Dziś zastanawiam się jak okres powojenny, wpłynął na rozwój Zalesia Górnego, które w latach 30. miało ambicję, aby prześcignąć Konstancin i Skolimów? Odczuwam to jakby istnienie dwóch światów zupełnie różnych, przeciwstawnych, niezależnych i mających mało punktów wspólnych. Światów przed i powojennych. Wojna postawiła granicę między tymi światami i chyba ta granica istnieje do dziś.
Z jednej strony mam przed oczyma córkę założyciela Zalesia Górnego panią Zofię Wisłocką, dystyngowaną starszą panią o nienagannych manierach, zakochaną w roślinach, wspominającą przedwojenne koncerty i podwieczorki w ogrodach leśnych, pełnych motyli i śpiewu ptaków.
Z drugiej strony widzę hałaśliwych młodzieńców z lat sześćdziesiątych z radiami tranzystorowymi przy uszach (rozkręconych na cały regulator) i skrzynkami tanich win owocowych zawiniętymi w koc, wychodzących tłumnie z podmiejskiego pociągu.
Geneza Ośrodka „Wisła”
Rok 1945 nie przynosi upragnionej wolności. Zaczyna się rabunkowa gospodarka gruntami, kwaterunek, rekwirowanie tego, co pozostało po dawnych właścicielach domów i działek. Podział na małe działki, mniejsze niż 1500,0 m kw. Budowanie bez nadzoru architektonicznego, czyli bez pomysłu i ogólnej koncepcji. Najważniejsze staje się uprzemysłowienie regionu.
W Piasecznie w latach 1956 – 1965 powstają duże zakłady przemysłowe. Największy z nich to Zakład Lamp Oscyloskopowych w Iwicznej zatrudniające 2,5 tys. ludzi, „Lamina” zakład przemysłu elektrotechnicznego zatrudniający 1,8 tys. pracowników. W Górze Kalwarii w tym czasie powstają zakłady „Hortex” i „Inco”, czyli kolejne 2 tys. pracowników. Rozwija się przemysłowy Służewiec. Obliczono, że z Piaseczna do Warszawy w latach sześćdziesiątych dojeżdżało (w 1964 r.) około 9 tys. ludzi, z tego 42% to pracownicy w różnych gałęziach przemysłu. Polska wchodzi w fazę gomułkowskiego socjalizmu, którego ideą jest dbanie o klasę robotniczą. Klasa robotnicza ma obowiązek wypoczywać. Wyjazdy zagraniczne są niemożliwe, tylko prominenci na wakacje mogą pojechać do Bułgarii, nad węgierski Balaton, czy w wyjątkowych wypadkach do Jugosławii. Klasie robotniczej trzeba stworzyć warunki do wypoczynku niedaleko miejsca pracy. Pada na Zalesie Górne. Zakład Rybactwa Stawowego w Żabieńcu (od 1951 roku stacja naukowa) udostępnia dwa stawy. Zostaje wybudowane molo dla kajaków, łodzi i rowerów wodnych. W latach 1957 - 1959 trwa budowa ośrodka „Wisła”, kompleksu wypoczynkowego.
Jedziemy do Zalesia Górnego
W 1962 zostaje zelektryfikowana linia pociągu podmiejskiego do Czachówka, położony zostaje drugi tor. Dojazd do Zalesia Górnego z Piaseczna i Warszawy staje się wygodny. Pociągi w niedzielne letnie poranki przez całe lato będą wypluwały setki jednodniowych wczasowiczów (soboty w tym czasie były pracujące). „Turyści” będą taszczyć nad jeziorko skrzynki z tanimi winami i prowiant w formie jajek na twardo. Dwie jadłodajnie przy promenadzie nie zaspokoją takiej ilości chętnych na schabowego z kapustą. Pamiętam je jako ciągle zatłoczone, czas oczekiwania na miejsce, potem na obiad był tak długi, że szkoda gadać. Przy brzegu stawu zrobiono atrakcje, amfiteatr, czasami funkcjonowała strzelnica i kręgielnia. Za mostkiem, na przeciwległym brzegu stawu wybudowano betonowy basen z fontannami. Były też boiska do gry w siatkówkę i oczywiście modną bardzo w latach sześćdziesiątych kometkę. W kometkę, czyli badmintona grali wszyscy. Nie potrzebne były boiska i siatki, wystarczyły 2 rakietki i lotka, no i chętni do gry. Kometka była znakomitym sposobem na podrywanie dziewczyn. Wystarczyło kilka razy skierować lotkę na koc opalającej się piękności i ...zachęcić do gry. Przed basenem na trawie rozkładano koce i grano w karty, w tysiąca, remika i pokera (na zapałki).
Budowanie socjalizmu to czas likwidowania prywatnej inicjatywy, w związku z tym nie było zezwoleń na punkty małej gastronomii, nawet w przypadku tak oblężonego latem ośrodka. Pojawiały się jedynie saturatory z wodą zwaną „gruźliczanka”. Mały zbiorniczek na kołach, parasol, dwa baniaczki z sokiem, węże do przyłączenia się do sieci wodociągowej i mini fontanna do „mycia” szklanek – dwóch (!). Zawsze do tego wodopoju ustawiała się kolejka chętnych i nikomu nie przeszkadzało, że czasami można było dostać szklankę ze śladami szminki poprzednio pijącej elegantki. Przeczytałam, że w okresie prosperity było czynnych około 80 miejsc noclegowych na terenie ośrodka Wisła. Te miejsca noclegowe miały różną opinię. Czasami jakiś warszawski zakład pracy wynajmował kilka domków dla swoich pracowników na kilka dni lub piaseczyńska i warszawska młodzież okupowała jeden czy dwa domki na imprezę powiedzmy imieninową. Legendy chodziły po mieście o suto zakrapianych spotkaniach towarzyskich, nocach z narzeczoną, dniach z narzeczonym lub wręcz o intymnych spotkaniach na godziny. Jednym słowem porządna dziewczyna z Piaseczna nie mogła się tam pokazywać, bo traciła opinię porządnej. Tym bardziej że często czyjaś tam mama lub siostra pracowała w ośrodku na stanowisku recepcjonistki, kierowniczki czy kelnerki i informacja rozchodziła się błyskawicznie. A wszystko to było przaśne jak cała socjalistyczna rzeczywistość.
Jedno co było w Zalesiu Górnym pewne, to piwo. W czasach gdy w całym kraju były ograniczenia sprzedaży tego bursztynowego trunku, w Ośrodku Wisła był zawsze. I jeszcze coś ! Wspaniałe lody niedaleko stacji PKP. „Prasowane” w duże kostki, wielosmakowe i tak pyszne, że tylko lody Darskich w Zalesiu Dolnym robiły im konkurencję. I to przyciągało wielu.
Przewodniczący Rady Państwa przyjeżdża do Zalesia
Dwa wydarzenia z okresu lat sześćdziesiątych pamiętam najbardziej, pierwsze to szeroko w Piasecznie komentowana wizyta przewodniczącego Rady Państwa Edwarda Ochaba w Zalesiu Górnym w 1965 roku. Malowano wtedy na trasie przejazdu limuzyn rządowych wszystko, co się dało pomalować, położono nawet asfalt na drodze dojazdowej. Drugie wydarzenie wiąże się z basenem, tym na terenie ośrodka i topielcem. Plotka głosiła, że młody chłopak przeleżał w wodzie kilka dni niezauważony, mimo wielu kąpiących się w tym czasie. Woda basenowa, czerpana ze studni głębinowej rzadko była przejrzysta. Trudno znaleźć na ten temat informację w prasie, bo sprawa była trzymana w tajemnicy.
Ośrodek Wisła miał okresy wzlotów i upadków. Dzierżawcy kajaków i łodzi często narzekali na pogodę i brak turystów. W weekendy było dobrze, w dni powszednie pustka. Co jakiś czas zmieniali się właściciele sprzętu pływającego. Wyraźnie brakowało tu sprawnego managera. Obiekty popadały w ruinę.
Napisz komentarz
Komentarze