Reklama

Zbrodnia w Gołkowie i inne tragedie

Zbrodnia w Gołkowie i inne tragedie

Prasa, szczególnie ta brukowa, uwielbia katastrofy, afery i wypadki. Pełno w niej doniesień o rożnych nieszczęściach, jakie spotykają ludzi i im więcej szczegółów w notatce prasowej, tym czytelnicy ponoć bardziej zaspokojeni w swej ciekawości, a pismo bardziej poczytne.

Reklama


Spróbowałam wyszukać w prasie przedwojennej doniesień o wypadkach i katastrofach, czyli zebrać notatki o tym, czym żyła prasa przed 1939 rokiem, a wydarzenia w niej opisane dotyczą powiatu piaseczyńskiego w dzisiejszych granicach i najbliższej okolicy. Różnego kalibru są to wypadki, najsmutniejsze te, w których tracą życie niewinni ludzie.
Wszystkiemu winna chmura
W maju 1929 roku nad Tarczynem nastąpiło „oberwanie” chmury, jak donosi dziennik „ABC”. Ulewny deszcz spowodował olbrzymie straty. Woda zalała też gospodarstwa w Suchodołach i Masach-Książęcych, niszcząc doszczętnie 300 morgów zasianego żyta. W majątku Drozdy ulewa zniszczyła 13 stawów rybnych, przerywając wszystkie groble i stawidła. We wsi Reda też zostało zniszczone gospodarstwo rybne. W samym Tarczynie zostały zalane piwnice i parter domów, ulicami płynęła rwąca rzeka. U pana Porębskiego przestał istnieć 4-morgowy ogród warzywny, który trzeba będzie zakładać od początku. Największe jednak szkody zostały zanotowane w majątku pana Zaremby, rwąca woda uniosła drewniany młyn wodny. Zostały całkowicie zniszczone trzy mosty, a na szosie jest wyrwa wielkości 100 metrów. Poczynione szkody trzeba będzie długo naprawiać, a przecież ulewa nie była długa.
Krzywda robotnika Kowalskiego
Marcowy „Kurier Rolniczy” w roku 1887 donosi o tym, iż Leopold Pląskowski, rządca dóbr Głosków w powiecie grójeckim, i ekonom tegoż majątku Michał Mirkowski obwinieni zostali o „gwałt publiczny połączony z udręczeniem i srogością na osobie robotnika Kowalskiego” skutkiem tego robotnik Kowalski nie mógł pracować i zarabiać na swoją wieloosobowa rodzinę. Skargę wniósł Kowalski i z treści jej wynikało, że robotnik domaga się 1000 rs odszkodowania za doznane straty i krzywdę. Śledztwo wykazało, że Kowalski nie pierwszy raz został wyrzucony z folwarku, że postawiono mu poprzednio zarzut kradzieży, ale wybaczono mu winę i przyjęto do pracy ponownie. Gdy dopuścił się kradzieży po raz kolejny, już bez dyskusji został usunięty z majątku. Wtedy postanowił się zemścić na Pląskowskim i Mirkowskim, wnosząc sprawę o naruszenie jego dóbr osobistych do sądu. Sąd z relacji świadków wywnioskował, że Kowalski został złapany na gorącym uczynku, czyli podczas kradzieży, ukradzione przedmioty miał przy sobie i pan rządca trzymał go tylko, a pan ekonom odbierał to co ukradzione. Potem wypadki potoczyły się dość szybko, bo Kowalski wyrwał się z rąk rządcy Leopolda i zaczął uciekać, niefortunnie dość, bo przewrócił się i fatalnie potłukł. Niczyja w tym wina. Sąd uniewinnił rządcę i ekonoma, oddalił także sprawę o zadośćuczynienie.
Zbrodnia w Gołkowie
Na rok przed wybuchem II wojny światowej w okolicy Piaseczna też nie było bezpiecznie. Zanotowano dość liczne włamania do domów i dworów. Koszmarna zbrodnia miała miejsce w Gołkowie. Został zamordowany 65-letni przemysłowiec pan Chrostowski. Zarządzenie obławy zaraz po wykryciu zbrodni nie dało pozytywnych rezultatów. Z relacji świadków, którzy na szczęście się znaleźli, wynikało, że w pobliżu willi przemysłowca kręcił się znany włamywacz z Piaseczna niejaki Józef Sałyga. Sałyga był notowanym przez policje bandziorem, aresztowany w sprawie zbrodni gołkowskiej nie potrafił wytłumaczyć, po co jeździł do Gołkowa. W końcu wymyślił, że po... kwiatki. Policja nie uwierzyła w tłumaczenia Sałygi, ale zbrodni mu nie udowodniła.
Edward Chrostowski był bardzo szanowanym przedsiębiorcą mającym przy ulicy Marszałkowskiej 108 w Warszawie swoje biuro, skład materiałów żelaznych i garnków kuchennych. Działkę pod budowę sześciopokojowej willi w Gołkowie zakupił pan Edward prawdopodobnie w 1935 roku. W lipcu 1938 roku przebywał w swoim letnim, gołkowskim domu na wakacjach. Razem z panem Edwardem i jego żoną willę zamieszkiwało wakacyjnie sześciu jego synów, córka z mężem i wnuczkiem oraz dwie służące. Przerażające jest to, że dom, mimo że był pełen ludzi, skusił włamywacza. W nocy 21 lipca o godzinie 2.00 pan Edward usłyszał podejrzany hałas dobiegający z wnętrza domu, za chwilę zobaczył włamywacza wyciągającego zegarek i inne kosztowności z szuflady nocnego stolika. Odczekał, aż włamywacz podejdzie bliżej niego i wtedy złapał go za rękę. Padł strzał. Przemysłowiec z przestrzeloną głową zwalił się bez życia na podłogę. Hałas usłyszała rodzina, synowie popędzili za zbrodniarzem, był jeszcze widoczny, jak biegł przez ogród. Niestety bez rezultatu. Okazało się, że w ogrodzeniu posesji była wycięta dziura, do budynku złodziej wszedł przez okno. Kilka szczegółów wskazywało na to, że bandzior dokonał już kilku podobnych włamań. Wydawało się, że w Gołkowie po raz pierwszy zamordował, ale w trakcie śledztwa porównano ten napad z napadem w Rembertowie, w którym zginął profesor J. Gantner, a jego żona została ciężko postrzelona. Zaczęto podejrzewać, że to nie piaseczyński złodziej napadł na rodzinę Edwarda Chrostowskiego. Napadu mógł dokonać niejaki Eugeniusz Kozioł, 26-letni bandyta, który uciekł 13 maja z transportu do więzienia na Mokotowie. To nie był dobry trop. W sierpniu policja dokonała w mieszkaniu innego bandyty ciekawego odkrycia. Był nim mieszkaniec Nadarzyna Maksymilian Rządkowski. W jego mieszkaniu znaleziono nożyce do cięcia siatki, takie jakimi przecięto siatkę ogradzającą ogród w Gołkowie, przeprowadzono analizę i okazało się, że to właśnie te poszukiwane. Sadowski i Rządkowski nie przyznawali się do winy. Policja przeprowadziła bardziej szczegółowe oględziny mieszkania w Julianowie należącego do Stanisława Sadowskiego, wtedy znaleziono skrytkę z bronią i pistolet, z którego został zastrzelony pan Chrostowski. Pistolet był schowany u Chrostowskiego, ale zbrodni dokonał Rządkowski. Zbrodnia w Gołkowie była szeroko omawiana w prasie i w różnych środowiskach optujących za powszechnym posiadaniem broni przez obywateli. Edward Chrostowski od pewnego czasu starał się o pozwolenie na broń, jego podanie leżało niezaakceptowane w urzędzie. Twierdzono, że gdyby posiadał rewolwer, ocaliłby życie, rodzina miałaby dalej ojca. Bandyci mają tyle broni, ile chcą, porządny obywatel posiadać broni nie może. Czy posiadanie broni przez gospodarza uchroniłoby go od śmierci? Jest i było na pewno wiele zdań na ten temat, dyskusja trwa do dziś.

Reklama

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Link do Polityki prywatności: LINK

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama