Młodość, miłość, odwaga, ojczyzna, poświęcenie... Wiele wątków próbował Komasa wpleść w dzieło swojego życia. Zbyt wiele.
Warszawa, lato 1944. Mimo okupacji miasto próbuje funkcjonować normalnie – sąsiedzi spotykają się wieczorami przy kolacji i muzyce, rano każdy wstaje do pracy. Tymczasem podziemie szykuje się do powstania. W szeregach powstańców stoją Stefan, Biedronka i Kama – pochodzący z różnych światów, zjednoczeni w walce o wolność. Związani skomplikowanym trójkątem miłosnym, rzucają się w powstańczy wir...
„Miasto 44" to dowód na to, że wreszcie Polacy nauczyli się robić dobre kino akcji. Efekty i zdjęcia są na doskonałym poziomie, a całości dopełnia świetny montaż. Niestety, to wszystko, co dobrego można powiedzieć o tym filmie. Komasa usiłował stworzyć bohatera zbiorowego, w rezultacie bohatera nie ma wcale – postaci są płaskie, pozbawione tła, przez co ich zachowania wydają się bezsensowne. Jedynie Kama jakoś się broni, ale tylko dzięki umiejętnościom grającej ją Anny Próchniak. Dialogi, w większości złożone ze sloganów i powtarzanych w podręcznikach do historii dowcipów, są po prostu sztampowe. Do tego sceny kompletnie oderwane od rzeczywistości (pocałunek Stefana i Biedronki czy scena erotyczna). Na to wszystko nakłada się ścieżka muzyczna, w której mieszają się przedwojenne szlagiery, Czesław Niemen i... Skrillex, co dopełnia tylko dziwacznej poetyki filmu.
Powstanie Warszawskie w ostatnim czasie było filmowane często i chętnie. „Miasto 44" to najgorsza pozycja spośród tej długiej listy.
„Miasto 44", reż. Jan Komasa, Polska 2014.
Napisz komentarz
Komentarze