Luty 1929. „Wiener Zeitung” donosi, że w Jakucku jest -70 st. Celsjusza, „Kurjer Warszawski” podaje, że w Warszawie temperatura spadła do -35 stopni. Telefony i telegrafy nie działają, port w Gdyni zamarznięty, opóźnienia pociągów liczone są w setkach minut, a niektóre linie są w ogóle zamknięte. Rury z wodą pękają, mieszkańcy Warszawy biją się o węgiel, którego, nawiasem mówiąc, brakuje w całej Europie, ludzie zamarzają, a na pierwszych stronach warszawskich gazet codziennych pojawiają się reklamy futer, aspiryny i francuskiego koniaku Cusenier – jako najskuteczniejszego leku na grypę. Górnicy oczywiście strajkują. Zima stulecia.
A w Piasecznie? Dramat! Tadeusz Jan Żmudziński w swej osławionej już przeze mnie przedwojennej monografii Piaseczna pisze: „Przez parę dni i nocy padał śnieg bez przerwy, a kiedy warstwa jego urosła do metrowej grubości, zerwał się lodowaty wiatr i mróz czterdziestostopniowy objął władanie nad światem. Kto żył i w Boga wierzył, garnął się do pieca...”.
Sytuacja faktycznie nie była wesoła. 17 lutego gazeta codzienna warszawska „Nasz Przegląd – organ niezależny” donosi: „Zadymka śnieżna zasypała zupełnie drogi i gościńce prowadzące do Warszawy. Nagromadzone masy śniegu uniemożliwiają zupełnie ruch kołowy na drogach podwarszawskich. Nawet komunikacja saniami jest niemożliwa, albowiem zaspy śnieżne w niektórych miejscach dochodzą do półtora metra wysokości. Ruch samochodowy zamarł zupełnie. Autobusy łączące Warszawę z okolicami na wielu liniach nie kursują. Wskutek zasp śnieżnych na drogach i gościńcach dowóz warzyw i innych artykułów żywnościowych jest wielce utrudniony. Również do miejscowości pozbawionych komunikacji kolejowej, nie można dowieźć węgla. (…) Kolejki podmiejskie, które podczas surowych mrozów, funkcjonowały sprawnie, zostały unieruchomione przez zaspy śnieżne. Pociągi kolejek wilanowskiej i grójeckiej uwięzły w śniegu. Największe zwały śniegu są między Dąbrówką a Piasecznem oraz między Powsinem a Klarysewem. Na odsiecz uwięzionym pociągom wyruszyły parowozy, które nie zdołały przedrzeć się przez zwały i ugrzęzły w śniegu. Parowozów tych nie można było z powrotem nawet wycofać tak, że obsługa musiała powrócić do Warszawy saniami. Na zasypanych torach pracuje kilkaset robotników, którzy usiłują oczyścić tor. Praca ich jednak nie przynosi rezultatu, albowiem oczyszczone tory z powrotem śnieg zasypuje”.
Zablokowane tory i drogi odcięły Piaseczno zupełnie od reszty świata. Było to jednak miasto odmienne zupełnie od Warszawy i jak pisze Żmudziński, wystarczyło obejść gospodarstwa rolne przy ulicy Kościelnej (dzisiejsza ulica Jana Pawła II), aby zakupić oraz otrzymać w darowiźnie „150 metrów kartofli”. Wg autora na tę owocną wycieczkę wybrał się sam Józef Herb – ówczesny burmistrz Piaseczna. Miejsce zbiórki różnych produktów było w szkole przy ulicy Warszawskiej. Poza ziemniakami zebrano również odpowiednie ilości mąki, smalcu, kaszy i słoniny. Aby zorganizować pomoc społeczną zawiązał się komitet obywatelski złożony z wielu osób (burmistrz, księża, członkowie Rady Miejskiej i magistratu, przedstawiciele robotników i społeczności żydowskiej i inni). Oni właśnie koordynowali zbiórkę żywności, a później jej rozdawnictwo.
Większym problemem niż żywność był węgiel. Żmudziński nie podaje takich informacji, gazety warszawskie jednak rozpisują się o setkach zamarzniętych osób w stolicy. Dość ciężko uwierzyć, że Piaseczno było tak cudownie zorganizowanym miastem, w którym nikt w tym trudnym dla całej Europy czasie, nie umarł z powodu wychłodzenia, zamarznięcia czy grypy. Faktem jednak jest, że miasto nasze miało dużo szczęścia, gdyż przy sławnym braku węgla, na stacji w Piasecznie utknął – na skutek zapalenia się osi – wagon węgla przeznaczony dla Syndykatu Rolniczego w Grójcu. Ponieważ tory zostały zablokowane, nawet po niezbędnych naprawach wagon nie mógł opuścić miasta. Syndykat zezwolił na wydanie węgla magistratowi z zaznaczeniem, że ten zwróci „pożyczkę” w naturze. Później zorganizowano dowóz drewna z Lasów Chojnowskich. Żmudziński przy okazji nie rozwiewa moich wątpliwości dotyczących braku ofiar tych ciężkich warunków pogodowych, podaje jednak dowód absolutnie logiczny „że pomoc opałowa przyszła w porę i w dostatecznej mierze, świadczy o tym najwymowniej oczywisty dowód, iż w żadnym parkanie nie ubyło sztachety...”.
Prawdziwym problemem stała się za to ropa niezbędna do zasilenia silnika Diesla, który odpowiedzialny był za pracę elektrowni miejskiej. Autor monografii podkreśla, że gdyby zabrakło prądu, zapas świec i nafty znajdujący się w mieście nie starczyłby nawet na jedną noc. Według Żmudzińskiego sytuację uratował bohaterski Abramowicz, woźnica miejski, który pognał konno do Warszawy i przywiózł na czas dwie beczki ropy. Z książką tą jednak jest taki problem, że choć powinna być najlepszym źródłem informacji o Piasecznie po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, to jej druga część traktująca właśnie o tym okresie jest peanem na cześć burmistrza Józefa Herba. Trzeba więc bardzo filtrować wiadomości, które dotyczą w jakiś sposób burmistrza i magistratu. Na szczęście dzienniki warszawskie pisały czasem o Piasecznie, zwłaszcza w okresie klęski żywiołowej.
„Nasz Przegląd – organ niezależny” 18 lutego podaje, że kolejka grójecka nie chodzi już trzeci dzień, 80 robotników oczyszcza tory, ale silny wiatr zawiewa śnieg z powrotem. Przekopali się dopiero do Grabowa (gazeta pisze o Garbowie, ale to zapewne błąd w druku). 19 lutego ta sama gazeta pisze o tragicznej sytuacji Piaseczna zupełnie odciętego od świata, kolejka dalej nie kursuje, a opał i żywność kończą się. 20 lutego piszą, że tory zostaną oczyszczone.
21 lutego 1929 roku „Nasz Przegląd” donosi: „Wczoraj od samego rana kolejka grójecka, wilanowska, jabłonowska oraz marecka kursują normalnie. (…) Pod Warszawą autobusy jeszcze nie kursują. (…) Szosa Puławska uporządkowana jest na terenie gmin Piaseczno i Nowo-Iwiczna. (…) Ludność podwarszawska zaopatrzona jest w węgiel”. Tadeusz J. Żmudziński pisze za to, że przerwa w komunikacji trwała pełne dwa tygodnie. Faktem na pewno jest, że zima stulecia, która w 1929 roku opanowała całą Europę, porządnie dała się mieszkańcom Piaseczna we znaki.
Napisz komentarz
Komentarze