Gmina teoretycznie jest gotowa. Ale ma wymagania, których zaangażowani w sprawę wolontariusze nie zamierzają spełnić.
Druga konstancińska Jadłodzielnia miała stanąć w Mirkowie przy ul. Walentynowicz 24. Lodówkę kupiła osoba prywatna, lokalizację w tej części miasta jako najbardziej właściwą od początku wskazywali sami mieszkańcy. Wstępne rozmowy wydawały się obiecujące, wizja lokalna z udziałem wiceburmistrza Ryszarda Machałka zakończyła się wstępną akceptacją pomysłu. Władze gminy poinformowały, że potrzebują opinii sanepidu i zgody Wspólnoty Mieszkaniowej, na terenie której miałaby stanąć lodówka. Zapytaliśmy, na jakim etapie jest postępowanie w tej sprawie.
– Jesteśmy w trakcie, przygotowujemy umowę do podpisania – mówi wiceburmistrz Ryszard Machałek. – Stowarzyszenie ma uzupełnić pewne dane, między innymi KRS.
I tu pojawia się problem. Idea foodsharingu ma charakter nieformalny. Opiera się na wolontariacie osób, które znajdą miejsce, ustawią lodówkę, będą ją sprzątać i w razie potrzeby wyrzucać przeterminowane produkty. Na lodówce są ogólne zasady dotyczące umieszczania produktów, ale zasadniczo każdy korzysta z pozostawionych rzeczy na własną odpowiedzialność. Tak działa to w całej Polsce.
– Jak sanepid napisał, że on nie ma nic przeciwko, to gmina zażądała od nas stowarzyszenia się w formę prawną i podpisania umowy na użyczenie miejsca, prądu i wzięcia odpowiedzialności m.in. za zatrucia, wandalizm itp. – informuje Ewa Kacprowicz, jedna z założycielek i opiekunek konstancińskiej Jadłodzielni. – Nie ma zrozumienia dla tej idei w naszej gminie – nie ukrywa rozczarowania.
Wolontariuszki z konstancińskiej Jadłodzielni nie tracą jednak zapału. – Mamy wstępną zgodę właścicieli targowiska – mówi Kacprowicz. Choć nie ukrywa, że to jednak nieco daleko od Mirkowa, który byłby optymalnym miejscem dla dobrej realizacji idei dzielenia się jedzeniem.
Reklama
Jadłodzielnia jednak nie w Mirkowie
- 12.03.2019 23:34
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze