Z niemieckiego domu dziecka w Piasecznie, dzień przed powstaniem warszawskim, mama wykradła 5-letnią Teresę, ale nie mogła znaleźć 2-letniego Henryka. Od wielu lat pani Teresa usiłuje dowiedzieć się, co się stało z jej bratem.
Pani Teresa skontaktowała się z muzeum piaseczyńskim, a to skontaktowało ją ze Stanisławem Hofmanem z Piaseczyńskiego Klubu Poszukiwaczy Historii. W sobotę 13 maja przyjechała na spotkanie Klubu z wnukiem oraz z mężem wnuczki. Opowiedziała historię przerażającą, która 72 lata po zakończeniu II wojny światowej pokazuje, jak potworny dramat do dzisiaj przeżywają ludzie, których wojna dotknęła.
Tata w niemieckiej armii, mama na Majdanku
– Tata, Franciszek Sceck, urodził się w Saksonii w Niemczech. Moja mama, Bronisława, pochodziła z Lubelszczyzny, mieszkaliśmy w Lublinie. Tata był folksdojczem. Nas oddał świadomie do zniemczenia, a mamę umieścił na Majdanku. Sam poszedł do niemieckiej armii – opowiadała pani Teresa. – Mnie i brata przetransportowano do Piaseczna, do niemieckiego domu dziecka – mówiła dalej.
Pani Teresa zdołała ustalić, że niemiecki dom dziecka znajdował się w budynku, w którym od czasów powojennych mieści się powiatowy szpital Św. Anny przy Mickiewicza. Pamięta olbrzymi kamień, lasek i tory. Mówi, że w budynku na pierwszym piętrze znajdowały się dwie sale połączone ze sobą. W jednej stały łóżeczka dla małych dzieci, z wysokimi barierkami. W drugiej mieszkały dzieci starsze, nawet ośmioletnie. W domu mówiło się po niemiecku. Dzieci pilnowały opiekunki, uzbrojone Niemki.
– Mama wydostała się z Majdanka i przyjechała do Piaseczna. Wyszliśmy na kontrolowany spacer. Dotarłyśmy do sklepiku, w którym mama kupiła nam czerwone lizaki – mówi pani Teresa. – Chyba przekupiła te opiekunki, bo dzień przed wybuchem powstania warszawskiego stałam przy siatce, wiedziałam, że mam pilnować brata, ale on gdzieś zniknął. Przyszła mama i wydostała mnie pod siatką, musiałyśmy uciekać, bo za nami ruszył pościg. Pod tym olbrzymim kamieniem zakopałyśmy moje ubrania. Mieliśmy piękne niemieckie ubranka, ale stemplowane. Uciekałyśmy torami, ale nie dotarłyśmy do dworca. Mama została ranna. Uratowali nas kolejarze. Zatrzymałyśmy się na nocleg w okolicach Warszawy Zachodniej i tam krawcowa uszyła mi nowe ubrania. Mama szukała jeszcze brata, ale pamiętam, że przed ucieczką byliśmy wszyscy przygotowani do ewakuacji. Przy każdym łóżku stał tobołek z naszymi rzeczami. Kolejarze powiedzieli mamie, że dzieci stamtąd były wywożone – opowiada pani Teresa.
W pierwszych dniach powstania uciekły z mamą do Lublina, zatrzymały się u rodziny w Opolu Lubelskim. Henryka, który miał dwa lata podczas pobytu w Piasecznie, nigdy nie udało się odnaleźć. Z ojcem nigdy więcej nie mieli kontaktu. W czasie wojny nosili nazwisko po ojcu, Sceck lub spolszczone na Scek.
– Brat miał skazę białkową na lewej ręce – pamięta pani Teresa.
Nikt nie wiedział co dzieje się w tym budynku?
Co się stało z dziećmi z niemieckiego domu dziecka? I co się stało z Henrykiem? Czy ktoś w Piasecznie pamięta dzieci w czasie drugiej połowy wojny w okolicach dzisiejszego szpitala? Czy jeżeli przebywały tam ośmioletnie dzieci, to czy pamiętają swój pobyt w Piasecznie?
Pani Teresa opowiada, że wychodzili na spacery do lasku, nad strumyk. Czy żyje w Piasecznie ktoś, kto pamięta spacerujące tam dzieci?
Małgorzata Szturomska, która bada historię niemieckiego domu dziecka, mówi, że pamięta z czasów powojennych sklepik na rogu Mickiewicza i Sienkiewicza, z czerwonymi lizakami. Pani Teresa w sobotę odwiedziła szpital. Jego stara część, wybudowana jeszcze przed wojną, utwierdziła ją w przekonaniu, że to jest to miejsce.
Zdjęcie, które zamieszczamy, to jedyne zdjęcie brata, jakie posiada pani Teresa. Zrobiono je podczas pobytu dzieci w Piasecznie. Pani Teresa mówi, że fotograf znajdował się w sklepiku z lizakami. Małgorzata Szturomska nie pamięta tam po wojnie fotografa, jednak mówi, że fotograf w czasie wojny znajdował się przy Kolejowej, dzisiaj 17-go Stycznia, czyli w okolicy szpitala. Na pewno jednak jakiś mieszkaniec Piaseczna ma w swoich zbiorach zdjęcie przy takim stoliku, swoje lub przodków.
Jeżeli ktoś z Czytelników pamięta cokolwiek związanego z opisaną historią, bardzo prosimy o kontakt z redakcją.
Napisz komentarz
Komentarze