Mój dziadek Stanisław 1 września 1939 roku był w Piasecznie w domu przy ulicy Bema 6 sam, gdy nadleciały samoloty bombardować Warszawę. Babcia Róża z trzema córkami (Krysia 11 lat, Stenia 9 lat i Teresa 7 lat) przebywała na wakacjach w majątku pod Kałuszynem. Dziewczęta miały wrócić w piątek 1 września. Rozpoczęcie roku szkolnego planowano na poniedziałek 4 września. Dziadek był maszynistą, pracownikiem Kolejki Grójeckiej w Piasecznie. Jeszcze w sierpniu, po publikacji artykułu inż. Grobickiego na łamach czasopisma „Technika Komunikacyjna”, Piaseczno żyło projektami elektryfikacji linii podmiejskich, przebudowy torowisk na tor szeroki i przystosowania linii wąskotorowych, dojazdowych do linii metra. Wszystkie te ambitne plany nigdy nie zostały zrealizowane.
3 września od godzin porannych uruchomiono na liniach wąskotorowych specjalne składy pociągów podmiejskich dla rodzin chcących ewakuować się z Warszawy. Wyznaczono stacje załadowcze, docelowe i pośrednie stacje wyładowcze. Do tych ostatnich zaliczono Dąbrówkę, Mysiadło, Zalesie, Gołków itd. Z pominięciem stacji Piaseczno i Nowa Iwiczna. Na linii wilanowskiej wyłączono stacje Jeziorna, Konstancin, Skolimów, Piaseczno. Odchodziło 7 pociągów dziennie, pierwszy o 5.08, ostatni o 20.10. Wyznaczono odpowiednie organizacje miejscowe do opieki nad podróżnymi, ewidencją ludności zajął się Polski Czerwony Krzyż. W tym też czasie Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego upoważniło kuratorów do zarządzenia roku szkolnego 1939/40 na poniedziałek 11 września. Babcia Róża postanowiła pozostać z dziewczynkami w Kałuszynie, Stanisław tymczasem był w Piasecznie do dyspozycji kolejki. Aż do fatalnego 7 września. W komunikacie radiowym ogłoszono nieprzemyślane wezwanie szefa propagandy Sztabu Naczelnego Wodza ppłk. Romana Umiastowskiego do wszystkich niezmobilizowanych, zdolnych do służby wojskowej mężczyzn. Wzywano do opuszczenia Warszawy i udania się na wschód.
Ulica Bema w Piasecznie przed wojną zabudowana była tylko kilkunastoma domami z prawej strony, po stronie lewej ciągnęły się pola uprawne. W oddali, patrząc na północ, widać było kościół ewangelicki w Starej Iwicznej (dawniej Alt Ilvesheim). Mieszkały tu rodziny polskie i niemieckie. Atmosfera wśród sąsiadów była przyjazna. Uradzono wspólnie, że zgodnie z zarządzeniem ppłk. Umiastowskiego Stanisław i kilku sąsiadów uda się na wschód od Wisły. Opustoszałe domy pozostaną pod opieką rodzin niemieckich, wyznaczono dyżury. Rozpoczął się koszmarny exodus Polaków. Stanisław wyruszył w podróż rowerem, ubrany w mundur kolejarza. Przeżył dwa naloty samolotów niemieckich Luftwaffe na przemieszczającą się szosą kolumnę ludzi. Najpierw samoloty zrzuciły bomby, a potem rozpoczęło się polowanie z broni pokładowej na tych, których można było jeszcze upolować.
8 września przez Piaseczno wycofała się część Armii „Łódź” z gen. Juliuszem Rómmlem.
9 września rano Niemcy zajęli Piaseczno. Ulokowali się w plebanii i nowej szkole przy ulicy Świętojańskiej. W nocy z 9 na 10 września w centrum miasta oddział WP, chcący przedostać się do Warszawy, stoczył bój z przebywającymi w mieście oddziałami (oddziałem?) niemieckimi. Nie jest pewne, w jakiej liczbie żołnierze polscy zdołali przedostać się przez Piaseczno do Warszawy. W aktach IPN sygnatura akt S 9/02/Zn czytamy o 21 żołnierzach polskich wziętych tej nocy do niewoli i rozstrzelanych w ogrodzie przy plebanii przez żołnierzy Wehrmachtu. Czyn ten stanowi zbrodnię ludobójstwa i był przedmiotem badań Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Śledztwo w tej sprawie umorzono. Dość dziwne jest to, że w aktach IPN rozstrzelani żołnierze figurują jako bezimienni, nie ustalono też formacji, z jakiej pochodzili mordercy. Historia 9, 10 i 11 września w Piasecznie to ciąg zagadek i niejasności. Wehrmacht zamordował w tym czasie też kilku cywilnych mieszkańców Piaseczna. Wymienię tu Jana Kłosiewicza, Błażeja Cwera, Mariana Ostrowskiego, Władysława Poncyliusza, Antoniego Matusiaka, Władysława Hulanickiego, Srula Flinta. W przypadku znanego w całym mieście Flinta, wytwórcy wód gazowanych, zeznania są sprzeczne, gdyż spotkałam się z informacją, że Flinta widziano później w piaseczyńskim getcie.
Pozostanie Róży i dziewczynek w Kałuszynie okazało się fatalnym pomysłem. Kałuszyn zbombardowano i spalono doszczętnie, spłonął też rodzinny modrzewiowy dwór, co to po salonie można było jeździć rowerem (tak był duży). Róża z córkami jakimś cudem przedostała się do Piaseczna około 18 września przez Wilanów i Skolimów, Niemców w tych okolicach w tym czasie nie było. Z koszmarnej poniewierki wrócił też Stanisław.
Pod koniec września do domu przy ulicy Bema 6 przybiegnie nieznajomy i poinformuje, że w tymczasowym obozie dla jeńców wojennych w Piasecznie jest brat babci, Bolesław. Dziadkowie bez słowa zdejmą obrączki ślubne, złote medaliki, dodadzą inne złote precjoza. Przekupieni strażnicy niemieccy pomogą Bolkowi uciec z obozu.
Napisz komentarz
Komentarze