Dzięki interwencji Animal Rescue Polska oraz pomocy sąsiada udało się uratować należącego do starszych państwa kota. Pupil utknął na starym dębie na wysokości 15 metrów od ziemi.
Kot zniknął z jednego z domów w Zalesiu Dolnym wieczorem 7 marca. Mimo nawoływania nie wrócił na noc do domu, więc następnego dnia właściciele rozwiesili w okolicy ogłoszenia z wizerunkiem czworonoga. Dwa dni później dzieci z sąsiedniej działki zauważyły kota na drzewie i poinformowały o tym właścicieli.
– Kot był wysoko na konarze, jakieś 15 metrów nad ziemią. Nie chciał zejść, bo się bał – relacjonuje pan Adam. – Zwróciłem się z prośbą o pomoc do straży pożarnej, ale dyspozytor powiedział, że niestety wszystkie wozy są na akcji w terenie.
Tymczasem zmierzchało, a nad drzewem krążyło stado dużych ptaków.
– Sąsiad zasugerował, że mogą one nawet zabić kota i ich zachowanie ewidentnie przypomina polowanie – opowiada nasz czytelnik. – W tej sytuacji sam pojechałem do siedziby straży i poprosiłem o pomoc.
Niestety i tym razem się nie udało, oficer dyżurny sugerował skontaktowanie się kolejnego dnia rano. Warto pamiętać, że kot był już wówczas od trzech dni poza domem i co najmniej od kilku godzin tkwił na drzewie. Właściciel czworonoga zadzwonił więc do Animal Rescue Polska, które po zgłoszeniu interwencji do straży miejskiej przyjechało na miejsce.
– Mieli tylko samochód bez żadnej drabiny czy innego sprzętu, który pozwoliłby ściągnąć kota z tak dużej wysokości. Jednak dzięki zamieszczonemu na dachu pojazdu szperaczowi udało się go przynajmniej zlokalizować. Utknął w miejscu, w którym pień dębu się rozdwajał, na wysokości co najmniej 12 metrów – wspomina pan Adam. W tej sytuacji pracownicy Animalsów zaczęli szukać alpinisty, który mógłby przyjechać z odpowiednim sprzętem na miejsce. Zapędy te ostudził sąsiad pana Adama.
– Powiedział, że to kiepski pomysł, bo przy przerzucaniu liny i wspinaniu się po pniu kot się spłoszy i zacznie uciekać wyżej po gałęziach. Zasugerował raczej wykorzystanie wysokiej drabiny i odrobiny sprytu. Cała akcja trochę trwała, ale dzięki zaangażowaniu sąsiada, Animal Rescue oraz pewnej pomocy mojego syna udało się ściągnąć z drzewa małego uciekiniera – cieszy się starszy pan i bardzo dziękuje za pomoc. – Swój udział miała w tym też moja żona, którą kot uwielbia. W kluczowym momencie ruszył bowiem w kierunku, z którego dobiegał jej głos.
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze