Temat piaseczyńskiego targu od zawsze budził, w tych co pamiętają dawne targi, emocje i miłe wspomnienia. Chodzi mi tu szczególnie o targ, który odbywał się przez dobrych kilkanaście lat na placu przy ul. Sierakowskiego w Piasecznie. Dziś tu usadowiły się przystanki autobusowe i obszerne parkingi. Poznikały drewniane domy przylegające do starych kamienic. Na nowym targu przy ul. Jana Pawła trudno dziś spotkać konie zaprzężone do furmanek, na których okoliczni gospodarze wieźli swoje płody rolne: ziemniaki w workach, warzywa i skrzynki z owocami, gospodynie nabiał. W drewnianych budach, tuż obok budynku mykwy można było kupić mięso prosto z rzeźni od gospodarza, garnki i inne rzeczy potrzebne do kuchni, tuż obok na stoliku czekała starsza pani z kuchennymi fartuszkami i dziewczęcymi małymi sukieneczkami, które sama szyła. Deficyt tych towarów w sklepach był ogromny, ale na targu w Piasecznie wszystko było. Nawet białe lakierki niezbędne na studniówkę do liceum.
Najbardziej fascynowały mnie panie kwiaciarki, które rozstawiały swoje kubełki z wiązankami kwiatów ściętych o poranku w piaseczyńskich ogródkach. Układały w miseczkach z wodą małe bukieciki z pachnących konwalii, tulipanów i narcyzy, jesienią duże bukiety z niebiesko-fioletowych marcinków. Najpiękniejsze były peonie, cudownie pachniała ostróżka. Pamiętam kwiaciarkę, która co wtorek i piątek pakowała swoje kwiaty na dziecięcy, spacerowy wózek i szła z ulicy Chopina na targowisko. Tak się z nią zaprzyjaźniłam, że przychodziłam po kwiaty do niej do ogrodu już od wczesnej wiosny, gdy pojawiały się pierwsze tulipany. Wiosną można było kupić u pana miotlarza miotły, które trzeba było opukać, aby długo służyły, bo zrobione były z gałązek brzozowych i związane drutem, opukanie powodowało, że drut lepiej trzymał wiązkę gałązek. Jedna z moich Czytelniczek, przedstawiająca się jako właścicielka kamienicy przy ul. Kościuszki, tej kamienicy, w której był kiedyś sklep żelazny i sklep z farbami pana Chruścińskiego, napisała mi, że na stoisku widocznym na zdjęciu Jacka Mrówczyńskiego jest stolik, a na nim leżą czapki poukładane jak naleśniki. Były to czapki, które w podwórku wymienionego domu, w swojej pracowni szył pan Kaczorek. Miał w pracowni główki manekinów, na których modelował czapki z daszkiem w różnych kolorach. Sprzedawał je co wtorek i piątek na piaseczyńskim targu. Kamienica po części spłonęła w latach 80. i dziś tu jest nowy budynek.
Dwa razy w tygodniu, jak jeszcze nie chodziłam do przedszkola, udawałam się z moją Babunią na targ, pchałam stary dziecięcy wózek, na który załadowywałyśmy liście buraczane od pani Mirkowskiej, gospodyni z ul. 22 Lipca, posiadającej duże gospodarstwo. Pani Mirkowska przygotowywała dla nas te liście potrzebne jako pokarm dla nutrii. W tych czasach, czyli w latach 50. i 60. wiele osób w Piasecznie prowadziło mini hodowle zwierząt futerkowych.
![](https://static2.przegladpiaseczynski.pl/data/wysiwig/2_%20Stoisko%20pana%20Kaczorka.png)
Cudowny lek na leczenie odcisków
Czasami na piaseczyński targ przyjeżdżał pan sprzedający maść na wszystko, najbardziej reklamował tę na odciski i odgniotki. Rozstawiał swój stoliczek przy budach z kapciami i butami i zaczynało się przedstawienie. Dookoła stolika, na którym poukładane były liczne słoiczki, ustawiała się spora grupa ciekawskich, a pan handlarz deklamował zabawne wierszyki sławiące jego cudowne produkty. Aż żal, że te teksty nie zostały nigdzie zapisane, bo były naprawdę zabawne, istny majstersztyk poezji bazarowej. Czy ktoś kupował jego produkty? Nie wiem, nie widziałam, bo moja Babunia nie pozwalała mi pogapić się na pana, gdyż uważała, że w takim tłumie zawsze znajdzie się ktoś, kto lubi z koszyków pań wyciągać portmonetki. To, że teksty pana były co najmniej rubaszne można było wnioskować z tego, że od czasu do czasu na cały targ rozbrzmiewał śmiech jego publiczności.
Niestety, targ w Piasecznie przyciągał też stróżów prawa, tych ubranych po cywilnemu. I potem szły meldunki do urzędów bezpieczeństwa z tekstami o nastrojach społecznych. Jedno było pewne, rozmawiać na niektóre tematy ze sprzedającymi aż się chciało, ale trzeba było być ostrożnym.
Obcy na targu w Piasecznie
W meldunku specjalnym i tajnym z dnia 12 stycznia 1971 roku informuje się władze, że do KPMO zgłosiła się z własnej woli kobieta i poinformowała o następującym zdarzeniu: na targu w Piasecznie przy ulicy Sierakowskiego o godzinie 11.10 dnia 12 grudnia 1971 roku pojawiła się czteroosobowa grupa obcokrajowców. Zdumiewają szczegóły relacji. Grupa ta składała się z 3 mężczyzn i jednej kobiety. Kobieta mówiła biegle po polsku, ale ze współtowarzyszami rozmawiała w języku francuskim. Kobieta (około 30 lat) ubrana była w kożuch koloru brązowego z białym kołnierzem, kozaczki z czerwonymi sznurowadłami i w czerwony beret na głowie. Mężczyzna około 40 lat miał słuchawki na uszach, trzymał w ręku mikrofon, na pasku zawieszonym na szyi miał magnetofon marki francuskiej i nagrywał treść rozmów kobiety z napotkanymi na targu ludźmi. Brunet około 50 -letni, z jasnymi prostymi szpakowatymi włosami czesanymi na bok, ubrany w jasne spodnie w pionowe prążki i buty zamszowe na wysokiej słoninie, miał na rękach białe rękawiczki i trzymał kamerę filmową. Filmował uczestników targowiska. Główną treścią rozmów były podwyżki cen żywności w tym ceny mięsa i opłacalność hodowli zwierząt rzeźnych. Czwarty mężczyzna z tej grupy, w wieku około 45 lat, to wysoki, szczupły blondyn z włosami spadającymi na kołnierz. Ten mężczyzna prowadził cały czas rozmowy z opisaną kobietą, rozmowę prowadzili w języku francuskim. Ta czteroosobowa grupa przyjechała do Piaseczna samochodem marki Wołga o nieustalonych numerach rejestracyjnych. Cudzoziemcy przebywali na targu w Piasecznie około 30 minut. Po odbyciu rozmów złożyli sprzęt do samochodu i odjechali w nieznanym kierunku. Co ciekawe! Informatorka melduje, że jedna z jej znajomych będąca w tym czasie na targowisku, rozpoznała kobietę z tej grupy jako pracownicę Polskiego Radia z III piętra z oddziału francuskiego. W dalszej treści meldunku informuje się, że wszczęto postępowanie sprawdzające kim była wymieniona pracownica z Polskiego Radia i pilne ustalenie jej personaliów.
Zdarzenie na targu w Piasecznie, być może wyda się współczesnemu czytelnikowi dość banalne i może dziś by nie zwróciło niczyjej uwagi. A może się mylę? Naszą uwagę, w tej opowieści o piaseczyńskim targowisku zwróciła czarna Wołga, gdyż opowieść o jej tajemniczości i upiorności rozniosła się po całym mieście. Fakty są takie, że co jakiś czas w latach 60. i 70 (niektórzy piszą, że nawet w 50.) krążyły opowieści, których morałem było – strzeż się czarnej Wołgi. Legenda upiornego samochodu była modyfikowana na różne sposoby. Jedno było pewne, że Wołgą na pewno jeździł diabeł lub dostojnik państwowy lub NKWD, a samochód miał trzy szóstki w rejestracji, to tak na marginesie zdarzeń. W piosence „Muka” Kasia Nosowska śpiewa z zespołem Hey „Nie strasz mnie, nie boję się czarów, klątw, biurowych mątw, kumpli twych, naczelnych pism. Szefów firm w futrach z fok, matki, siostry i psa, ojców z zaświatów i lwa i czarnej WOŁGI WOŁGI WOŁGI”.
Sianie strachu jest jak wiadomo najpotężniejszą bronią władzy i sposobem na doskonałą manipulację społeczeństwem.
O piaseczyńskim targu ktoś w końcu powinien napisać książkę.
![](https://static2.przegladpiaseczynski.pl/data/wysiwig/3_%20%20Targ%20Kobiety%20sprzedaj%C4%85ce%20warzywa%20i%20owoce.jpg)
Napisz komentarz
Komentarze