Na spotkaniu można było się dowiedzieć wielu ciekawych faktów z życia wybitnych postaci uzdrowiska.
W zeszły czwartek w konstancińskiej „Hugonówce” odbyły się organizowane przez Towarzystwo Miłośników Piękna i Zabytków Konstancina oraz Konstanciński Dom Kultury zaduszki. Tego wieczora górna sala siedziby KDK wypełniła się prawie do ostatniego miejsca. Mieszkańcy wspominali osoby zasłużone dla gminy, które poprzez swoją działalność zapisały się w historii powstałej w 1897 r. uzdrowiskowej miejscowości. Wspominano lokalnych polityków, lekarzy, dziennikarzy i nie tylko. Można było się dowiedzieć, w których willach zamieszkiwali, jakimi ludźmi byli, czym zasłynęli oraz ile zrobili dla Konstancina.
Książę kaukaski i pierwsza kobieta sołtys
Nie sposób opisać wszystkich, dlatego wybrałem kilka nazwisk, aby przybliżyć Państwu ich sylwetki.
Osobą, której mieszkańcy wiele zawdzięczają, był Honorowy Konsul Serbii Hugon Seydel, który w Konstancinie-Jeziornie wzniósł pierwszy w tych stronach zakład przyrodoleczniczy, nazwany od jego imienia „Hugonówką”. Wybudował także w Skolimowie willę „Zagłobin” otoczoną parkiem w stylu angielskim, która została udostępniona mieszkańcom i dzięki organizowanym w niej licznych koncertach stała się główną atrakcją Skolimowa
Ciekawą postacią była Zofia Millerówna – pierwsza w Polsce kobieta-sołtys. Inny z mieszkańców, Robert Bernhard, to zasłużony polski dermatolog, prezes Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego i organizator pierwszej pracowni analityczno-bakteriologicznej w szpitalu św. Łazarza. Do niego należała niegdyś willa „Malutka”. Bracia Palowie, znani z tego, że prowadzili Fabrykę Wyrobów Chemicznych „Dobrolin”, która zajmowała się produkcją past do obuwia i podłóg, ogromni patrioci, byli właścicielami willi „Szwajcarka”.
Podczas wieczoru mieszkańcy wspominali również Piotra Drzewieckiego, pierwszego prezydenta Warszawy w II Rzeczypospolitej.
Z pewnością niewiele osób związanych z Konstancinem-Jeziorną i jego okolicami wie, że w znajdującej się na terenie stoceru willi „Sułtanówka” (bardziej znana jako „Mon Repos”) mieszkał kiedyś książę kaukaski Wassan-Girej Dżabagi. Mahometanin, który w latach 1917-1919 pełnił funkcję przewodniczącego parlamentu Republiki Górskiej Północnego Kaukazu, żonaty był z polską Tatarką, Heleną Bejraszewską. W 1937 r. został wysłany z ramienia II Rzeczypospolitej do Ankary, gdzie był korespondentem. Dżabagi należał do ludzi wielkiej miary, pamiętał rozmowy pokojowe w Paryżu. Cieszył się ogromnym szacunkiem państwa tureckiego. Zmarł w 1961 r. nad Bosforem.
Cześć ich pamięci
Rodziny Skolimowa przedstawił Tadeusz Koss, znawca dziejów miasta.
– Ja dzisiaj swoje wystąpienie poświęcę kilku ludziom, dla których wyznaniem wiary był Bóg, honor i Ojczyzna. O każdym z nich można by napisać książkę – powiedział Tadeusz Koss.
Doktor medycyny Leon Ostrowski mieszkał w willi Wersal przy ul. Środkowej. Kawaler maltański, ordynator oddziału chirurgii szpitala maltańskiego, który stanowił oazę Armii Krajowej, wszystkie akcje zakończone ranami zawsze miały swój finał w szpitalu maltańskim. Zarządzał Szpitalem Dzieciątka Jezus podczas powstania i później ewakuował go do Milanówka. Inny znamienity lekarz, doktor Sieramski, absolwent Sorbony, udostępniał podziemia swojej willi przy ulicy Kościelnej rannym w akcjach AK-owcom.
– Nie sposób nie wymienić naszego księdza proboszcza Wasilewskiego, wieloletniego kanonika parafii Skolimów. Wspaniałego brydżysty, który potrafił nie wstawać od stolika trzy doby. Nie tylko od stolika brydżowego, bo i od stołu jadalnego również – opowiadał wieloletni mieszkaniec Skolimowa.
Wybitną postacią był rotmistrz Marian Nitecki. Jak sam żartobliwie mówił, generałem został dlatego, że dożył 95 lat, rotmistrzem zaś był. Odznaczony Orderem Odrodzenia Polski i Krzyżem Walecznych.
– Wszystkim tym, o których mówiłem, pokornie proszę, by Bóg dał życie wieczne – zakończył swoje wystąpienie Tadeusz Koss.
W historii miasta ważną rolę pełnił Józef Hlebowicz, pierwszy burmistrz gminy Konstancin-Jeziorna w III RP w latach 1990-1993, a wcześniej uczestnik kampanii wrześniowej w składzie 13. Pułku Ułanów z Nowej Wielkiej.
– Nie miałem przyjemności stanąć oko w oko z burmistrzem Hlebowiczem, natomiast w swojej działalności na niwie samorządowej na każdym kroku spotykam ludzi, którzy go wspominają. Z tych relacji mogę powiedzieć, że pan burmistrz Hlebowicz był człowiekiem o wielkim doświadczeniu życiowym. To doświadczenie powodowało, że z wielką uwagą, bardzo rozważnie analizował wszystkie przedstawiane mu propozycje, projekty – mówił o honorowym obywatelu gminy obecny wiceburmistrz Ryszard Machałek.
Jak mawiał Wassan-Girej Dżabagi: „Po koniu pozostaje siodło, po człowieku pamięć”. Oby ta pamięć nigdy nie zaginęła.
Napisz komentarz
Komentarze