Jasne, tysiąc euro to spora suma, zwłaszcza dla robotnika w fabryce. Ale czy warto za tysiąc euro tracić spokój sumienia?
Piątek. Sandra właśnie odebrała ponury telefon. Z powodu trudnej sytuacji fabryka, w której pracuje, stoi przed wyborem: albo Sandra utrzyma etat, albo trafi na bezrobocie, a pozostali otrzymają premie. Decyzję pozostawia pracownikom, a wynik głosowania jest oczywisty: każdy woli dostać 1 000 euro. Kobiecie udaje się uprosić szefa, aby w poniedziałek powtórzono głosowanie. Sandra ma dwa dni i jedną noc na przekonanie kolegów, by zrezygnowali z premii...
Francusko-belgijski dramat społeczny braci Dardenne porusza kilka delikatnych kwestii. Pierwszą z nich jest solidarność społeczna, o którą – mówią nam reżyserzy – coraz trudniej, zwłaszcza w czasach recesji. Bo czy można winić człowieka, który ledwo wiąże koniec z końcem, że woli dostać bonus niż ratować koleżankę? Kolejnym problemem jest wykluczenie osób z zaburzeniami psychicznymi (depresja). Wreszcie trzecią kwestią są tu godność ludzka i poczucie własnej wartości. Nie jest łatwo schować dumę do kieszeni i błagać, łatwo za to łechtać własne ego, kiedy to nas błagają.
„Dwa dni i jedna noc” to trudny, ale ważny film. Wyjątkowo trudne zadanie stanęło przed grającą główną rolę Marion Cotillard (pamiętna Edith Piaf w „Niczego nie żałuję”) i Francuzka poradziła sobie rewelacyjnie – to jedna z lepszych ról w jej dorobku.
Zdecydowanie godne polecenia, mocne i skłaniające do myślenia kino.
„Dwa dni i jedna noc”, reż. Jean-Pierre i Luc Dardenne, Francja-Belgia 2014
Napisz komentarz
Komentarze