Na ekrany wszedł wreszcie długo wyczekiwany rys biograficzny Zbigniewa Religi.
O tym filmie słyszeli już chyba wszyscy. Jedna z najgłośniejszych premier roku; krytycy rozpływają się nad fizyczną transformacją Tomasza Kota. Smutne doświadczenia każą nam wątpić w jakość filmu napędzanego tak olbrzymią machiną marketingową – zwykle okazuje się, że z wielkiej pompy cieknie rachityczny strumyczek... Czy faktycznie „Bogowie” to tak rewelacyjny film, jak mówią?
Tak.
„Bogowie” Łukasza Palkowskiego to przede wszystkim świetna historia. Tę napisało życie, a twórcy podjęli się trudnego zadania przeniesienia jej na ekran – i udało się. Nie ma tu patetycznego dramatyzmu, lakoniczna narracja, prowadzona nie bez humoru, utrzymuje świetne tempo. Tomasz Kot wypada fenomenalnie – nie widzimy na ekranie aktora, lecz postać. A to rzadkie w polskim kinie. Techniczna strona filmu jest poprawna – światło i filtry przenoszą nas w szarzyznę lat '80; chyba celowo najjaskrawszym elementem filmu jest jasnozielony fiat, którym Religa regularnie pędzi przez Polskę – dość ciekawy zabieg.
Nie może być jednak zbyt słodko, do czegoś trzeba się przyczepić. Przyczepimy się więc do zakończenia w hollywoodzkim stylu – bohater przeżywa katharsis w przyspieszonym tempie, co wypada nieco melodramatycznie. Drugi minus za fatalne udźwiękowienie. Muzyka zagłuszająca dialogi, rozmowy ginące w echu kroków na szpitalnych korytarzach – to może utrudniać nadążanie za fabułą.
Ale to detale, do których nie będziemy się przywiązywać. Marsz do kina – naprawdę warto.
Napisz komentarz
Komentarze