Karetka musiała udzielać pomocy Edycie na moście, kilkaset metrów od jej domu, bo sąsiad postawił na drodze do jej domu szlaban. 6 lat temu. Urzędnicy rozkładają ręce, choć niewiele zrobili.
Edyta Ogrodzińska mieszka razem z tatą w małym domku za mostkiem na ul. Świętojańskiej, w administracyjnych granicach Żabieńca. Jej prapradziadkowie kupili tę działkę w latach 40. XX wieku. Dzisiaj właścicielem działki jest ojciec Edyty, Krzysztof Ogrodziński.
6 lat pod szlabanem
Z ulicy Świętojańskiej do domu Edyty i Krzysztofa trzeba dojść drogą wzdłuż rzeki Zielonej. Tę w 2012 r. zagrodził szlabanem ich sąsiad, właściciel stajni. Od tamtej pory babcia Edyty, Natalia Ogrodzińska, usiłuje wymóc na urzędnikach zlikwidowanie szlabanu, który jej zdaniem stoi bezprawnie.
– W 2014 r. otrzymałam od starostwa wypis z rejestru gruntów, z którego wynika, że właściciel działki, na której został postawiony szlaban jest nieustalony – mówi nam Natalia Ogrodzińska. – Byłam w gminie, prosiłam naszego radnego o pomoc, był u nas naczelnik wydziału Włodzimierz Rasiński i nic. Gmina cały czas usiłuje ustalić właściciela gruntu.
Właścicielka szlabanu powiedziała nam, dlaczego go postawiła. Wraz z mężem chcieli „pozbyć się hołoty, która wciąż przychodziła nad rzekę”. Kiedy zapytaliśmy, dlaczego uważa, że szlaban przeszkodzi hołocie w siedzeniu nad rzeką, stwierdziła, że jest to pewna bariera. Jak twierdzi, dzięki istnieniu szlabanu mogą wzywać ochronę, kiedy wspomniana hołota się pojawi. Na nasze pytanie, jak mają się w nagłej sytuacji do domu Ogrodzińskich dostać służby, poinformowała nas, że jest to taki sam szlaban, jak szlabany leśne, w związku z czym służby mają do niego klucz. Co jednak ze śmieciami, ekipami budowlanymi czy gośćmi?
Ogrodzińscy także otrzymali klucz, czyli specjalną korbkę, jednak pani Natalia nie jest w stanie nim otworzyć szlabanu. My też próbowaliśmy, po 5 minutach, kiedy szlaban ani drgnął, zrezygnowaliśmy.
Adam Marciniak, radny z Żabieńca, sprawdzając stare mapy, odkrył, że droga jest częścią starego Traktu Wareckiego. W zeszłym tygodniu zorganizował komisję przy szlabanie, w której udział wzięła policja oraz Włodzimierz Rasiński, a także Natalia i Edyta Ogrodzińskie. Szlaban wyjątkowo był otwarty, a właściciel stajni, który do nas wyszedł, stwierdził, że przy pomocy szlabanu pozbył się mafii, a jego konie nie uciekają już pod Urząd Gminy. Przyznał też, że chce zasiedzieć teren, na którym stoi szlaban . Tym samym przyznał przy urzędnikach, że nie jest właścicielem, choć wszystko wokół należy do niego. Jak można jednak zasiedzieć drogę, która jest jedynym dojściem do drogi publicznej dla prawowitych właścicieli działki nad rzeką?
Lepiej późno niż wcale, ale…
– W poniedziałek urząd złoży wniosek do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego o zbadanie dlaczego ten szlaban tam stoi – mówi nam Włodzimierz Rasiński.
Dlaczego dopiero teraz?
– Taki wniosek już składaliśmy, ale PINB nie zareagował, to było jeszcze za Sataleckiego, poprzedniego kierownika PINB – mówi Rasiński.
Nowa kierownik PINB, Edyta Frączak, pełni swoją funkcję jednak już prawie dwa lata. Czemu gmina nie ponowiła wniosku, trudno się dowiedzieć.
Właściciele stajni i szlabanu zrobili nawet furtkę w szlabanie, pani Edyta odebrała klucze kilka dni przed spotkaniem komisji. Furtka prowadzi w krzaki.
– Mój syn jest poważnie chory, ja mam notarialnie potwierdzone pełnomocnictwo, że mogę go reprezentować. Wnuczka ma rozrusznik serca. To z nerwów. Po co ten szlaban? Chyba żeby nas wykończyć. Czemu urzędnicy nie mogą zdjąć szlabanu, który stoi na ziemi, która nie wiadomo do kogo należy? To znaczy, że wszyscy mogą tutaj sobie szlaban postawić i nikt nie będzie mógł go zdjąć? – pyta Natalia Ogrodzińska.
Co zdecyduje PINB? I czy faktycznie można stawiać szlabany gdzie się chce?
Napisz komentarz
Komentarze