Osiedle, czy bardziej wspólnota mieszkaniowa, Jedność charakteryzuje się największym zasięgiem powierzchniowym w Piasecznie. Od Alei Róź, przez Kusocińskiego, Szkolną, Fabryczną, Wojska Polskiego, miejscami aż do Puławskiej. Spółdzielnia ma ponad 60 lat, trzy i pół tysiąca członków oraz niemal 60 budynków na terenie Piaseczna zajmujących wraz z przyległymi terenami powierzchnię niemal 150 tysięcy metrów kwadratowych. Nie ma oficjalnych danych na ten temat, niemniej średnia wieku spółdzielców to już naprawdę konkretne „dziesiąt” lat, na spotkaniach członków widać w dużej mierze osoby na emeryturze. Swego czasu kolos na glinianych nogach – jak wygląda dziś?
Komunikacja
Trudno przyjąć jedną spójną wersję dla tak rozległego obszaru – inaczej sytuacja będzie wyglądała na Alei Róż, inaczej pomiędzy Fabryczną a Szkolną. Kilka prawidłowości można wszakże zauważyć. Po pierwsze cała spółdzielnia znajduje się w północnym rejonie miasta, zdecydowana większość zmotoryzowanych mieszkańców będzie więc korzystać bądź to z Wojska Polskiego, bądź Powstańców Warszawy. Obie te drogi (po wcześniejszym wydostaniu się na nie) zapewniają w miarę efektywny czasowo wyjazd z Piaseczna w stronę Warszawy oraz Konstancina. Jedynie przebicie się na południowe peryferia gminy może sprawić nieco trudności, jako że trzeba wcześniej pokonać zakorkowane o tej porze miasto. O dziwo daje się – co prawda nie zawsze i nie wszędzie – zaparkować.
Z uwagi na wspomnianą średnią wieku spółdzielców ważnym aspektem jest komunikacja zbiorowa, która niestety w tym rejonie jest dosyć słaba. W stronę Warszawy jedynym sensownym rozwiązaniem jest linia 727 z przystankiem na Kusocińskiego. Do 709 trzeba iść naprawdę spory kawałek, w dodatku znajdziemy się mniej więcej na początku trasy i musimy jeszcze w autobusie spędzić kilkanaście minut na przebijaniu się przez Piaseczno. Czasowo pewnie tylko niewiele dłużej niż przebicie się do Okulickiego i na przystanek przy Laminie, ale to z kolei kawał drogi... Z Kusocińskiego jeździ też linia 710, którą potencjalni kuracjusze mogą łatwo dostać się do placówek zdrowotnych na terenie Konstancina.
Społeczeństwo
Zdecydowanie dominują tu rodowite piasecznianki i piasecznianie. Miejscami całe rody zamieszkałe niedaleko siebie. Tu może nie każdy, ale zdecydowana większość mieszkańców mówi sobie „dzień dobry”. Znają się od lat. Na „dzień dobry” od kogoś, kogo nie znają, odpowiedzą tym samym, z uśmiechem. Jakież to inne od spotykanego czasami na nowych osiedlach zdziwionego spojrzenia zdającego się mówić „czego ode mnie chcesz człowieku” i wibrującej w uszach ciszy...
Część mieszkańców, tych młodszych i bardziej energicznych (bądź wyrywnych, zależy, kogo zapytać), stworzyła pojedyncze wspólnoty mieszkaniowe, ich bloki wyszły ze spółdzielni i teraz „rządzą się same”. Czy to dobrze, czy źle – nie pora i nie miejsce, by oceniać i zagłębiać się w tajniki metod rozliczania za ciepło. Ważne, że mimo wszystko pozostało tu mnóstwo osób, które od wielu lat czy pokoleń są związane z tym miejscem. Może nie lubią zmian (mają do tego prawo), może do pewnych rzeczy tak już przywykli, że (dla innych ogromne problemy) są dla nich tylko drobnymi uciążliwościami – a przecież z o ile większymi problemami dawali sobie niegdyś radę, to jakoś zniosą...
Jak mieszkać?
Wspomniana wcześniej lokalizacja, choć nie jest ideałem pod kątem komunikacji, ma jednak sporo zalet pod kątem codziennego mieszkania. Przede wszystkim – bazarek. Pamiętam, jak będąc dzieckiem, chodziłem tam z rodzicami w zasadzie po wszystko – żywność, przybory szkolne, ubrania, czy narzędzia, które tata kupował „od ruskich” rozłożonych w miejscu dzisiejszych pawilonów przy Jana Pawła II. Ba, spodnie i podręczniki nadal kupuję właśnie na bazarku. Bliskość takiego rozdrobnionego „marketu” to jeden atut. Drugi to (często wieloletnia) znajomość z poszczególnymi sprzedawcami, z którymi zawsze zamienimy kilka słów. To taki miły element codzienności, gdy w sprawdzonym punkcie z mięsem witamy się z „Panią Krysią”, z którą mamy jakieś tematy wspólne, podpytamy o zdrowie, rodzinę, pogodę, cokolwiek. To ważne w budowaniu – przepraszam za górnolotne słowo – społeczeństwa. To że się znamy, to już wiele w porównaniu z tym, że przez pół roku znamy rozkład towarów na półkach w markecie (bo potem zmienią, żebyśmy musieli szukać od nowa, cholera jasna!).
Niemalże w sercu całej spółdzielni znajduje się też basen miejski, szkoła podstawowa i gimnazjum, kawałek terenu zielonego z zabawkami dla dzieci (jego historia własności i sporów pomiędzy spółdzielnią a gminą to temat na książkę, a przynajmniej osobny artykuł). Z ciekawostek można dodać, że pierwszego dnia remontu na Powstańców Warszawy, z urzędu miasta wyszła informacja o objeździe – dwukierunkowym (!?!) poprzez Aleję Róż... Kto mieszka, ten wie, kto nie zna, zawsze może się przejechać i spojrzeć na potencjalnie dwukierunkowy pasek asfaltu o szerokości może trzech metrów, może nawet nie...
Mało tu mieszkań na wynajem, większość albo nadal zamieszkiwana przez właścicieli, albo remontowana na własne potrzeby przez dzieci czy wnuki. Takie mieszkanie (900 złotych plus opłaty, pokój plus salon z kuchnią, wyposażone, ale nieumeblowane) pomimo swoich ekonomicznych atutów ma dla mnie w sobie jakiś głęboki smutek. Coś z muzeum, które właśnie obrabowano i widać tylko ślady w miejscach, gdzie jeszcze przed chwilą wisiały obrazy. Z kolei te zamieszkałe są niczym pradawne archiwum – kryją w sobie mnóstwo sekretów, ukrytych zakamarków, przedmiotów niewiadomego zastosowania, szafek i drzwiczek, za którymi czaić się może wszystko. To mieszkania, na których właściciele przez lata odcisnęli swoje piętno, w których zawsze pozostaje jakaś magia i mistycyzm, nawet jeśli towarzyszy im zapach starych mebli i klepki podłogowej pamiętającej towarzysza Gierka (żeby było jasne, zarówno klepki jak i mieszkania „pachnące starością” a nie świeżą farbą serdecznie uwielbiam).
Jak żyć?
Jak widać – można długo i wygodnie. Po części siłą przyzwyczajenia, po części bliskością wszystkich pilnych i potrzebnych miejsc, dostępnych po krótkim bądź nieco tylko dłuższym spacerze. Najważniejszym chyba jednak powodem będzie tu fakt, że wykształciła się tu przez lata prawdziwa społeczność, której próżno jeszcze szukać (w takiej skali) w nowym budownictwie. Osiedle Jedność to oczywiście nie jest – i nigdy nie będzie – najnowsze, najlepiej skomunikowane i przemyślane urbanistycznie osiedle. Może właśnie w tym jego urok, którego nie zamieniłbym na żadną nowoczesną windę czy widok z szesnastego piętra.
Fot. Anita Hajne Tutugraphy
Napisz komentarz
Komentarze