmarł w 17 lipca 1979 roku i nie doczekał się jednoznacznego rozwiązania kwestii budynku i działki. Kolejny proboszcz uzyskał od Narodowego Banku Polskiego, który oddano do użytku w czerwcu 1993 roku, rekompensatę finansową za działkę.
Z czasów stanu wojennego (1981 - 1983) pamiętam długie kolejki stojące na schodach parafialniaka, ciągnące się na podwórko posesji i wychodzące aż na ulicę Puławską, po dary dla dzieci z zachodnich paczek. Był to na przykład ser żółty, mleko w proszku i odzież. Otrzymaną ilość „skarbów” wpisywano do Książeczek Zdrowia Dziecka. Kilkugodzinne oczekiwania i zdobyczne pół kilo żółtego sera niesione z radosną miną – udało się! Był to chyba najsmutniejszy widok, jaki widziałam w Piasecznie.
Ostatnia akcja, jaka odbyła się w parafialniaku to ćwiczenia w razie ataku terrorystycznego, o czym pisała lokalna prasa, bo wydarzenie to było dość spektakularne.
21 sierpnia 2014 roku budynek przy ulicy Puławskiej przestał istnieć. Spojrzałam na zniwelowany teren i wydało mi się, że działka, która pozostała po domu parafialnym jest dziwnie mała. A tyle historii można opowiedzieć o tym miejscu. Za kilka lat nikt ich nie będzie pamiętał. Dziś zobaczymy tu wygodny parking.
Napisz komentarz
Komentarze