Usytuowanie tego (nieistniejącego od lat) parterowego budynku w centralnym punkcie Piaseczna spowodowało, że historia miasta toczyła się tu wartko, mieszkańcy domu brali udział w wielu ciekawych wydarzeniach. I nic dziwnego, że młody poszukiwacz skarbów miał naprawdę atrakcyjne pole do penetracji. Oto fragmenty jego wspomnień o domu babki Stanisławy Szymańskiej z domu Hass, w którym to budynku Jacek mieszkał z rodzicami i bratem. Przypomnę, że właśnie w tym domu był gabinet lekarski pani Marianny Mrówczyńskiej znanej w mieście pediatry. Jacek pisał:
„Gdy sięgam pamięcią wstecz, myślę, że miałem szczęście do nauczycieli. Pierwszym była moja babka Szymańska, która nauczyła mnie czytać jeszcze przed podstawówką i pokazała jakim bogactwem jest czytanie, które wzbudziło we mnie wielowątkowe i zupełnie przeciwstawne pasje. Pasją było wczesne przeczytanie wielu książek typu Winnetou, później przejrzenie starych książek z bardzo różnorodnych tematów jak fizyka, chemia, astronomia, jak również książek historycznych, o sztuce i archeologii. W domu było bardzo dużo książek, wiele albumów z rysunkami i zdjęciami, od astronomii do egiptologii, co mnie napędzałoby szybko czytać. Czytałem książki albo ganiałem do ciotek Szymańskich i ciotki Hassowej, które chętnie opowiadały o minionych latach i zdarzeniach, o dawnym majątku, wojnach i swoich przygodach, wtedy gdy moja babka nie miała dla mnie czasu. Opowieści dotyczyły głównie I i II wojny, cmentarzyków, miejsc bitew, a także o różnych ciekawych ludziach. Tak jak moich kolegów zaczęły mnie interesować różne formy zbieractwa, a to znaczki i pocztówki, a to monety, a to wszelkiego rodzaju artefakty.
W trakcie zabaw na podwórku spotkałem swojego rówieśnika Włodka Freja, z którym przyjaźniłem się przeszło 20 następnych lat. Mieliśmy bardzo podobne zainteresowania, zabawy podwórkowe nas nudziły, interesowało nas ciągle coś nowego. Zaczęliśmy rozglądać się po otoczeniu. Chałupa, w której mieszkałem, była bardzo stara, należała do ojca mojej babki, wszędzie było pełno zakamarków. Na pierwszy ogień poszedł mój strych. Moja babcia coś wspominała, że w czasie obu wojen, przy zmianie frontów wpadali żołnierze, wymuszali albo dostawali cywilne łachy, zostawiali mundury, broń wrzucali do studni (była za głęboka dla nas do poszukiwań), albo zabierali ze sobą i zwiewali, aż się pieprz kurzył”.
Tajemniczy przedmiot w piecu chlebowym
„Nas oczywiście interesowała broń. Wgramoliliśmy się na strych z latarką, ale oprócz różnych szpargałów typu garnki, deski, stare drzwi, nic nie znaleźliśmy. Gdy zawiedzeni wracaliśmy, Włodek zobaczył w piecu kominowym jakiś szeroki otwór, nie wiedzieliśmy, co to jest, ale mimo pajęczyn szczelnie go wypełniających, zajrzeliśmy tam, stały w nim jakieś półki i słoiki. Włodek jako szczuplejszy wlazł do środka z latarką, po chwili wyciągnął jakiś dziwny przedmiot. Więcej nic ciekawego nie było. Umorusani weszliśmy na dół, gdzie czekała już babka zaalarmowana hałasem. Dostaliśmy obaj burę, ale z zaciekawieniem wzięła ten przedmiot do ręki. Okazało się, że to pruski hełm z czasów pierwszej wojny, a dziura w kominie to piec chlebowy. Hełm udało się jakoś wyczyścić. Zamieniłem go z kolei na niemiecki bagnet z I wojny. W tym czasie nasze zainteresowanie wzbudził budynek podpiwniczony w ogrodzie, przez babkę zwany „spichrzem”. Babka opowiadała mi, że w czasie I wojny światowej w jego piwnicy chroniono się przed ostrzałem artyleryjskim, prowadzonym przez Rosjan z okolic Jazgarzewa. Fakt piwnica miała grube kleinowskie sklepienie, ale na szczęście żaden pocisk bezpośrednio w nią nie trafił. Na górze spichrza znaleźliśmy trochę ciekawych rzeczy, stare carskie pocztówki ze znaczkami, jakieś dewizki od zegarków, pióro wieczne i trochę starych niemieckich monet”.
Skarby ze starej lodowni
„W trakcie poszukiwań w „spichrzu”, zauważyliśmy, że obok widać kawałki muru ledwo wystające z ziemi. Na wierzchu było składowisko podkładów kolejowych (tak, tak – matka miała jakiś etat na kolei – co jakiś czas dostawała taki deputat). Spytałem babkę, co tam jest, powiedziała, że stara lodownia, tak przechowywano lód przez kilka miesięcy!!, ale nie powiedziała, gdzie jest wejście, zabroniła nam się tym interesować, gdyż jest bardzo głęboka, a schody spróchniałe. Tego nam było trzeba, odtąd szukaliśmy wejścia, aż znaleźliśmy. Była to klapa ledwo wystająca z ziemi, ale przyciśnięta tymi podkładami. Cichcem by nikt nie zauważył wraz z okolicznymi kolegami, zaczęliśmy je przestawiać, sprawę ułatwiał rząd bzów i jaśminów rozgradzający podwórko na dwie części, które nas zasłaniały od czujnego oka babki. Na dole było pełno zastawy fajansowej i sporo mocno zawilgoconych papierów. Były wśród nich jakieś przedwojenne czasopisma i gazety. Były również jakieś instrukcje, prawdopodobnie AK-owskie (rozbrajanie niewybuchów!!!) i mapy, część z nich rozsypywała się w rękach. Wziąłem tylko jakieś mapy niemieckie i te papiery o rozbrajaniu. Amunicję za to w dużej ilości kryła niewielka chałupka (stróżówka) na terenie podwórka, którą ojciec zdecydował się rozebrać – ja mu pomagałem. W trakcie burzenia komina posypała się niemiecka amunicja w taśmach i bagnet z czasów II wojny, prawdopodobnie było to z „zapasów” Armii Krajowej. Próbowałem jej trochę pochować po kieszeniach, ale ojciec to udaremnił”.
Rozbiórka starego domu Hassów i dalsze dzieje placu
„W 1967 babka dostała zawiadomienie od władz, że dom musi być rozebrany, a działka przekazana na rzecz miasta, gdyż w tym miejscu ma powstać hotel dla klasy robotniczej. W zamian mieliśmy dostać mieszkanie 44 mkw w blokach. To był szok. Na nic nie pomogły odwołania. Okazało się, że nie jesteśmy jedyną rodziną tak potraktowaną. To był odwet za przynależność do AK mojej matki. Łaskawie dano nam rok, byśmy rozebrali chałupę i spichrz. Matka z ojcem i młodszym bratem przenieśli się do bloków, ja zostałem z babką, która mocno podupadła na zdrowiu, by się nią opiekować. Praktycznie zostaliśmy bez niczego, bo meble, fortepian i książki nie pomieściłyby się w nowym mieszkaniu. Część książek porozdawałem wśród znajomych, reszta wylądowała w dołach po obu piwnicach. Wreszcie dom rozebrano – został pusty plac, hotelu nie wybudowano, później wreszcie postawiono Dom Chłopa.
Ciekawostką potwierdzającą burzliwe dzieje posesji jest fakt znalezienia w trakcie robót ziemnych na placu z udziałem licealistów LO 34, karabinów i pistoletu (pistolet jako broń powstańcza znalazła się w Izbie Pamięci LO przy ul. Chyliczkowskiej)”.
Napisz komentarz
Komentarze