Zaczęło się. O! Masz czas na felietony? Jak Ty to robisz? Ja nie daję rady z jednym, a Ty z trójką wszystko masz zrobione! Masz pomalowane paznokcie! Miesiąc po porodzie! I jeszcze czytasz córce bajki! To pewnie dlatego, że Twoje dzieci cały czas śpią. Zazdroszczę ci! No jasne! W końcu jestem na URLOPIE.
Nie mam czasu na pisanie o historii miasta, więc piszę felietony (bo, cytując klasyka, „czasami człowiek musi, inaczej się udusi, uuuuu”...). Ja też nie dawałam rady z jednym – z trójką nie mam wyboru. Od porodu (1,5 miesiąca) pomalowałam paznokcie dwa razy – w tym raz na beżowo – wtedy nie widać za bardzo, gdy lakier się ściera lub odpryskuje. Czytałam! Do porodu. Od porodu nie przeczytałam córce niczego. Nie napisałam, że moje dzieci cały czas śpią. Napisałam, że śpią i JEDZĄ, w dodatku tylko przez kilka pierwszych tygodni. W słowie „jedzą” zawiera się: pierwszy syn się budzi, krzyczy, drugi śpi, biorę pierwszego, podaję mu butelkę, drugi się budzi, krzyczy, nie mogę „odłożyć” pierwszego, musi zjeść, ma 6 tygodni – musi jeść wolno i długo, drugi cały czas krzyczy, pierwszy kończy, czekam aż beknie, nie beka, drugi krzyczy, pierwszy nie beka, drugi krzyczy, pierwszy beka! Hura. Obwąchuję go – nie jest źle, nie przewijam – nie mam czasu, drugi KRZYCZY. Odkładam pierwszego, robię mleczko drugiemu, podaję mu butelkę. Sięgam po gazetę lub książkę, w końcu bowiem nastała cisza. No tak. Powinnam nawiązywać więź, a nie czytać. No trudno, jestem na urlopie, jednak poczytam. Czytam 5 minut. Pierwszemu coś nie pasuje, kręci się marudzi, zaczyna krzyczeć. Łamię się, wstaję, trzymając na rękach drugiego i podtrzymując brodą butelkę, wtykam pierwszemu smoka, wracam do pozycji karmienia. Pierwszemu wypada smok, krzyczy, trudno. Nie ma mowy o czytaniu. No jak można czytać, kiedy ten cud natury, to szczęście największe, tak cierpi i wrzeszczy w niebogłosy. No nie można. Więc nawiązuję więź z drugim, patrząc mu w oczy. Kończy. Pierwszy zasypia. Przewijam drugiego, budzę pierwszego, przewijam go. Odkładam do łóżeczka. Cisza. Idę do kuchni coś zjeść. No muszę jeść, choć nie za dużo – po dwóch ciążach, w tym jednej mnogiej, zostało 18 kilogramów (naprawdę nie wiem, jak to się stało). Nie martwi mnie to – przeczuwam, że szybko znikną. Mimo że jestem na urlopie. Wieszam pranie, nastawiam zmywarkę, wchodzę pod prysznic. Mraczy pierwszy, zaczyna krzyczeć, trochę ponoszę – muszę reagować szybko, żeby nie obudził drugiego. Odkładam pierwszego. Drugi mraczy, zaczyna krzyczeć, trochę ponoszę – pierwszy się budzi, mraczy, zaczyna krzyczeć. Odkładam drugiego. Zaczyna krzyczeć. Eh. Idę po odkurzacz. Część matek wie (o nie, nie, nie każda, na moją córkę takie rzeczy nie działały), że to są urządzenia magiczne, podobnie suszarki do włosów. Całe mieszkanie odkurzone, dzieci zasypiają. Uf. Siadam. Wypijam kawę. Pierwszy mraczy, zaczyna krzyczeć, drugi zaczyna krzyczeć. Jak to? No tak. Minęły trzy godziny od początku tej historii – jest już 9. Muszę nakarmić pierwszego. Budzą się na szczęście razem, nakarmię ich więc razem. Ile czasu oszczędzę! Tylko nie poczytam. Na szczęście mam takie dzieci, co tylko śpią i jedzą przez pierwsze tygodnie. Oczywiście to wersja weekendowa, kiedy córka na przykład nocuje u dziadków.
Nie dość, że jestem na urlopie to jeszcze weekend. Jak więc nie napisać czegoś i nie pomalować sobie paznokci. W dodatku jest to urlop all inclusive – mama się lituje nade mną i gotuje obiad. Drinki nie są wliczone. Drinków w ogóle nie ma.
Jeszcze aktywność fizyczna. Spacer. Hmm... Wszystkie koleżanki już były ze swoimi szczęściami – no nie dziwne, wygrzebałam się dopiero o 17.00. Pochodzę więc sobie sama, to nawet dobrze – cisza jest wskazana. Szczęście, że nie urodziłam w grudniu, bo chodziłabym po ciemku. Czasami nawet pójdzie na spacer ze mną ktoś posiadający tylko psa, albo nawet inny ktoś bez psa, najważniejsze, że nie posiadający dzieci – będę mogła porozmawiać o czymś innym.
Nie należy mieć złudzeń. Rycerze, chcąc wybrać się na wojnę, również prosili władców lennych o urlop. Znajduję w tym analogię. Ale nie, nie narzekam. Nie nudzę się. Pasjonujące było obserwowanie jednego dziecka – trójki za to jest po prostu fantastyczne. Jest dużo miłości, radości i dużo nauki o sobie. Jest dużo krzyku, dużo płaczu, dużo prania. Jest mało miejsca. Mało czasu dla siebie (ale jest!). Tak – jest czego zazdrościć. Może nie urlopu, ale za to szczęścia!
Napisz komentarz
Komentarze