Piaseczno wkraczając w nowe stulecie było miastem obszarowo niewielkim. Wyobraźmy sobie te granice miasta: jedna za kościołem, druga od wschodu tuż przy parku, bo park należał do folwarku Chyliczki, a te od końca XVIII w. były wykluczone z obszaru miasta. Na południu, tuż za cmentarzem jeszcze nie było zabudowy i dopiero pierwsze dziesięciolecie XX w. spowoduje powstawanie dzielnicy letniskowej z pięknymi architektonicznie domami. Cmentarz był na końcu miasta, a za nim pola łubinu, las i łąki. Ciekawe były północne krańce miasta i na wielu mapach widać, że wjeżdżając od strony Warszawy do Piaseczna witał cię podróżniku wiatrak. Tuż za nim po lewej stronie powstawała budowla, która fascynuje do dziś patrząc na jej zdjęcia, czyli potężny dom hr. Ludwiki Moricone i wokół niego folwark, a wszystko to z przeznaczeniem na ośrodek dla upadłych kobiet. Do Piaseczna w tym czasie zjeżdżała z Warszawy publika, która była ciekawa np. gospodarstwa dla dziewcząt tworzonego przez hrabiankę Cecylię Plater Zyberkównę, a ta chętnie wszystkich zapraszała do Chyliczek. Czym, czyli jakim środkiem transportu przybywała owa publika do Piaseczna, ano oczywiście kolejkami wąskotorowymi.
Zmiany w podróżowaniu kolejką w 1900 r.
Grudniowa niedziela 1899 r. przyniosła pasażerom kolejki grójeckiej szereg informacji opublikowanych w gazecie Słowo. Ta niedziela wypadała 31 grudnia i można zauważyć, że na nowe stulecie planowano zmiany. Z dniem 1 stycznia 1900 r. na dystansie Warszawa – Piaseczno obowiązywał nowy rozkład jazdy i nowe zasady podróżowania pociągiem kolejki wąskotorowej. Pierwszy pociąg z Warszawy miał odchodzić o godzinie 6.00 rano, z Piaseczna do Warszawy pociąg miał wyruszać o godzinie 7.29, następny o godzinie 14.15 i 20.59. Na dystansie Warszawa – Góra Kalwaria przez Piaseczno jeździł pociąg od godziny 9.50, następnie o godzinie 19.30. Z Góry Kalwarii były do Warszawy dwa pociągi. Ciekawostką na tej trasie są pociągi dodatkowe podstawiane w piątki z uwzględnieniem potrzeb pasażerów jadących na wycieczki do lasu i do zwiedzania zabytków np. Czerska. Modny był również Żabieniec i wycieczki na grzyby, jagody i jeżyny, była tu karczma i dwór.
Pociągi na ogół były zatłoczone, bo nie tylko pracujący i uczący się poza Piasecznem, tu mam na myśli głównie Warszawę, korzystali z tej formy transportu pasażerskiego, ale też np. podróżujący z Pruszkowa do sądu gminnego w Piasecznie, a o tym za chwilę. Wagony pasażerskie kolejki były podzielone na 3 klasy i wchodziła nowa forma biletów. Pasażerowie wsiadający na stacjach Warszawa, Służewiec, Piaseczno, Baniocha i Góra Kalwaria zaopatrywali się w bilety na tych stacjach w kasach biletowych przed wejściem do pociągu. Wsiadający na stacjach Mokotów, Wierzbno, Grabów, Pyry, Dąbrówka, Żabieniec, Pilawa, Kąty mogli wykupić bilet u konduktora, ale i tu była dziwna rzecz, bo bilet u konduktora był droższy, ale jeśli pociąg dojechał do stacji gdzie była kasa, pasażer mógł kupić bilet na dalszą podróż taniej. Dziwne to bardzo. Pasażer przyłapany bez biletu płacił podwójną cenę biletu z całej trasy. Dzieci do 6 lat miały przejazd za darmo, od lat 6 połowę ceny biletu, tej ceny w kasie. Na stacjach w Warszawie i Górze Kalwarii można było nabywać bilety powrotne ważne dwie doby i tańsze o 15%. Kasy biletowe w Warszawie, Piasecznie, Baniosze i Górze Kalwarii były otwarte na godzinę przed odjazdem pociągu. Na stacji Służewiec kasę otwierano na pół godziny przed odjazdem pociągu.
Pasażerka na torach, czyli tragedia w Żabieńcu
Kolejka miała ogromne powodzenie. Podróż dla np. mieszkańca Warszawy była atrakcją. Zdarzały się też niestety wypadki. I tak np. w Żabieńcu we wtorek 24 lipca 1900 r., o czym pisze dziennik Słowo, na stacji kolejki w Żabieńcu zgromadziło się dość liczne towarzystwo. Z Pilawy nadjeżdżał pociąg i wszyscy pasażerowie mieli chęć dostać się do jego wnętrza jak najszybciej i w pierwszej kolejności. Wyobrażam sobie to zamieszanie na peronie. Panna Jadwiga Baczewska córka kasjera z warszawskiego biura technicznego przebywała na stacji z koleżanką Stefanią Tramszówną. I nie wiadomo z jakiego powodu obie dziewczyny weszły na szyny. Trudno dziś dociec, czy chodziło o to, że na peronie była przepychanka wśród pasażerów, czy dziewczyny sądziły, że do przyjazdu pociągu jest jeszcze czas. Pociąg nadjechał nagle. Maszynista widząc kobiety na torach dawał znak gwizdkiem, żeby zeszły, zaczął hamować. Panna Jadwiga nie zeszła z torów. Pociąg poszarpał ją na kawałki. Czy takie zachowanie dziewczyny powodowała panika na stacji i bałagan? Nie wiem.
Ciekawostką było też to, że do Piaseczna przyjeżdżali kolejką udający się do sądu gminnego i to z dość odległych stron. Na przykład z Pruszkowa. Dopiero w 1906 roku podano do wiadomości, że w Pruszkowie powstał sąd gminny. Udający się do sądu w Piasecznie przed 1906 r. musiał jechać koleją wiedeńską do stacji w Warszawie i następnie przesiąść się do kolejki grójeckiej jadącej do Piaseczna. Od czerwca, sędzia sądu gminnego kandydat praw pan Preker udawał się do filii sądu piaseczyńskiego w Pruszkowie w wyznaczony dzień w tygodniu, aby tam rozsądzać sprawy. Były to sprawy dotyczące spadków, darowizn, kradzieży, drobne wykroczenia nie kwalifikujące się do sądu karnego itp.
Na garnuszku
Kolejka wąskotorowa otworzyła perspektywy rozwoju osiedli na trasie jej przejazdu, stała się masowym środkiem ówczesnego transportu, nie tylko dla pasażerów. Głównym jej dochodem były przewozy towarów np. płodów rolnych, i co ważne, wyrobów produkcji zakładów cegielnianych.
W tamtych czasach dużo pisano też o hrabiankach, co starały się uporządkować świat kobiet i dzieci, ale niestety istniały też inne realia życia ludzi, i mam tu na myśli ludzi bardzo biednych. Kobiet borykających się z biedą, pracą cały dzień, dziewcząt porzuconych przez ojców ich dzieci, warszawskich służących. Te czynniki i łatwość dojazdu do Piaseczna z Warszawy mogły przyczynić się do szokującego procederu, który opisuje dziennik Słowo z 1900 r. Dziennikarz opisuje następującą sytuację:
„W Piasecznie wykryto istnienie zakładu przyjmującego dziatwę „na garnuszek”. Wychowaniem niemowląt zajmowała się Maryanna W., która jak zeznawali świadkowie, niemowlęta wzięte z Warszawy głodziła, biła i w ogóle dążyła do ich zagłady”.
W mieszkaniu pani W. znaleziono zwłoki jednorocznego dziecka. Sekcja zrobiona przez doktora Jaszczołta wykazała, że dziecko zmarło z powodu ran i zostało zagłodzone. Pozostałe dzieci zostały otoczone opieką i rozpoczęła się akcja poszukiwania ich matek. Doktor Jaszczołt, tu wspomnę, gdy Moriconi oddała swój piękny dom na potrzeby domu opieki dla dzieci był w nim zatrudniony. Po śmierci został pochowany na piaseczyńskim cmentarzu parafialnym.
W opowieściach o kolejce wąskotorowej jest ogrom tematów, na pewno przewodnim tematem jest dobrodziejstwo jakie ze sobą niosła. Dobrze, że przetrwała do dziś i jest chlubą miasta Piaseczna
Napisz komentarz
Komentarze