To, co najbardziej bulwersuje Michała Kabulskiego, w tej można powiedzieć lekko tajemniczej sprawie to brak jakiegokolwiek zawiadomienia czy informacji, że będą przeprowadzane prace konserwatorskie na drzewie, które znajduje się na jego posesji.
– Ja akurat pracuję w Poznaniu i zjeżdżam do Góry Kalwarii na weekendy. I wtedy mam czas zobaczyć, co się dzieje, zrobić porządki wokół domu. Tego dnia jak przyjechałem, poszedłem wyrzucić obierki na kompostownik i wykryłem, że kilka zdrowych konarów dębu znajdującego się na mojej posesji zostało obciętych. Jak to zobaczyłem, zamarłem. Następnie pojechałem na policję złożyć zawiadomienie. W pierwszej kolejności poprosiłem o interwencję z racji tego, że ktoś wszedł na moją działkę i zostało uszkodzone moje mienie w postaci przeprowadzonej wycinki oraz kradzieży konarów – mówi Kabulski, właściciel działki, na której znajduje się dąb.
Funkcjonariusze przyjechali, zrobili kilka zdjęć i sporządzili notatkę, na której panu Michałowi bardzo zależało, bo tylko w ten sposób mógł zabezpieczyć swoje interesy, a dokładnie, żeby później nikt nie oskarżył go o dewastację pomnika przyrody.
– Ja podkreśliłem, że nikogo nie osądzam, nikogo nie podejrzewam, bo nie wiem co i kto? Proszę tylko o ściganie sprawców z urzędu przez policję – dodaje Michał Kabulski.
Jakiś czas później właściciel działki otrzymał informację od dzielnicowego, że wiedzą co się stało, a sprawę wycinki prowadzi gmina. To nie uspokoiło Kabulskiego, który mimo wszystko złożył zeznanie na policji o tym, co wydarzyło się na jego posesji podczas jego nieobecności. Dodatkowo przesłał całą dokumentację sprawy wraz z własnym opisem zdarzenia do prokuratury w Piasecznie, Starostwa Piaseczyńskiego, Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Warszawie oraz do Burmistrza Miasta i Gminy Góra Kalwaria.
Jednocześnie Kabulski przeprowadzał własne śledztwo, obawiając się, że sprawa zostanie zamieciona pod dywan, a on w przyszłości będzie miał nieprzyjemności.
– Zapytałem sąsiada, czy cokolwiek widział i jak doszło do uszkodzenia dębu? Powiedział, że widział wszystko. Na teren sąsiadującej działki wjechał specjalistyczny sprzęt, który przeprowadzał wycinkę. A cięli podobno równo, jak leci czy z ziemi, czy z wysięgników jak to było w przypadku mojego drzewa. Urząd gminy ani nikt inny nie powiadomił mnie o żadnych działaniach. Ten pomnik przyrody jest chroniony przez prawo jako dziedzictwo przyrodnicze i jest na mojej posesji. Dodam, że w promieniu 50 metrów oprócz mnie nikt tutaj nie mieszka i nie przebywa. Teren wokół jest terenem leśnym, który poprzez te wszystkie działania również został zdewastowany i uszkodzony w sposób trwały – mówi właściciel działki, na której znajduje się dąb.
Redakcja Przeglądu Piaseczyńskiego skierowała zapytanie do burmistrza Góry Kalwarii, jak było możliwe wycięcie konarów dębu, który rośnie na prywatnej posesji, nie posiadając pozwolenia na wejście od właściciela?
– Usunięcie suchych konarów z dwóch drzew stanowiących pomnik przyrody było prowadzone z działki sąsiedniej, bez wchodzenia na działkę, na której rosną te drzewa. Działania te były konieczne w celu wyeliminowania zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi oraz mienia, gdyż uschnięte konary zwisały nad działkę sąsiadującą i tą, na której drzewa się znajdują. Podcięcie suchych konarów zostało poprzedzone oględzinami, w których brali udział przedstawiciele urzędu, właściciel działki, nad którą te obumarłe konary zwisały, oraz wykonawca. Ponieważ podczas oględzin stwierdzono zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi oraz mienia, nie uznano za konieczne zasięganie opinii dendrologa – wyjaśnia Mateusz Baj, zastępca burmistrza Góry Kalwarii.
Trzy lata temu właściciel działki, który czuje odpowiedzialność związaną z posiadaniem na swojej posesji pomnika przyrody, poprosił o przeprowadzenie prac konserwatorskich i zabiegów pielęgnacyjnych polegających na alpinistycznym zdjęciu suszu z korony drzew, ocenieniu stanu zdrowia drzewa wraz z opinią leśnika. Wtedy gmina zleciła wykonanie powyższych prac specjalistycznej firmie alpinistycznej. Stan zdrowia drzewa nie wskazywał na żadne niebezpieczeństwo i uszkodzenia, a zlecone prace miały charakter czysto pielęgnacyjny, gdzie celem była poprawa kondycji zdrowotnej Pomnika Przyrody.
Dlatego tak bardzo zbulwersowało i wystraszyło Kabulskiego to, co się wydarzyło w grudniu na jego posesji. Nie jest tajemnicą, że zniszczenie pomnika przyrody w Polsce jest surowo karane, a udowodnienie, że on sam tego nie zrobił, niekoniecznie mogłoby być proste. Przecież dąb stoi na jego posesji.
– Właściciela działki, na której rosną dęby, pragnę uspokoić. Nie musi on obawiać się żadnych konsekwencji, gdyż nadzór nad pomnikiem przyrody sprawuje urząd gminy, a wykonane na zlecenie tegoż urzędu prace w żaden sposób nie stanowiły zagrożenia dla utrzymania żywotności pomnika przyrody, czyli dębów – komentuje sprawę Mateusz Baj.
Urząd zawiadomił Michała Kabulskiego, że nie miał obowiązku informowania go o zleconych działaniach, ponieważ wystające konary dębu narażały na niebezpieczeństwo okolicznych mieszkańców i ta wycinka była konieczna. Mieszkańcy jednak są odmiennego zdania, uważają, że teren jest przygotowywany pod inwestycję dewelopera i tylko dlatego tak szybka decyzja została podjęta. A zabrakło najprostszej rzeczy – dialogu.
Czytaj też:
Napisz komentarz
Komentarze