Pozostały po rodzinie Hassów ledwie okruchy wspomnień, ale ciekawe i o dużej wadze historycznej, szczególnie dla Piaseczna. O bohaterach, których nazwiska widnieją na piaseczyńskich tablicach, tych przed kościołem św. Anny i na starym parafialnym cmentarzu wiemy tak mało, że aż to jest smutne. Natomiast jeśli chodzi o Hassów, udało mi się niewielką ilość pamiątek pozyskać. Spotkałam osoby, które mogły mi opowiedzieć fragmenty życiorysów zarówno Jadwigi, jej męża Karola, jak i ich dzieci.
Wojciech Garstecki, imię po Wojtku Hassie
W jego posiadaniu są dwa listy. Jeden z nich pisany przez Wojtka na papierze sygnowanym przez Karola Hassa, ojca Wojtka. List pisany odręcznie z podpisem autora, datowany na 28 maja 1944 r. jest świadectwem czasów, w których żył Hass junior. Wojtek pisze do Jana, że niestety nie może złożyć osobiście życzeń w związku ze ślubem. Życzy, aby dobry Bóg pozwolił nowożeńcom dożyć sędziwych lat w harmonijnym i pełnym zrozumienia związku. Życzy, aby mogli dalej realizować swoje zamierzenia i plany, tak jak udało się, mimo trudności, doprowadzić do ślubu. Ciekawy fragment, nawiązujący do sytuacji Wojtka i Marysi Szymańskiej mających problemy ze ślubem. Powodem, jak już pisałam w pierwszej części, było zbyt bliskie pokrewieństwo. Ten list jest pisany na dwa miesiące przed wybuchem powstania, w którym młody Hass zginie. I jest w jego treści coś, co jest jakby żalem, nawet przeczuciem, że Wojtek i Marysia nigdy wspólnie nie dożyją sędziwych lat. Ten list pisał 22-letni mężczyzna, a jakże treść jego jest poważna.
Drugi list jest datowany na 9 lutego 1942 r. Napisany został przez Jana do Wojtka z Niemiec. Oto jego fragment: „Więc najpierw pozwól, że złożę Ci gratulacje. Naprawdę to ważny dzień w Twoim życiu. Słowo – dyplom – ile to spełnionych marzeń. Marzeń wielkich, marzeń długich, bo często od najmłodszych lat. Bo przecież w marzeniach od pierwszej ławki szkolnej, w marzeniach ojca, w marzeniach matki tkwi jedno słowo – dyplom. Wyobrażam sobie jak Twoja Mamusia, musi się cieszyć. Pragnienia jej spełnione”. Jan pisze, aby Wojtek szedł w życie z tym dyplomem technika, budował mosty, drogi i linie kolejowe i kończy: „podnoś bogactwo Kraju”.
Po wojnie pan Garstecki często przyjeżdżał do Jadwigi Hass na wakacje. Ona z kolei zimą mieszkała w Warszawie. Pomagała w wychowaniu chłopców. Zapytałam jaka była i dostałam odpowiedź, tak wzruszającą, tak wiele świadczącą o jej wysokim poziomie moralnym: „Faktycznie była dla mnie jak Babcia i mam szereg wspomnień, które były bardzo ważne, między innymi:
- gdy miałem lat 7 potrafiła w duży mróz iść na mecz hokeja, bo ja chciałem.
- gdy miałem lat 10,pierwsza moja samodzielna wizyta u dentysty po namowie cioci, a następnie jej podziw „mojej odwagi”.
- lat 16 rozmowa z wysłanniczką dyrektora szkoły w mojej sprawie.
- lat 24 przedstawienie cioci mojej narzeczonej na miesiąc przed jej śmiercią. Moja żona była nią zachwycona."
W latach 50. i 60. dom przy ulicy Staropolskiej tętnił życiem. Jadwiga była otoczona przez rodzinę, jej charakter przyciągał ludzi, była pogodna, skupiona na innych, umiała słuchać.
Pokój Wojtka w piaseczyńskim domu. Tu mam trzy relacje osób, które w tym pokoju były. Jeszcze długo po wojnie nie zmienił on wystroju. Dużo w nim było książek, atlas i wielka kolekcja modeli wozów strażackich i innych pamiątek po ojcu Karolu. Młodzi Mrówczyńscy Jacek i Wojtek wspominają, że między listwami boazerii znaleźli pistolet. Wojciech Garstecki z kolei przypomina sobie, że Jadwiga kilkakrotnie wspominała skrzynię zakopaną obok domu, w której miało się znajdować radio i broń. Nikt z rodziny nie odkopał tej skrzyni.
Opowieść Jacka „Mrówy” Mrówczyńskiego
„... Kolejne miejsce, gdzie lubiłem spędzać czas to dom ciotki Jadwigi w Piasecznie. Była żoną Karola Hassa brata mojej babki. Karol umarł przed wojną. Po jego śmierci ciotka przeniosła się z Warszawy do Piaseczna, gdzie mieli dom. Karol miał nieco awanturniczą przeszłość, był chemikiem z wykształcenia, oficerem Piłsudskiego oraz strażakiem w Łowiczu. Zainteresowania miał wszechstronne od numizmatyki poprzez historię architektury i sztuki, wiele podróżował po świecie. Dom to było prawdziwe muzeum. Ciotka pozwalała mi brać to, co chcę, bo szykowała się na wyjazd do rodziny w Lipnie, u której miała spędzić resztę życia. Miała mnóstwo starych pocztówek, znaczków i różnych starych monet i banknotów, oraz mnóstwo starych książek. Znalazłem nawet paryskie wydanie Pana Tadeusza, które ofiarowałem mojej polonistce pani Wróblewskiej – miała łzy w oczach.
Pokoik Wojtka był niewielki, ale mimo kurzu nie było w nim widać śladu bałaganu. Ściany były wyłożone boazerią. Wychodziło z niego okno w stronę Jeziorki. Pod oknem stało wielkie biurko, obok łóżko i regał z książkami. Nad łóżkiem wisiała mapa świata, za wezgłowiem leżał dość duży stożkowaty metalowy przedmiot, przetarliśmy go z kurzu, miał przynitowaną mosiężną tabliczkę z napisem „Karolowi Hassowi – strażacy z Łowicza” później dowiedzieliśmy się od ciotki, że ten przedmiot to ręczna gaśnica, którą dostał Karol na urodziny w czasach gdy był strażakiem. Na regale stały dwie lampy naftowe z pięknie ornamentowanymi szklanymi kloszami, stała też duża mosiężna łuska artyleryjska przerobiona na wazon kwiatowy. Po prawej stronie biurka stało wiklinowe pudło, w którym znaleźliśmy dużo korespondencji, kartek pocztowych i przedwojennych reklam. Na biurku stał kryształowy kałamarz z warstwą wyschniętego atramentu, pojemniki z ołówkami i kredkami oraz piórami ze stalówkami. Było też bardzo ozdobne wieczne pióro. Emocje wzbudziły szuflady, zaczęliśmy je z ciekawością, w pośpiechu otwierać, w nadziei na znalezienie skrytki. W szufladach były najrozmaitsze rzeczy, papier podaniowy już nieco pożółkły, komplet kreślarski cyrkli, okupacyjny bilon, jakieś kolorowe pisma, klucze ślusarskie w sumie nic takiego specjalnego dla nas.
Naszą uwagę jednak przykuły deski bezpośrednio pod sufitem. Znowu silne emocje, bo jedna była nieco odchylona i minimalnie odstawała od pozostałych. Przy pomocy śrubokrętu odchyliliśmy ją, ale było za mało miejsca, by zobaczyć, co tam jest. Kolega Włodek wskoczył na rower i pojechał do domu po narzędzia. Wreszcie udało się nam odkryć niedużą skrytkę. To były emocje ! Był w niej mały pistolet Walther, magazynek do niego, dwie dziwne puszki (okazały się powstańczymi granatami, tzw. sidolówkami na szczęście nie miały zapalników).
Jadwiga Hass zmarła w 1969 r.
Ten artykuł poświęcam Jackowi „Mrówie” Mrówczyńskiemu, mojemu serdecznemu przyjacielowi.
Małgorzata Szturomska
Napisz komentarz
Komentarze