Reklama

Aplikacja- ratunek przed koronawirusem?

Aplikacja- ratunek przed koronawirusem?

Rządowa aplikacja reklamowana jest hasłem „Pokonajmy razem koronawirusa!”, ale program nie zbiera zbyt dobrych recenzji. Czy STOP COVID – ProteGO Safe rzeczywiście jest w stanie zapobiegać zakażeniom?


W ostatnich dniach padają w Polsce kolejne rekordy w przypadkach koronawirusa. O ile jeszcze jakiś czas temu notowaliśmy po 300-500 zakażeń dziennie, tak teraz na liczniku wybija ich 2000. „Dezynfekcja”, „Dystans” i „Maseczki” – o tych środkach mających zapobiegać rozprzestrzenianiu się wirusa ciągle przypomina ministerstwo zdrowia. Od czasu do czasu wspomina również o jeszcze jednej rzeczy, która większości osób zapewne nic nie mówi. To wydana przez resort cyfryzacji, we współpracy z Głównym Inspektoratem Sanitarnym, aplikacja STOP COVIDProteGO Safe.

„Pokonajmy razem koronawirusa” – reklamują twórcy programu. STOP COVID powstał w kwietniu tego roku, czyli w momencie, kiedy pandemia w Polsce dopiero nabierała rozpędu. To polski odpowiednik podobnego typu programów na smartfony dostępnych między innymi we Francji, Niemczech czy w krajach azjatyckich. Pod koniec września informowano, że z aplikacji korzysta ponad 800 tysięcy osób, a dostępne są już jej nowe wersje w języku angielskim oraz ukraińskim. Jest ona dobrowolna i bezpłatna. Jaki był zamysł twórców tej innowacyjnej metody walki z wirusem?

Aplikacja skanuje otoczenie, w którym przebywasz w danym momencie i kontaktuje się z innymi urządzeniami, na których jest zainstalowana. Jeżeli na COVID zachoruje osoba, z którą twój telefon miał kontakt przez więcej niż 15 minut w odległości 2 metrów, urządzenie poinformuje, że miałeś styczność z osobą zakażoną. Co istotne, wszystko jest rejestrowane anonimowo.

– To aplikacja, która pomoże nam w wychodzeniu z obostrzeń związanych z pandemią. Im więcej z nas będzie z niej korzystać, tym szybciej i skuteczniej ograniczymy tempo i zasięg rozprzestrzeniania się koronawirusa – pisała niedawno na Twitterze Kancelaria Premiera.

Test oceny ryzyka i dzienniczek zdrowia


Aby zbierać informacje, telefon musi mieć włączoną usługę Bluetooth. Po wpisaniu swojego nicku lub pseudonimu wykonujemy test oceny ryzyka, który oczywiście nie stanowi żadnej diagnozy. Wpisujemy swój zakres wiekowy (mniej lub więcej niż 65 lat), a także zdiagnozowane choroby. Później przechodzimy do aktualnych objawów – poza kaszlem itp. mamy w nich np. możliwość zaznaczenia biegunki, mdłości czy upośledzonego zmysłu smaku lub węchu. Zaznaczamy, czy w ciągu 14 dni mieliśmy kontakt z kimś z podejrzeniem zakażenia i na tym kończy się test. Z innych funkcji otrzymujemy możliwość przejrzenia różnych porad oraz funkcję dziennika zdrowia, do którego wpisujemy sobie temperaturę, objawy itd. Po wszystkim pozostaje już tylko czekać na ewentualne powiadomienie.

Przyznam szczerze, że aplikacja nie zagościła na dłużej w moim telefonie, a to głównie dlatego, że w mojej opinii w obecnych realiach nie ma ona najmniejszego sensu. Jak już wspomniałem, rząd informuje, że korzysta z niej 800 tysięcy osób, czyli jakieś 2 procent Polaków. Zresztą ciężko mi uwierzyć, że każda z tych osób chodzi wszędzie z włączonym Bluetoothem. To już na wstępie sprawia, że wiara w to technologiczne „lekarstwo” na COVID słabnie. Ponadto wiele osób lekceważy zwykły nakaz noszenia maseczek w komunikacji miejskiej czy w sklepach, więc trudno, by sytuacja miała ulec zmianie i wszyscy w magiczny sposób zaczęli nagle raportować swój stan zdrowia przy zwykłym kaszlu, który towarzyszy ogromnej liczbie osób zakażonych koronawirusem. Co nie oznacza, że sam pomysł jest zły.

Hasło klucz: „liczba użytkowników”


Sama idea tego rodzaju aplikacji w mojej opinii jest naprawdę dobra, ale potrzeba przemyślanego sposobu działania. Gdyby używanie takiej technologii było obowiązkowe (np. w miejscach stanowiących duże skupiska ludzi), liczba użytkowników byłaby większa, a tym samym jednocześnie prawdopodobieństwo, że apka nie będzie kurzyć się w telefonie. Generalnie hasłem klucz, które determinuje powodzenie całej akcji, jest w tym przypadku „liczba użytkowników”.

 Zachęcenie ludzi do pobierania aplikacji nie uda się jednak bez większej kampanii promocyjnej. Wpisy na Twitterze czy posty na Facebooku ministerstwa zdrowia to jednak za mało. Wydaje mi się, że rządzący niby chcą wypromować aplikację wśród obywateli, a z drugiej strony jakby sami mieli świadomość, że miną wieki, zanim uzyska się oczekiwany efekt i może lepiej skupić się na czymś innym.

Podobne aplikacje w każdym kraju przyjmowane są inaczej. W Niemczech w ciągu pierwszej doby dokonano 6,5 miliona pobrań, ale później narzekano na problemy techniczne. We Francji duża część użytkowników odinstalowała aplikację zaraz po jej ściągnięciu. W Polsce jak na razie w jednym sklepie blisko 2800 osób krytycznie oceniło STOP COVID – ProteGO Safe, wystawiając ocenę 2,5. Raczej wątpliwe, by nagle opinie na jej temat uległy poprawie.

Czytaj także:Polski test na COVID-19 – szybki i tani


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Piaseczyński. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama