Zenon Przesmycki Miriam – publicysta, tłumacz prozy i poezji, twórca luksusowego czasopisma literackiego „Chimera”, w którym ukazywały się wiersze europejskich poetów w genialnym przekładzie Miriama, w końcu odkrywca i przez kilkadziesiąt lat badacz twórczości Norwida, był człowiekiem perfekcyjnym. Wszystko, co robił, musiało być najwyższych lotów. Zamieszkał w Chyliczkach pod Piasecznem i stworzył tu niezwykły ogród. Monika Żeromska tak opisywała wizyty swojego ojca, pisarza Stefana Żeromskiego w Miriamowej „Samotni”: „...pod jesień ojciec od Miriama zaczął przywozić drzewka owocowe, na specjalną mamy prośbę szary wiotki turecki bez i inny, ciemnofiołkowy z grubszymi skórzanymi liśćmi, krzaki jaśminu do obsadzenia płotu, veigelię z różanymi kieliszkami i białą spireę. Drzewa owocowe sadził ojciec z tyłu domu, było tam kilka jabłoni, grusze wysokopienne i karłowate, różowa czereśnia i biała renkloda. Przed oknami posadził nawet dwa włoskie orzechy. Jakoś się te wszystkie drzewka przyjęły, mimo sąsiedztwa brzóz, dębów i sosen. Kupowaliśmy też, aby je siać wiosną, nasiona maciejki i rezedy, miały być posadzone wszędzie floksy, balsaminy i biały tytoń pachnący” Wydaje się, że w ogrodach Chyliczek, Piaseczna, Konstancina i Skolimowa do dziś wiele jest krzewów z ogrodu Przesmyckich.
Wróćmy do konfliktu z 1910 r. między poetą a kolejką wilanowską, efektem którego było samowolne wejście pracowników kolei wilanowskiej do posiadłość Miriama, rozebranie płotu i wycięcie drzew. Tak oto w sposób dowcipny opisuje działania robotników felietonista czasopisma „Świat” w maju 1910 roku: „Nie upłynęło godziny, kiedy „Samotnia" naszego poety została odsłonięta gościnnie na wszystkie żywioły. Pan wójt tak się nawet rozochocił, że zamiast rozebrać płot na długości 34 sążni, wymaganych przez władzę powiatową, machnął za jednym zachodem cały płot frontowy z końca w koniec, a więc 125 sążni. Przyczem robotnicy kolejki wilanowskiej pracowali z taką sprawnością, jakiej nigdy nie okazywali, gdy szło o zbudowanie albo zreperowanie czego bądź. Zadumał się więc Miriam. – Sądziłem (...) że władze istnieją na to, aby ochraniać moją pracę i dawać protekcye owocom moich mozołów. Jakże się gorzko myliłem! Władze rozszarpały mi płot na całym froncie, choć lepiej jeszcze ode mnie wiedzą one, jak niepewną jest okolica, otworzyły one mój ogród, moje gospodarstwo, moje zabudowania, prowokując wszelką złą wolę ludzi, mających więcej odwagi, aniżeli pracowitości. I chodzi Miriam wzdłuż rozwalonego płotu, ogląda swoje wiśnie angielskie, którym siekiera barbarzyńców poobcinała korzenie, przypatruje się rowom, które robotnicy kolejowi pospiesznie ryją na jego ogrodzie. I duma. Ale to jest jego wina przecie. Po co obsadzał cennemi drzewami grunt, kiedy... sąsiaduje z takim okazem kultury, jak kolej wilanowska”. Naczelnik Powiatu Warszawskiego w czerwcu 1910 r. opublikował w prasie swój punkt widzenia na sprawę płotu poety: Przywrócenie drogi zostało dokonane pod nadzorem geometry w oparciu o plany z 1868 r. Prowadzenie torów i rowów kolejki wilanowskiej jest z tymi postanowieniami niezależne, jak twierdził pan naczelnik. Ciekawostką w tej sprawie jest to, że w Sądzie Gminnym III-go Okręgu zasiadał sędzia pan Preker, który był też zobowiązany do oddania na rzecz kolejki wilanowskiej ziemi wzdłuż drogi na 24,38 sążnie. Riposta prawników Miriama była szybka. – Rozwalenie przez wójta parkanu na przestrzeni 92 sążni ponad żądane w postanowieniu Zarządu Powiatowego 34,30 sąż. jest autentycznym faktem i zarazem przykładem tak niesłychanej samowoli, że władza powiatowa bez względu na to, czy p. Przesmycki podał skargę, czy nie, powinna zająć się surowym ukaraniem winnego, aby nic podobnego na przyszłość nie mogło się wydarzyć. Płot płotem, a tymczasem Miriam pracował nad pierwszymi publikacjami dzieł Norwida. Pierwsze tomy ukazały się w 1911 r., było w nich dziesiątki reprodukcji rysunków Norwida, wydawcą tego niezwykłego dzieła był Jakub Mortkowicz, a drukiem zajęła się drukarnia krakowska Anczyca. Pierwsza wojna światowa przerwała druk tomów dzieł poety, ale Miriam nie zaprzestał pracy nad jego twórczością publikując utwory w miesięczniku „Myśl polska”.
Mieszkanką chylickiej „Samotni” była również żona Miriama, Aniela z domu Hoene, założycielka i właścicielka szkoły przy ul. Mazowieckiej w Warszawie. Aniela była córką lubelskiego kupca Henryka Hoene i siostrą okulisty Jana, praktykującego w Warszawie. Małżeństwo Przesmyckich nie doczekało się potomstwa. Szkoła Anieli Hoene działała od 1886 r. Na ul. Mazowieckiej przechowywano w skrzyniach archiwum dzieł i korespondencji Norwida. Był wśród nich rękopis poematu „Fortepian Chopina”! Aniela uważała się za krewną Józefa Marii Hoene-Wrońskiego (1776-1853) wybitnego filozofa i matematyka porównywanego z Newtonem. Przesmycki przez wiele lat zajmował się genialnym filozofem, twórcą mesjanizmu polskiego. W poszukiwaniach wspierała go dzielnie żona, którą nazywał „swego życia i entuzjazmów towarzyszką”. To właśnie pani Aniela odnalazła i ocaliła cenny blok listów Norwida do Konstancji Górskiej.
W czasie drugiej wojny światowej szkoła przy ul. Mazowieckiej prowadziła tajne nauczanie; wówczas Aniela już nie żyła. Miriam w 1941 r. skończył 80 lat, prowadził lekcje języka polskiego i opowiadał pasjonująco o świecie poezji Norwida. 1 sierpnia 1944 roku zastał Miriama na ul. Mazowieckiej, był w pełni sił, ale został ranny w swoim mieszkaniu odłamkami tak zwanej „krowy” i szkła z szyb. 7 września krewni przenieśli Miriama na ul. Kruczą, przebywał tu do kapitulacji Warszawy. 10 października znaleziono Miriama na wpół przytomnego na schodach kamienicy. Zabrano go do szpitala na ul. Żurawią 3. Zmarł 17 października, pochowano go na chodniku przed domem. W 1945 r. jego prochy zostały przeniesione do grobu rodzinnego na Powązki, gdzie spoczywa razem z żoną i rodzicami.
Skrzynie ze zbiorami tego genialnego perfekcjonisty zostały cudem wywiezione z Warszawy i ocalone.
„Zwiesz się razem: Duchem i Literą
I consummatum est”.
Kolejka wilanowska a płot poety cz. 2
- 28.11.2018 05:00
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze