Akcja strażaków na tzw. „Ptasim osiedlu” zazwyczaj trwa znacznie krócej niż próba dostania się lub wydostania z miejsca zagrożenia.
Czwartkowy wieczór, wezwanie do zadymienia widocznego na jednym z balkonów na 7 piętrze bloku przy ulicy Pawiej. Dyspozytor wysyła dwa wozy strażackie i podnośnik. Na tej akurat ulicy „Ptasiego osiedla” na chodnikach parkować się nie da, więc wozy docierają na miejsce w miarę sprawnie. Na szczęście okazuje się, że najprawdopodobniej ktoś tylko palił grilla na balkonie, zagrożenia pożarowego nie ma, strażakom pozostaje spakowanie wstępnie wyjętego sprzętu i powrót do bazy. Niestety to ostatnie nie jest łatwe. Wszystkie trzy samochody stoją w ciągu ulicy Pawiej, między dwoma wozami strażackimi długi podnośnik, a dookoła tłum gapiów, w tym sporo dzieci.
Stoimy gdzie popadnie
Teoretycznie po przejechaniu kilku metrów, do ulicy Tukanów, w prawo prowadzi droga pożarowa. Mówi o tym zamknięty szlaban z napisem: „nie zastawiać, droga pożarowa”. W praktyce kierowcy nie przejmują się tym napisem i parkują przed szlabanem. Poza tym kilka metrów dalej droga i tak jest zamknięta kolejną bramą, więc przejazdu nie ma. Pozostaje wyjazd w lewo, drogą utwardzoną płytami betonowymi i zastawioną parkującymi samochodami. Trudno się przedostać większym samochodem osobowym, a co dopiero wozem strażackim. Tę drogę jednak obierają strażacy. Podnośnik musi wykręcić i pojechać z powrotem ulicą Pawią. To bardzo trudne zadanie, ale udaje się bez wyłamywania pachołków na parkingu i zarysowania samochodów. Znacznie gorzej jest na skrzyżowaniu ul. Pawiej z ul. Tukanów. Kierowcy wozu strażackiego, oprócz szefa brygady, pomagają zgromadzeni gapie. Próby takiego wprowadzenia samochodu w uliczkę, żeby nie uszkodzić zaparkowanych aut, trwają dosyć długo. W końcu kilku mężczyzn proponuje strażakom przesunięcie pojazdu zaparkowanego na samym zakręcie wąskiej drogi, dzięki czemu wóz strażacki zyskuje brakujące do wykonania manewru centymetry. Cała operacja trwa kilkanaście minut.
Taranem go
Na szczęście nikt inny nie czeka wtedy na pomoc strażaków. Pod umieszczonym na naszym profilu na Facebooku filmiku z akcji mieszkańcy nie ukrywają złości na kierowców zastawiających bezmyślnie drogi. Wielu opowiada się za opcją taranowania takich samochodów.
– Taranowanie to raczej w amerykańskich filmach – mówi rzecznik Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Piasecznie st. kpt. Łukasz Darmofalski. – Zawsze staramy się podjechać jak najbliżej miejsca zdarzenia. Jeśli jakieś samochody to uniemożliwiają, w pierwszej kolejności kontaktujemy się z policją, by jak najszybciej ustalić właściciela. Gdyby przestawienie samochodu przez właściciela okazało się niemożliwe wtedy możemy użyć naszych wyciągarek żeby pojazd usunąć z drogi – wyjaśnia. Mimo, że w takiej sytuacji mamy do czynienia z tzw. „wyższą koniecznością”, to za zniszczenie mienia ktoś musiałby zapłacić.
– Koszty poniósłby Skarb Państwa, czyli my wszyscy płacący podatki – podsumowuje Darmofalski. Strażacy przyznają, że tzw. „Ptasie osiedle” w Piasecznie jest najtrudniejszym terenem. Gęsta zabudowa, parkujące wszędzie, gdzie tylko się da samochody.
– Na mniejszych osiedlach jest łatwiej, sąsiedzi wiedzą, który samochód do kogo należy. Tutaj rotacja jest bardzo duża, a dodatkowo właściciel samochodu może mieszkać trzy ulice dalej – tłumaczy rzecznik. Przyznaje, że pozamykane, pogrodzone osiedla są dla nich wyzwaniem. – Kiedy odbieramy daną budowę, drogi pożarowe są zapewnione, normy spełnione. Potem ludzie zaczynają się osiedlać, powstają bramy i szlabany, stają słupki i sytuacja wygląda już zupełnie inaczej.
Komentatorzy widzą też winnych w osobach odpowiedzialnych za wybudowanie bloków w tak ciasnej zabudowie i ze zbyt małą liczbą miejsc parkingowych. Nie zmienimy tego, co się już stało. Jednak ze względu na bezpieczeństwo nas wszystkich, parkując samochód możemy się zastanowić, czy właśnie nie bierzemy na swoje sumienie czyjegoś zdrowia i życia. Czy miejsce, w którym stoi nasze auto, nie spowoduje, że służby spóźnią się z pomocą?
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze