Przypomnijmy, 5 czerwca ok. godz. 18 Marek D. wyjechał ze swojego miejsca zamieszkania na warszawskim Targówku. Marek D. nie wrócił do domu, nie odbierał też telefonu od bliskich.
6 czerwca komenda w Piasecznie opublikowała wizerunek Marka D.
Zaginiony miał być ubrany w beżowe mokasyny, niebieską koszulkę z krótkim rękawem z napisem Timberland oraz niebieskie spodnie jeansowe.
Pojechał w kierunku Piaseczna
53-latka szukała m.in. piaseczyńska policja, gdyż mężczyzna informował rodzinę, że udaje się właśnie w kierunku Piaseczna. Jak donosi gazeta.pl, żona zaginionego przekazała służbom, iż miał spotkać się z klientem w celu rozliczenia się za prace tynkarskie. Chodziło o 25 tys. złotych, które kontrahent postanowił w końcu oddać. Kobieta nie znała jednak ani adresu, pod jakim kontrahent miał się znajdować, ani jego nazwiska.
Jak podaje gazeta.pl mężczyzna nigdy nie rozstawał się z komórką. Rodzina stale udostępniała sobie swoje lokalizacje, dlatego jego córka była w stanie sprawdzić, gdzie ostatni raz logował się telefon zaginionego. To okazało się niezwykle pomocne. Młoda kobieta zdołała bowiem namierzyć toyotę, którą jej tata pojechał na spotkanie z klientem.
Makabryczne odkrycie na posesji w Solcu
Służby nie znalazły jednak Marka D. ani w samochodzie, który stał w Pilawie, ani w okolicy. Jednak dzięki nawigacji z toyoty udało się odtworzyć trasę, jaką Marek pokonał po tym, jak wyszedł z domu. System zarejestrował, że samochód przez kilka godzin stał w miejscowości Solec, między Piasecznem a Górą Kalwarią.
W miejscu, w którym zatrzymał się pojazd, funkcjonariusze zastali duży, niewykończony dom. Mundurowi, penetrując teren, zwrócili uwagę na leżącą pod schodami czarną folię i czerwone plamy. Wówczas dokonali makabrycznego odkrycia. Z folii wystawała ręka bez dłoni, a pod folią ciało mężczyzny bez głowy. Zwłoki odziane były w mokasyny, niebieską koszulkę i niebieskie jeansy…
Motywem rozliczenia finansowe
Jak poinformowała Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga w Warszawie, w Prokuraturze Rejonowej w Wołominie prowadzone jest postępowanie przeciwko 45-latkowi, mieszkańcowi jednej z podwarszawskich miejscowości, podejrzanemu o popełnienie czynu z art. 148 paragraf 2 pkt. 3 k.k. czyli zabójstwa w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie.
– Motywem pojawiającym się w wyjaśnieniach podejrzanego są rozliczenia finansowe – poinformował prokurator Norbert Woliński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga w Warszawie. – Wobec sprawcy zastosowano środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania. W sprawie zlecono i przeprowadzono sekcję zwłok, celem między innymi ustalenia mechanizmu śmierci ofiary. Aktualnie opinia z zakresu medycyny sądowej po wykonanej sekcji zwłok nie została jeszcze sporządzona – dodał prokurator Norbert Woliński.
Prokuratura poinformowała także, że dla dobra postępowania, początkowo prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową w Piasecznie, śledztwo przekazano do dalszego prowadzenia do innej jednostki prokuratury spoza okręgu warszawskiego.
Ciało pociął piłką ręczną
Jak ustaliła gazeta.pl Marcin Z., mieszkaniec Konstancina-Jeziorny, to emerytowany policjant, który kilkanaście lat służył w wydziale konwojowym Komendy Stołecznej Policji. 45-latek miał stwierdzić, że był rozliczony z Markiem D., a podczas spotkania wytknął mu błędy wykonawcze, których 53-latek nie chciał poprawić. Marcinowi Z. puścił nerwy i popchnął Marka D. Gdy ten chciał mu oddać pięścią, otrzymał kilka ciosów, w wyniku których – według Marcina Z. – upadł na podłogę i przestał się ruszać.
Mężczyzna miał poćwiartować ciało ofiary najpierw piłką ręczną, następnie pojechał po palnik do marketu budowlanego, bo planował je spalić Marka D. Aby zmylić śledczych, pojechał samochodem Marka D. do Pilawy i tam go porzucił, a do domu wrócił pieszo.
Marcinowi Z. grozi nawet dożywocie. Śledczy i biegli muszą teraz ustalić m.in. czy Marek D. żył w chwili, gdy Marcin Z. zaczął rozczłonkowywać jego ciało, czy Z. był poczytalny w chwili zdarzenia i czy nie jest chory psychicznie.
Napisz komentarz
Komentarze