Od razu na wstępie napiszę, że ta krótka notatka o tym, co nowe w architekturze, nie ma na celu stwierdzenia, że nowe jest gorsze od starego, ale chodzi tu o żal, gdy odchodzi coś, co jest piękne. Nawet, jeśli pięknem jest zastąpione.
Bolesław Prus zachwycony stylem architektonicznym domów, które zobaczył na wystawie Rolno-Przemysłowej w Warszawie w 1885 roku u Michała Elwiro Andriollego, pisał: „Są to cacka, jakich Warszawa jeszcze nie widziała w tej ilości i rozmaitości. Budowane są przeważnie z drzewa [...]. Każdy z nich bawi oko piękną formą, sztukaterią, rzeźbieniami, tapicerskimi ozdobami albo żywą barwą. Są to stacje jakby dróg żelaznych, altany, nawet kaplice, zakończone wieżami spiczastymi, baniastymi, równoległościami, niekiedy balkonami”. Później styl ten Konstanty Ildefons Gałczyński nazwie „Świdermajerem”. Określano ten styl jako pośredni pomiędzy stylem mazowieckim, a stylem szwajcarskich schronisk alpejskich.
Piaseczyńskie drewniane domy, te nasze świdermajery to dramat wyburzeń. Najgorsze, gdy znikają te, których historię można opowiedzieć i których pierwsi właściciele tworzyli tożsamość tego miasta. Historii budynku, który uwieczniłam na zdjęciu w 2014 roku zachwycona jego wyglądem, jeszcze nie opisałam. Pisanie o czymś, co nie istnieje, a mogło przetrwać, jest dla mnie dość bolesne. Szukanie winnych takiego stanu rzeczy też nie ma sensu, bo winnych nie ma. Najczęściej są to domy prywatnych właścicieli, których nie stać na remont budynku. Pozbawieni istotnej pomocy państwa pozbywają się „ruder” sprzedając posesje deweloperom. W miejsce piaseczyńskich perełek architektury drewnianej powstają wprawdzie coraz ładniejsze, nowoczesne domy, wyglądem dostosowane do zabudowy ulicy, a jednak mi żal tych, co znikają. Dom, który widzimy na zdjęciu stał kiedyś przy ulicy Świętojańskiej. Pierwszy piaseczyński świdermajer na tej ulicy powstał w 1910 roku i jeszcze stoi sąsiadując ze szkołą podstawową. Obszar ten składający się z kilku ulic ma swoją ciekawą historię. Jako osiedle letniskowe zaczął powstawać na początku XX wieku jeszcze przed I wojną światową. Domy tu budowane pełniły funkcję pensjonatów dla letników, lub były to niewielkie domy jednorodzinne przeznaczone na pobyty urlopowe letnie lub zimowe dla bogatych Warszawiaków. W czasie II wojny światowej zabudowania na kilku ulicach w tej dzielnicy zostały przeznaczone na getto i zasiedlone przez Niemców ludnością pochodzenia żydowskiego. Po wojnie do luksusowych pensjonatów wprowadzono lokatorów, w większości zamieszkała tu ludność ze zrujnowanej Warszawy. W pensjonatach przydzielano jednej rodzinie małe mieszkanko, często jednoizbowe, tworząc w ten sposób duże zagęszczenia lokatorów. Domy, które przez dziesięciolecia nie były remontowane, w momencie, gdy już można było przesiedlić lokatorów, albo nie nadawały się do remontu, albo remont był bardzo kosztowny i tylko cud mógł je uratować. I tak zaczęły znikać, a że nikt nie dociekał, kto je projektował i budował, nie podnosił larum, że cenny zabytek, to i żal ich nie było.
Napisz komentarz
Komentarze