Odnalezienie wszystkich egzemplarzy miesięcznika „Kalejdoskop Piaseczyński” i analiza treści artykułów pozwala mi na odtworzenie tematów, którymi żyła społeczność Piaseczna w tamtych czasach. Czasach niby nieodległych, a jednak okazuje się, że dzieli nas od nich tak wiele. Kto i czym truł mieszkańców Piaseczna i okolic na przełomie lat 80. i 90.? Trucicieli było kilku: na czele Polkolor, za nim Lamina i Zelos, dalej maszerują w tej defiladzie mleczarnia i Kombinat Szklarniowy Mysiadło.
Co emitowały te zakłady do atmosfery, zaraz napiszę. Na początek pytanie: dlaczego dano im pozwolenie na zatruwanie gleby, roślin i w efekcie nas ludzi? Ano dlatego, że przepisy o ochronie środowiska weszły w życie dopiero pod koniec 1989 r. Nakazywano w nich, żeby zakłady pracy w swoich obowiązkach miały wykonywanie odpowiednich badań. Mimo nałożenia obowiązku badań, większość zakładów raczej je lekceważyło lub zwyczajnie ukrywano fakt emisji trucizn, bo skażenia przekraczały normy i zakład trzeba byłoby zamknąć, a to znaczyło: pozbawić pracy tysiące ludzi. Inna też sprawa, że wówczas świadomość ochrony środowiska była u mieszkańców raczej nie za duża.
Co swobodnie leciało w powietrze?
Zacytuję tu bardzo ciekawy fragment artykułu Ewy Szlenkier z „Kalejdoskopu”: „Fluor – na terenie samego Polkoloru 219,8 – 618, 6 razy więcej od wartości kontrolnej. W odległości 1,7 km od Polkoloru zawartość fluoru była 45 razy większa od w.k. I w odległosci od 3,5 km – 11,3 razy wieksza od w.k. Ołów i bar – skażenie tymi pierwiastkami, większe od kilkunastu do kilkudziesięciu razy od w.k.”.
Do tego zbioru pierwiastków wylatujących w powietrze dołączmy kadm. Co tam jeszcze wylatywało w kosmos z Piaseczna przemysłowego? Nie wiem, ale patrząc na tablicę Mendelejawa, to zapewne jeszcze by się coś znalazło, a do tego np. związki tlenku azotu i dwutlenek siarki.
Pierwszy elektrofiltr w Polkolorze został uruchomiony w 1988 roku, w prawie 10 lat po uruchomieniu zakładu, i wówczas zaczęto publikować informacje o skażeniu wokół zakładu i przyjęto, że jest dobrze, bo skażenie nie przekracza norm. I tu ciekawostka, dlaczego tak: bo badano tylko ziemie i powietrze tuż przy zakładzie. Wiatr niósł szkodliwe dla zdrowia pierwiastki i związki z wysokich kominów daleko w przestrzeń, ale badaniem np. skażeń w Konstancinie, dodajmy w uzdrowisku, nikt się nie zajmował.
Truciciele mleczarnia i kombinat w Mysiadle
Kombinat Szklarniowy Mysiadło dokładał jeszcze w powietrze efekty spalania mazutu, czyli dwutlenek siarki. A co do mleczarni, jak wiemy, to emitowała skażone pyły i bardzo przyczyniła się do zatrucia Kanału Piaseczyńskiego, który nagle zamienił swój kolor wody na perłowo-mleczny, lekko połyskujący barwami tęczy. Ta tęcza to ponoć były smary z kolejki, ale nikt tego chyba nie zbadał. Wówczas rzeczka nazwana został ironicznie Perełką, bo inny pomysł na nazwę, Smródka, jakoś nie przetrwał. Pamiętam czasy, w których Perełka płonęła i powiedzenie „Wariat Wisła się pali”, czyli Perełka się pali, już nie miało takiego znaczenia jak dawniej. Żartowaliśmy sobie z tych nadprzyrodzonych zjawisk, czyli płonącej wody, ale chyba nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że pozwalanie na tego typu proceder było jednak lekceważeniem życia i zdrowia ludzi. Mieszkańcy ul. Dworcowej pisali do władz miasta, że nawet prania na powietrzu nie mogą suszyć, bo opada na nie czarna sadza. Smutne czasy i tyle.
Co było w liściach sałaty?
Wokół wymienionych tu zakładów rosły sady i od wieków były tu pola z uprawianymi na nich warzywami. Wiadomo, że opisywany tu obszar zawsze słynął z bardzo dobrej jakości ziemi. Wszystko tu więc rosło jak na drożdżach. Sałata, marchew, buraki i żyto nie powinny być sadzone i siane tuż przy zakładach przemysłowych, a jednak były. A np. ołów jedzony w liściach sałaty powodował problemy z ciśnieniem tętniczym już u młodych ludzi, był przyczyną miażdżycy itd. Dwutlenek siarki jest silnym związkiem rakotwórczym, powodował liczne choroby układu oddechowego szczególnie u dzieci. W zatruciu np. fluorem mogą pojawić się takie objawy jak bóle brzucha, nudności, wymioty, zaburzenia oddychania i nieprawidłowa praca serca. Czy utożsamiano te dolegliwości z emisją z kominów Zelosu, Laminy, Polkoloru, kombinatu w Mysiadle czy mleczarnią? Niestety nie, ale też świadomość zatrucia środowiska w tamtych czasach była mała, bo nikt się tym nie przejmował. Za normę uważano najwyższe dopuszczalne stężenie substancji szkodliwych.
Gdy czytam w „Kalejdoskopie”, że około roku 1990 testowano drugi elektrofiltr instalowany w Polkolorze mający usunąć fluorek wapnia, tlenki baru, arsenu, potasu, glinu, sodu, manganu, antymonu, tytanu i ceru, to mi się ciśnienie podnosi, bo się zastanawiam, czym przez 10 lat istnienia zakładu oddychali ludzie np. w Piasecznie, Konstancinie, Józefosławiu i Lesznowoli.
Zdarzały się też katastrofy spowodowane awariami w zakładach i wówczas tylko garstka pracowników wiedziała, co się stało i co wyleciało w powietrze. Pamiętam, jak po ulicach Piaseczna jeździł samochód i pan przez tubę megafonu ogłaszał, żeby przez jakiś czas nie jeść warzyw z upraw piaseczyńskich. Po kilku dniach sprawę zamiatano pod dywan.
W kwietniu 1988 r. odbyła się w Piasecznie Sesja RN, na której podano do wiadomości, iż okolice Piaseczna są tak bardzo skażone, że dorównują skażeniom Krakowa, Śląska i Płocka.
W oparciu o tekst z Kalejdoskopu autorstwa Ewy Szlenkier
Napisz komentarz
Komentarze