Maleńki dom przy ul. Kościelnej w Piasecznie fascynuje przechodniów. Jest to bezcenny zabytek dawnej drewnianej architektury miejskiej Piaseczna. Sądzę, że chętnie mieszkańcy usłyszeliby ciekawą historię o mieszkańcach tego urokliwego miejsca. Jeszcze ciągle dom jest zamieszkały, czego oznaką jest snujący się dym z komina i miauczące pod drzwiami koty proszące o wejście do środka. Nic dziwnego, że „zielony domek”, jak go nazywają mieszkańcy Piaseczna ze względu na kolor okiennic, obserwatorów fascynuje. Jest ostatnim z kilku domów drewnianych z ulicy Kościelnej zwanej niegdyś ul. Błońską. Budynek ma ciekawą formę, bardzo charakterystyczną dla polskich domów miejskich w regionie mazowieckim. Szczególnie charakterystyczny jest dwuspadowy dach z dodatkowymi, niewielkimi, trójkątnymi połaciami zwanymi naczółkami w części szczytowej ścian. Zachowały się tu okiennice przy oknach i drzwiach wychodzących wprost na ulicę. To wszystko świadczy o tym, że gospodarze tego domku o niewielkiej powierzchni mieszkalnej, bo około 100 m kw., niewielkiej jak na dom wolnostojący, zawsze o niego dbali konserwując, malując, zmieniając pokrycie dachu. Zielony domek jest domem drewnianym, otynkowanym, pomalowanym na biało z dachem pokrytym blachą. Ponieważ są przypuszczenia, że budowano go w pierwszej połowie wieku XIX (nawiasem mówiąc nikt nigdy nie badał jego wieku) przypuszczam, że dach był pokryty kiedyś gontem. Świadczą o tym też bliźniacze domki z sąsiedztwa, których fotografie na szczęście się zachowały, ale nie domy.
Dawna zabudowa ul. Błońskiej, dziś ul. Kościelnej
Na mapie z 1825 roku sporządzonej przez geometrę Augusta Sulikowskiego w linii zabudowy ul. Błońskiej były 4 podobne domy, z których jeden sąsiadujący z zielonym domkiem jeszcze w latach 60. XX w. należał do Franciszka Paliwody, miał 89 m2 powierzchni i 223 m3 kubatury. Następny budynek, też drewniany należał do parafii rzymskokatolickiej w Piasecznie. Posiadał 4 izby, o powierzchni 98 m2 i kubaturę 217 m3. Nazywany był przez mieszkańców organistówką i temu budynkowi poświęcę wkrótce dłuższą opowieść. Według mapy z 1825 r. mamy tu do czynienia wzdłuż ulicy Bońskiej z działkami o numerach, patrząc od prawej: 137, 136, 135, 134 i 133. I tak działka 137 należąca na początku wieku XIX do księdza proboszcza Meliniego, brata żony Franciszka Ryxa (Ryx starosta piaseczyński i budowniczy Poniatówki) była zabudowana też drewnianym domem, jemu poświęciłam już sporo uwagi w innej opowieści. Franciszek Melinii był budowniczym naszej plebanii.
Działka 136 na mapie jest niezabudowana, na posesji 135 stoi maleńki domek, jak wskazuje mapa. Czy to ten sam, który stoi do dziś przy ul. Kościelnej i nazywany jest zielonym domkiem? Bez badań architektonicznych i archeologicznych nie odpowiem. Dalej na działkach 134 i 133 stoją domy, które powyżej opisałam, czyli dom Paliwody i dalej organistówka. Po przeciwnej stronie ulicy jest kościół, w XVIII wieku był cmentarz i dalej na północ zawsze były ogrody plebańskie.
Krótka opowieść o mieszkańcach z posesji 136
Pokusiłam się o analizę ksiąg parafialnych i liczyłam, że odszukam mieszkańców ul. Błońskiej. Żmudna to praca, bo analiza ksiąg wymaga skupienia i szczęścia. Ciekawiła mnie posesja 135, ta z zielonym domkiem, tymczasem natrafiłam na informacje z posesji sąsiedniej, czyli 136. I te informacje mnie zafascynowały. Na mapie z 1825 r. działka jest niezabudowana, a tu się okazuje, że w 1808 r. stał tu dom. Należał do kowala Macieja Jędrzejewskiego i jego żony Agnieszki z Liwińskich. Gdy oboje małżonkowie dobiegali 50 r.ż., urodziły się im bliźnięta – dziewczynka i chłopczyk. Nadali im imiona Franciszka Kunegunda i Franciszek Józef. Los tych dzieci bardzo mnie zaciekawił. Rzadko w tych czasach bliźniaki przeżywają, a jeśli już to tylko jedno z nich, drugie na ogół jest słabsze biologicznie. Nie pozostało mi nic innego, tylko dalej sprawdzać księgi. Znalazłam niestety akt zgonu małego Józia, którego śmierć zgłaszał kowal Maciej Jędrzejewski i sąsiad profesji zduńskiej Walenty Rusicki. Józio zmarł o trzeciej nad ranem 15 lipca 1809 r., mając cztery miesiące. Z tej księgi zgonów można wywnioskować, że panowała wśród dzieci epidemia, bo kilkoro maluchów w tym czasie straciło życie, zastrzegam, że to jest moje przypuszczenie. Losów bliźniaczki Franciszki Kunegundy nie poznałam jeszcze, będę szukać informacji i je analizować. Jest szansa, mała iskierka, że przeżyła. Znalazłam akt ślubu, ale zgadza się w nim tylko drugie imię panny młodej - Kunegunda, imię ojca – Maciej i nazwisko panieńskie matki - Liwińska. Zdarzały się pomyłki w aktach, ale tu byłoby ich sporo.
Dziś w miejscu domu Jędrzejewskich stoi obszerny budynek wybudowany dla spółdzielni PSS., ale to już temat na inne opowiadanie. Mam ogromną nadzieję, że zielony domek będzie trwał i dalej fascynował swoim istnieniem. I mam nadzieję, że kiedyś napiszę historię pokoleń jego mieszkańców.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze