Odpalanie fajerwerków poza sylwestrową nocą jest wykroczeniem. I wyjątkowo egoistyczną zabawą.
Spokojna dzielnica Piaseczna, sobotni wieczór, a właściwie już noc, bo minęła godzina 23. I nagle słychać wystrzały. Już po piewszej fali huku, do fajerwerków dołączają ze szczekaniem wszystkie okoliczne psy. Oczywiście poza tymi, którym strach nie pozwoli wydobyć z siebie głosu.
– Sama się zerwałam z łóżka od tej kanonady – mówi pani Małgorzata z Zalesia Dolnego. – A co dopiero mówić o moich psach, które jak wiadomo mają znacznie wrażliwszy słuch niż ludzie. Trzeba być naprawdę skrajnym egoistą albo idiotą bez wyobraźni, żeby taki stres zafundować wszystkim okolicznym zwierzętom, a pewnie i ludziom – nie kryje irytacji.
Pokaz fajerwerków trwał około dziesięciu minut. Zapewne był sposobem na huczne świętowanie czyichś urodzin czy rocznicy ślubu. A świętujący nie miał pojęcia o prawnych ograniczeniach związanych z tym procederem. Zwyczajowo przyjęło się, że odpalanie sztucznych ogni jest dopuszczalne w sylwestrową noc. Jeśli w jakimkolwiek innym terminie chcemy taki pokaz urządzić, potrzebna jest zgoda wojewody. I to niezależnie od tego, czy pokaz jest organizowany przez instytucję na imprezie masowej, czy osobę prywatną na terenie jej ogródka. Jeśli nie mamy takiego dokumentu, grozi nam mandat do kwoty 500 zł za zakłócanie porządku i spokoju publicznego.
Zanim wystrzelimy w niebo sztuczne ognie, warto też się zastanowić, jakie konsekwencje nasza zabawa może mieć dla innych.
– Jeśli wiem, że moje zwierzęta źle znoszą fajerwerki, to po pierwsze w sylwestrową noc trzymam je zamknięte w domu żeby nie uciekły i żeby nie stała im się krzywda. Mogę też podać im środki uspokajające, które zaleci weterynarz – tłumaczy Marta Tchórzewska, która po ostatniej takiej rozrywkowej nocy długo szukała swojego kota.
Napisz komentarz
Komentarze