Znaliśmy każdy kamień i grób, do dziś przewijają się przez naszą pamięć nazwiska wykute na kamiennych grobach lub wymalowane przez pana Muszyńskiego z ul. Mickiewicza na metalowych tablicach. Wiele jest też tablic wcześniejszych, tworzonych w zakładzie pogrzebowym Paliwodów. Bo nekropolia piaseczyńska to żałobna kronika rodzin piaseczyńskich, zanotowana w kamieniach, piaskowcach, marmurach i metalowych krzyżach już od końca XVIII w.
Cmentarne dzieci
Do worków na kapcie szkolne zbieraliśmy kasztany, bo drzew kasztanowca na cmentarzu było dużo. Z krzewu śnieguliczki i kasztanów układaliśmy na grobach dzieci dekoracje. Były też spotkania z duchami. Było tak: furtką cmentarną od strony Węgiełek, przez które biegły tory kolejki wąskotorowej jadącej z Góry Kalwarii, wchodzili nocą pasażerowie pociągu, spiesząc się do domu na kolację, w ten sposób skracając sobie drogę do centrum miasta. Przy ul. Czajewicza był semafor i gdy na nim było czerwone światło, pociąg zatrzymywał się i z wagonów wysiadali podróżni wracający z pracy. Wystarczyło znać godzinę przejazdu pociągu, aby przyszykować duchy do akcji. Chłopcy ustawili się między pomnikami, zrobili z saletry dym i w tym dymie pokazała się zjawa w białym prześcieradle. Ludzie uciekali w panice, a my na drugi dzień mieliśmy karę za ten pomysł i zakaz „urzędowania” na cmentarzu, ale tylko na chwilę. Ktoś niezbyt tchórzliwy rozpoznał niestety w duchu sprawcę przedstawienia i doniósł rodzicom.
Dużo osób wychowanych w Piasecznie ma wspomnienia z dzieciństwa związane z tym niezwykłym, a przecież niewielkim cmentarzem. Do 1970 r. zbierała się tu cała moja rodzina na grobie zmarłej prababki Heleny Witowskiej, potem grobów rodzinnych przybyło, ale już na innych cmentarzach, bo cmentarz parafialny był przez kilka lat zamknięty.
W 1933 roku w Kurjerze Warszawskim ukazał się opis tej niezwykłej piaseczyńskiej nekropolii
90 lat temu jesienią dziennikarka M. Mrozowska odwiedziła cmentarz w Piasecznie i opisała swoje wrażenia (zachowałam oryginalną pisownię):
„Na cmentarzu w Piasecznie. Zapewne, nie ma tu grobu Wergiljusza. I nie ma rzymskiej Kampanji. Za czerwonym murem cmentarnym — pole łubinowe. Piaski Piaseczna. To wszystko. Wchodzimy. Ale przed nami wszedł już tu Październik. Nad każdym najskromniejszym grobem nawet rozpiął złoty baldachim- Aureole z dukatowego złota ustawił nad zapomnianą mogiłą jedną, drugą, dziesiątą i dwudziestą. Nie brak ich na żadnym cmentarzu świata. Miast ręki kochającej, co usuwa pył zapomnienia i zdobi je kwietną koroną — złota jesień polska roztoczyła swe skrzydła, ubrała w najbogatsze kolory, czerwień i złoto, ustawiła błyszczące obręcze, co lśnią lepiej, niż marmury i granity. Nieznanym, zapomnianym — kłania się las złotych kasztanów, co wyrósł na tym cmentarzu, kłaniają' się — złoto sypiące topole, wielkie, wyniosłe topole. Wszędzie zastygłe w swym ogromie, skamieniałe tragedje, większe i mniejsze. Grób jakiejś matki i trzech córek, dorosłych panien, zmarłych na gruźlicę. Krzyż z lila astrów przez całą długość i szerokość płyty kamiennej — pieczętuje wszystko dla nich na ziemi. Jest to dekoracja na wielu grobach na tym cmentarzu stosowana, w różnych kolorach, z rozmaitego kwiecia. Tu mówi przechodniowi o wielkiej wierze takie epitafium dwudziestosześcioletniej matki: „Chciałeś — to żyłam, Każesz — umieram. Zbaw mnie, bo możesz". I na drugim nagrobku czytam jeszcze wyrazy silne chrześcijańską wiarą: „Bóg tak chciał”. Mnie rzuca się w oczy przy głównej alei wspólny grobowiec proboszcza Piaseczna, ks. Feliksa Matulewicza i obywatela ziemskiego Karola Smorczewskiego, dwóch 'przyjaciół, razem pochowanych, wspólnym objętych krzyżem i wspólnym napisem: przyjaciele. Nie co dzień można to spotkać. Na wielu grobach — maleńkie rosną kasztanowe drzewka, szczególnie na dziecinnych. Już, bo tych mogiłek nie brak. Cała część cmentarza — jedna mała mogiłka koło drugiej. Serce się ściska na myśl — ile matek opłakało te groby — ile tu dzieci leży! Ile nadziei pogrzebanych! Rzędy za rzędami! Tu krzyż strzaskany — tam stara, czarna kapliczka, jak góralska, mówi o jakichś zamierzchłych czasach. Nie byłby kompletny obraz cmentarza Piaseczyńskiego, gdybym nie wymieniła ani jednego miejsca wiecznego spoczynku — żołnierskiego. Jest tu ładny pomnik z roku 1823. Na białym marmurze lśnią litery: „Józefowi Korczycowi, zeszłemu komendantowi szwadronu 3 pułku strzelców konnych woyska polskiego oficyerowie pułku 11. Nieoczekiwanie — wśród pajęczyn babiego lata — załopotały orły napoleońskie... W złotej patoce słońca październikowego stąpali grenadjerzy... lśniła w siwej opończy nitek jesiennych — na zapomnianym oddalonym cmentarzyku — wśród gwaru rudych umarłych liści — zjawa żywa — Kongresówki. Zjawili się ludzie innej epoki i ożywili krasą mundurów i przeżyć wielkich — powszedniość husownia polska. Wiatr zaszeleścił suchym liściem, rozwiał szczyptę prochów. Jakieś panie zaszeptały cicho, porządkując swe groby, przeszedł dziad cmentarny, baby w kolorowych chustach stąpały w gąszczu grobów, modląc się głośno. Niewidzialna ręka obcinała słońcu włosy — dzień konał. Gdy szłam ku bramie wyjściowej".
Dziś cmentarz jest uporządkowany, alejki wykładane są kostka brukową i oświetlone, dużo się tu zmieniło. Stare groby społeczny komitet przywraca do ich pierwotnego zadbanego wyglądu. Cmentarz jest wpisany do rejestru zabytków.
Napisz komentarz
Komentarze