Reklama

Pożary w Piasecznie, czyli o strażakach, pogorzeliskach i kolejce wąskotorowej

W mojej opowieści poruszę temat, który jest niestety bardzo na czasie. W modlitwie na czas wojny jest wers: „Od powietrza, głodu, ognia i wojny. Wybaw nas, Panie!”.
Pożary w Piasecznie, czyli o strażakach, pogorzeliskach i kolejce wąskotorowej
OSP Piaseczno, zbiory: Tomasz Lenard

Wydawałoby się, że tekst tej suplikacji powinien być odłożony na zawsze w muzeum religii, no ale okazało się, że jeszcze nie czas. Pożary, epidemie, głód i w końcu wojna okazały się realne tu i teraz. Mój temat o pożarach Piaseczna w czasach pokoju przywołuje obrazy nie tylko zniszczenia ludzkiego dobytku, ale też wyjaśnia szereg tajemnic tego miasta, których jeszcze nikt nie zbadał, nie zdefiniował i to jest genezą moich poszukiwań. Jednocześnie jest hołdem dla piaseczyńskich strażaków, do którego grona należeli od zawsze najbardziej szanowani obywatele miasta Piaseczna.

Zwykła, lakoniczna notatka prasowa może dać więcej informacji o ludziach Piaseczna niż niejedna długa i nudna opowieść. Spróbuję to udowodnić. Zaczynam od roku 1910 i informacji z Gazety Świątecznej. Starałam się nie zmieniać tekstów z prasy, delikatnie je tylko opracowując. 

Piaseczno, strażacy przed remizą OSP w Piasecznie fot: Tomasz Lenard

„Gazeta Świąteczna” notatka z 1910 r. 

„Miasteczko Piaseczno w stronach warszawskich i okolice jego nawiedziły w ciągu dwóch tygodni aż cztery pożary. W dniu 5 listopada we wsi Żabieńcu o 2 wiorsty od Piaseczna zapaliły się dwie stykające się ze sobą stodoły. Dalszemu rozszerzeniu się ognia zapobiegła straż ogniowa z Piaseczna. Gdy straż przybyła, gospodarz Świetlik odezwał się: — Panowie! odprzęgnijcie od beczek swoje konie, bo są zmęczone; my założymy swoje. — Za jego przykładem inni gospodarze dali również konie, i dostarczono tyle wody, że sikawki nie zdołały jej wypompowywać i lano ją na ogień kubłami. W dniu 12 listopada wybuchł pożar w Piasecznie. Zapaliła się stajnia Józefa Szafrańskiego i już miał się zapalić dom zaledwie trzy łokcie odległy. Sikawki nie można było wprowadzić z powodu ciasnoty. Aż tu strażak Walerian Skaryszewski przystawia do szczytu domu drabinę, wylewa na siebie kubeł wody, z drugim kubłem z wodą w chocki na drabinę i oblewa zapalające się deski, nie bacząc, że odzież na nim już się tli. Tymczasem towarzysze jego osękami rozerwali płonący budynek i zaleli ogień wodą z sikawek. W dniu 16 listopada spłonęła stodoła we wsi Chyliczki. I tam straż ogniowa z Piaseczna zapobiegła większemu nieszczęściu. Nocą na 19 listopada we wsi Staro Iwiczna pod Piasecznem spalił się wiatrak, a w nim wędrowny czeladnik młynarski, którego przyjęto na nocleg w miasteczku.  Przykro to pisać, ale straż ogniowa musi przemocą brać konie do wyjazdu, chociaż zarząd straży płaci po 3 ruble od pary koni. Tylko wdowa Wasiewiczowa wysyła chętnie swoje konie na każdy pożar.” 

OSP Piaseczno, zbiory: Tomasz Lenard

Dziennikarz, który napisał tę relacje podpisał się inicjałami HG. Jakież ciekawe spostrzeżenia socjologiczne zawarł w tak krótkim tekście. Reakcje mieszkańców wobec czyjegoś nieszczęścia, jak zawsze od wieków – różne. Warto zapamiętać nazwiska bohaterów. Jestem pewna, że są jeszcze rodziny w Piasecznie, które znajdą w tej opowieści swoich krewnych.

1900 rok, czerwiec - „Kurjer Warszawski”

Z tej notatki płynie jasny wniosek i odpowiedź na pytanie, dlaczego wzdłuż ul. Sierakowskiego, czyli dawniej ul. Krakowskiej, nie zachowały się domy z XIX wieku. Oto tekst: 

„Pożar w Piasecznie. Donoszą nam telefonicznie: „Wczoraj, po godz. 3-ej po południu, wybuchł w Piasecznie pożar w jednym z domów drewnianych, położonych o 30 sążni od linii kolei warszawsko-grójeckiej. Ogień wybuchł na facjatce, prawdopodobnie wskutek nieostrożności lub podpalenia i szybko ogarnął domy sąsiednie w dzielnicy koło stawu. Pomimo energicznego ratunku, niesionego przez nabiegłych z sikawką ludzi z fabryki w Jeziornej oraz pomocy służby kolejowej i robotników przedsiębiorcy, budującego kolejkę obwodową, nie zdołano ocalić płonących domów, a jedynie udało się pożar do godz. 10-ej wieczór umiejscowić. Spłonęło jednakże siedem domów drewnianych i jeden murowany, a w nich sporo sklepów i ruchomości mieszkańców. Straty dość znaczne. Dogaszanie zgliszcz potrwa do rana.” 

I tu jest ciekawostka. Kto czytał kilka poprzednich moich opowieści o piaseczyńskiej dzielnicy „przy stawie”, a dziś będą to okolice Skweru Kisiela, zapewne zorientuje się, w którym miejscu powstał ten pożar. Kilka lat temu zaprzeczano, że niemożliwym jest, aby kolej wąskotorowa do roku 1900 miała trasę przez centrum miasta Piaseczna. Podawano różne argumenty, między innymi też ten, że środek miasta był zabagniony, a tory nie mogą leżeć na grząskim gruncie itp. W tej notatce prasowej dziennikarz określa odległość płonących zabudowań od linii kolejowej. Jeśli przyjmiemy, że od 1849 w Imperium Rosyjskim, w tym też w zaborze rosyjskim, sążeń rosyjski wynosił 2,133561 m, to otrzymamy odległość 30 x 2,133561 = 64,00m. Dziś to jest odległość między punktem np. Stara Łaźnia, a ul. Kościuszki przy sądzie. Wniosek z tego, że tory kolejki biegły jeszcze w czerwcu 1900 r., gdy wybuchł pożar przy stawie, przez centrum miasta. Natomiast już w sierpniu tegoż roku 1900 czytamy w Kurjerze Warszawskim notatkę pod tytułem: 

Kolejka w Piasecznie:” Dzisiaj rozpoczął się ruch wszystkich pociągów kolejki warszawsko-grójeckiej po nowo wybudowanej linii objazdowej dokoła Piaseczna. Pociągi idące z Warszawy do Góry Kalwarii dochodzą, jak dawniej, do wiatraka i po zwykłym postoju cofają się o sto sążni na weksel, po czym okrążają z prawej strony osadę. Pociągi idące z Góry Kalwarii dochodzą do weksla, cofają się na stację przy wiatraku, skąd wyruszają prosto do Warszawy. Przewlekła trochę manipulacja uprości się z chwilą, gdy stanie nowy dworzec kolejowy na przecięciu Piaseczna, przy drodze wiodącej do Gołkowa. Projektowana trasa jest stacją krzyżową do Grójca i Góry Kalwarii.” 

Wspomniana tu stacja Wiatrak, która dziś znajdowałaby się przy wlocie do centrum starego Piaseczna od strony Warszawy, wzięła swoją nazwę od stojącego tu malowniczego wiatraka. Wiatrak prawdopodobnie spłonął w 1914 roku. Początkowo sądziłam, że wiatrak opisany powyżej i ten przy stacji mógłby być tym samym, ale nie o tym w tym tekście. Ważną tu informacją jest ta, że jednym z powodów przeniesienia torów kolejki poza miasto, było zapewnienie bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Sypiące się iskry z kominów parowozów – samowarków były na pewno zagrożeniem dla drewnianych domów w Piasecznie.

OSP Piaseczno, zbiory: Tomasz Lenard

 

Historia piaseczyńskich bohaterskich strażaków

Historię piaseczyńskich bohaterskich strażaków, analizę ich pochodzenia, wielopokoleniowe koligacje druhów z OSP zapisały się na tysiącach kart historii miasta. Tu wspomnę dwóch z nich. Pierwszy to założyciel Straży Ogniowej w Piasecznie, farmaceuta Władysław Mzura Starzeński, społecznik, człowiek o wysokiej kulturze, czego dowody można znaleźć w notatkach prasowych z początku XX wieku. Organizator Macierzy Szkolnej, co potwierdza dziennik Słowo z 1906 r.: 

„Następujące Koła Macierzy zalegalizowane zostały w gub. warszawskiej: 1) Koło w Słomczynie, w pow. warszawskim prezes ks. prałat Tymieniecki, sekretarz ks. B. Karwowski. 2) Koło w Piasecznie, w pow. warszawskim; prezes Władysław Starzeński, sekretarz T. Misiorek itd.” 

Starzeński to też Prezes Komitetu Obywatelskiego, a także organizator Kasy Oszczędnościowo- Pożyczkowej, gdzie również prezesował, był też przewodniczącym Rady Opiekuńczej. Przełom XIX i XX wieku w Piasecznie to – przypomnę – działalność Domu Opieki hrabiny Ludwiki Moriconi, który następnie przeistoczył się w świetnie zorganizowany dom dla sierot. To czas działalności obu księży Matulewiczów, hrabianki Cecylii Plater-Zyberkówny i w końcu doktora Antoniego Jaszczołta, który swoją działalnością łączył wszystkie te środowiska, a także jest to historia powstającej dzielnicy letniskowej i tworzenia kolejek wąskotorowych. I oto pojawia się w tym szanownym gronie farmaceuta Władysław Mzura Starzeński. Wielkim zaufaniem obdarzyli go mieszkańcy Piaseczna, skoro zaproszono go do tak wielu instytucji i oferowano najwyższe stanowiska. O społecznikowskich pasjach farmaceutów tego okresu napisano wiele tomów, w wielu miastach trzech zaborów można było spotkać tych charakterystycznych filantropów. Wnioskuję, że nad wyraz częsty kontakt z niedolą ludzką kierował ich na drogę działań społecznych. Ironicznie zwani „pigularzami”, musieli mieć dużą wiedzę, bo własnoręcznie sporządzali pigułki i mikstury, leków gotowych było w aptekach niewiele lub wcale. 

OSP Piaseczno oddział strażaków przy ul. Zgoda fot: ze zbiorów Tomasza Lenarda

Jaki wspólny mianownik łączy Starzeńskiego z następnym bohaterem mojej opowieści Hassem? 

Na pewno ogromna wiedza z zakresu chemii. Tak nawiasem mówiąc, o czym muszę tu wspomnieć, pisząc tę opowieść miałam zaplanowaną inną treść i w sposób dla mnie niepojęty pojawiła się konieczność skojarzenia strażaka Karola Hassa z opisywaną w gazetach historią z 1928 r., a przecież w notatce prasowej padło tylko źle napisane nazwisko. Intuicja szepnęła mi: zajmij się tym strażakiem Hassem. Wniosek: widocznie bohaterowie chcą, żeby o nich pamiętać. 

Zacznę od informacji prasowych z lipca 1928: 

„Wczoraj w godzinach południowych w zabudowaniach Adama Poncyljusza w Piasecznie wybuchł groźny pożar, który doszczętnie strawił stodołę, oborę i budynki mieszkalne Stanisława Szafrańskiego i Poncyljusza. Miejscowa straż ochotnicza nie mogła podołać tłumieniu pożaru, dopiero 3 oddziały straży pożarnej przybyłe z Warszawy po kilku godzinach wytężonej pracy ugasiły pożar.”

a w dzienniku ABC: 

„Przy ul. Kościelnej w Piasecznie wynikł pożar w domu Adama Poncyljusza. Ogień mając łatwopalny materiał oraz podsycany wiatrem, rozszerzał się z szaloną szybkością. Na ratunek przybyła miejscowa straż ochotnicza, a następnie takież straże z okolic: Gołkowa i Nowo-Iwicznej. Mimo to straże te, przeczuwając, że nie będą mogły podołać z rozszalałym żywiołem, zaalarmowały komendę straży ogniowej w Warszawie. Wobec tego na miejsce wyruszyły pogotowia strażackie z I-go i IV-go oddziałów, nadto zaś beczkowóz zawierający 2800 litrów wody – z I-go oddz. Dzięki energicznej akcji ratunkowej straży warszawskiej oraz dostatecznej ilości wody z pobliskiej sadzawki w ogrodzie ks. proboszcza pożar zlokalizowano. Oprócz domu mieszkalnego Poncyljusza oraz stajni. 2-ch stodół i kuźni jego, spalił się sąsiedni dom mieszkalny Stanisława Szafrańskiego. W pewnym momencie w czasie akcji ratunkowej wiatr przerzucił iskry przez ogród i przez szosę na ul. Warszawską, tj. w odległości około 300 m., gdzie zaczął się palić dach na jednym z domków. Pożar w porę zauważono i w zarodku ugaszono. Przyczyną pożaru był – według opinii kpt. Hasa kierującego akcją ratunkową wadliwie urządzony komin.”

 

Kapitan Karol Hass fot: zdjęcie od Jacka Mrówczyńskiego

Akcją ratunkową kierował Karol Hass. Szukając wiedzy o tym niezwykłym człowieku dostałam najpierw zdjęcie od Jacka Mrówczyńskiego, bo okazało się, że Karol to jego krewny, brat babki Jacka Stanisławy Szymańskiej z domu Hass. Stanisława dużo o swoim bracie opowiadała wnukowi, twierdząc jednocześnie, że Jacek odziedziczył geny po Karolu. Przejawiało się to w tym, że nie tylko jest do niego podobny fizycznie, ale też liczne zainteresowania obu są zbieżne: umiłowanie historii, ogromna wiedza z zakresu chemii, zdolności do nauki języków obcych, gromadzenie książek, zbieranie artefaktów. Również całkowita niezdolność do robienia tak zwanych interesów. Przykładem tego jest fakt, że Karol Hass założył w Łowiczu fabrykę barwników, która pochłonęła pieniądze i na końcu zbankrutowała. Jacek opowiada z uśmiechem, że co do tej „zdolności” to całkowita prawda. Karol Hass był mężem Jadwigi, a oboje, tu ogromna ciekawostka – byli rodzicami bohaterskiego harcerza Wojtka Hassa ps. Bocian, który zginął w bitwie pod Pęcicami 2 sierpnia 1944 r. I jeszcze jedna ciekawostka: Stanisława i Karol byli rodzeństwem nieszczęsnej Bronki, zastrzelonej przez narzeczonego w Stacji Cyklistów, która to traktiernia stała niegdyś na skrzyżowaniu ulic Sienkiewicza i Kościuszki w Piasecznie. Jeszcze w latach 60. babcia Jacka pani Stanisława Szymańska prowadziła w tym miejscu restaurację.

Większość członków z tej rodziny jest pochowana na piaseczyńskim starym cmentarzu, a kapitan Karol Hass pochowany jest na cmentarzu powązkowskim.

 

OSP Piaseczno / Ze zbiorów Tomasza Lenarda

Czytaj też:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Piaseczyński. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama