W związku z dużym zainteresowaniem poruszonym w poprzednim numerze tematem zachorowań na krztusiec oraz licznymi negatywnymi, w tym zawierającymi bezpodstawne oskarżenia, komentarzami pragniemy wyjaśnić kilka kwestii.
- Artykuł nie był artykułem sponsorowanym, nikt za niego nie zapłacił, jak sugerują niektórzy komentatorzy, nie piszemy na zlecenie koncernów medycznych ani przychodni (zwłaszcza, że szczepionka jest kupowana przez Ministerstwo Zdrowia i dystrybuowana przez Sanepid). Nie jesteśmy też na „sznurku rządzących” (jakichkolwiek, bo komentarz nie precyzuje których i czym rządzących).
- Zdajemy sobie sprawę, że artykuł wywołał duże emocje w związku z panującą od kilku lat „modą na nieszczepienie”. Piszemy o faktach. Odnosimy się do danych oraz obowiązującego w Polsce prawa i wytycznych instytucji zajmujących się opieką zdrowotną. W artykułach o charakterze informacyjnym nikomu swojego światopoglądu nie narzucamy. A przede wszystkim celem artykułu nie było namawianie nikogo do szczepień tylko zwrócenie uwagi na to, że pojawiają się przypadki zakażenia chorobą na tyle niecharakterystyczną i zapomnianą, że może zostać nierozpoznana a ze względu na swą zaraźliwość może być niebezpieczna dla osób o niższej odporności. Opisaliśmy objawy, sposoby sprawdzenia czy chorujemy akurat na tę chorobę zakaźną, ryzyka z nią związane oraz sposób leczenia. A także podawane przez specjalistów przyczyny wzrostu zachorowań. Nie jesteśmy prasą specjalistyczną, wobec czego nie piszemy kilku czy kilkunastostronicowych artykułów dotyczących szczegółowych badań nad zagadnieniem zachorowalności, jej korelacji ze szczepieniami itd.
- W świetle wstępnych (!) danych za rok 2017 tytuł artykułu „Krztusiec atakuje” może być rzeczywiście mylący. Tekst był przygotowywany w grudniu 2017 r., w oparciu o dane dostępne na stronach Państwowego Zakładu Higieny oraz Głównego Inspektoratu Sanitarnego. A dane za 2016 r. są alarmujące i takie komunikaty zostały rozesłane do przychodni lekarskich i mediów przez Państwową Inspekcję Sanitarną. Rzeczywiście dane w meldunkach epidemiologicznych za 2017 r. pokazują wynoszący ponad 50% spadek zachorowań (3045) w stosunku do 2016 r. (6828), który był rekordowy na przestrzeni ostatnich 10 lat. Otwartym pozostaje pytanie, na ile te dane odzwierciedlają rzeczywistą liczbę zachorowań. Tak jak pisaliśmy – choroba jest niecharakterystyczna i trudno rozpoznawalna również dla lekarzy. Jedyną metodą sprawdzenia czy chorujemy na krztusiec są badania serologiczne. Od 2017 r. zmienił się sposób raportowania choroby. Zanim lekarz zgłosi przypadek do sanepidu pacjent musi dwukrotnie wykonać test w odstępie pięciu tygodni. Czy każdy podda się takiemu badaniu powtórnie po wdrożeniu antybiotykoterapii, dając lekarzowi szansę na zgłoszenie przypadku? Taki sposób raportowania może w istotnym stopniu wpłynąć na odzwierciedlanie w danych za rok 2017 rzeczywistej liczby przypadków zarażenia krztuścem. Tak czy inaczej dane PZH pokazują tylko przypadki zbadane i zgłoszone przez lekarzy, a specjaliści mówią o tym, że rzeczywistych zakażeń może być kilkakrotnie więcej.
– Szacuje się, że zachorowań jest nawet 10 razy więcej – mówi dr Paweł Grzesiowski z Instytutu Profilaktyki Zakażeń. – Wiele przypadków po prostu nie jest zgłaszanych do sanepidu, bo choroba nie jest rozpoznawana. Wielu dorosłych nie zgłasza się do lekarza, wychodząc z założenia, że mają do czynienia po prostu z długotrwałym kaszlem. A kiedy już trafiają do przychodni, to nikt nie pobiera wymazu, żeby wyhodować bakterie z gardła. (cytat za www.trójmiasto.wyborcza.pl z 23.01.2017. http://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,21273087,krztusiec-znowu-atakuje-wiele-przypadkow-nie-jest-zglaszanych.html).
Zwracajmy uwagę na przedłużający się kaszel, nie ignorujmy go jako potencjalnego objawu poważnej choroby zakaźnej i zwróćmy się po pomoc lekarską.
Napisz komentarz
Komentarze