Społecznicy zarzucają, że miejscowe plany zagospodarowania północno-zachodnich rejonów Konstancina nie uwzględniają ważnych aspektów środowiskowych. Mieszkańcy z kolei skarżą się, że blokowanie mpzp uniemożliwia im korzystanie z własnych działek.
Temat miejscowych planów zagospodarowania dla tych terenów od dawna budzi kontrowersje. Tym razem dyskusja dotyczy IV etapu mpzp dla północno-zachodniej części Konstancina. Chodzi o obszary położone w rejonie ulic Muchomora, Kabackiej, Gorzowskiej, Saneczkowej i Prawdziwka – łącznie blisko 160 hektarów. Plan przewiduje w tym miejscu możliwość niskiej zabudowy jednorodzinnej oraz niewielką działalność usługową. Najważniejszym celem jego uchwalenia jest jednak przygotowanie gruntów pod rozbudowę DW724, oraz nową drogę, którą MZDW planuje pociągnąć wzdłuż nitki torów kolejowych.
Prace nad projektem mpzp dla tych terenów trwają już od kilku lat. Kilkukrotnie były też przeprowadzane konsultacje społeczne.
We wtorek 11 maja odbyło się posiedzenie Komisji Ładu Przestrzennego, podczas którego radni pochylili się nad uwagami zgłoszonymi przez mieszkańców do planu.
Ekolodzy mówią "nie"
Przygotowane przez gminę plany nie podobają się aktywistom. Zarzucają, że projekt mpzp powstał na bazie wadliwie sporządzonych analiz środowiskowych.
– Władze gminy, przy planowaniu kolejnego, IV etapu planu zagospodarowania przestrzennego północno zachodniej części miasta, zleciły zewnętrznej spółce wykonie opinii oddziaływania zabudowy na środowisko naturalne. Opinia nie wymienia gatunku ani jednego zwierzaka czy rośliny z tego terenu, za to stwierdza, że pogrodzenie, zabudowanie i instalacja szamb będzie dla środowiska bez znaczenia – alarmują członkowie grupy Alarm Dla Klimatu, którzy zaangażowali się w obronę tych terenów. Argumentują, że w planie brakuje zielonych korytarzy umożliwiających migrację zwierząt między Lasem Kabackim i Lasami Chojnowskimi. Sprzeciwiają się również zapisom umożliwiającym wycinkę drzew, w tym pomnikowych dębów, które ich zdaniem powinny zostać objęte szczególną ochroną.
Na stawiane przez ekologów zarzuty odpowiedziała kierownik Wydziału Planowania Przestrzennego Ewa Klimkowska-Sul. Przypomniała, że kwestię wycinki drzew regulują oddzielne zapisy. Wskazała również, że omawiane tereny w przeważającej większości nie należą do gminy, samorząd nie może więc dowolnie nimi dysponować.
– Podeszliśmy bardzo rygorystycznie do kwestii związanych z zachowaniem na tych obszarach powierzchni biologicznie czynnych, co powinno zminimalizować oddziaływanie planu na środowisko – tłumaczyła Klimkowska-Sul.
Właściciele mówią "tak"
Po zakończeniu prac komisji temat stał się przedmiotem obrad w czasie sesji Rady Miejskiej. Głos w sprawie projektowanego mpzp zabrali wówczas również właściciele działek położonych na tych terenach. Większość z nich jest już zmęczona toczącą się od kilku lat dyskusją i oczekuje podjęcia uchwały porządkującej kwestie ich posesji.
– Jestem właścicielką działki od 15 lat. Bez przyjęcia tego planu ja nie mam praw do gospodarowania swoją własnością. Odnoszę wrażenie, że część z państwa radnych od lat ulega presji małej grupki osób, która zasłania się kwestiami ekologicznymi. Kim są te osoby? To mieszkańcy, którzy protestują z bardzo egoistycznych powodów: nie chcą mieć dodatkowych sąsiadów. Za to chcą mieć darmowy teren zielony dla psów. Tylko że to nie jest darmowy teren. To jest nasz teren, za który zapłaciliśmy i z którego po 15 latach wciąż nie możemy korzystać – mówiła podczas sesji jedna z mieszkanek.
Jak uzasadniała Ewa Klimkowska-Sul, część zgłoszonych przez mieszkańców uwag została uwzględniona w ostatecznym kształcie uchwały. Niektóre kwestie zaś regulują odrębne przepisy, m.in. prawo budowlane czy ustawa o ochronie środowiska.
Ostatecznie radni odrzucili złożone przez mieszkańców uwagi. Miejscowy plan zagospodarowania przestrzeni przyjęto jednogłośnie.
Napisz komentarz
Komentarze