Michał Skoczek, znany jako PanUrbex, jeden z inicjatorów akcji zbierania pieniędzy na renowację dachu willi Krysieńka, wychował się w Skolimowie. Pasja do zwiedzania opuszczonych zabytków była z nim od zawsze, tak jak ta do pomagania innym. Stąd narodził się fanpage, gdzie Konstancin przybiera nowe oblicze, a historyczne wille zostają ocalone od zapomnienia.
Z Michałem spotykamy się w willi Krysieńka, budynek niszczeje, ale ma swój urok. Ceglane wnętrze przyciąga uwagę, Michał wskazuje na jedną z jaśniejszych cegieł...
Michał Skoczek: Od maja trwa inicjatywa ratowania willi od ruiny. Wiele już zrobiliśmy, krok po kroku, bo początkowo ściany były tutaj czarne od wilgoci. Nie obeszło się bez przeszkód. Musieliśmy trochę pogłówkować jak promować willę oraz jednocześnie nie zaburzyć jej naturalnego i niezachwianego od lat rytmu życia. Nie chcemy stwarzać problemu dla jej lokatorów. Zamierzamy uratować zabytek i w przyszłości otworzyć to miejsce dla mieszkańców. Po naprawie dachu, w planach mamy zaimpregnowanie pomieszczenia, by zachować jego klimat. Nad oknem widać taką jaśniejszą cegłę, to punca CHYLICE w półokręgu. Najstarsza cegła chylicka. To też pokazuje że willa została zbudowana z naszych konstancińskich materiałów. Staram się to pokazywać ludziom. Ma to wartość.
Julia Januszyk: Od kiedy eksplorujesz opuszczone miejsca?
MS: Szczerze, to odkąd miałem 6 lat (śmieje się). Wychowałem się w Konstancinie, w Skolimowie, za dzieciaka często plątałem się gdzieś ze znajomymi, nieraz jako nastolatkowie siedzieliśmy z piwem w opuszczonych arkadach Jezioranki. Idea, żeby przemienić to w coś wartościowego narodziła się 3,5 roku temu w tzw. willi „Sklep Na Rogu”. Chciałem pokazać ludziom inną stronę miasta Konstancin. Zostałem wtedy na dwie godziny uwięziony na górnym piętrze, ponieważ na klatkę schodową weszły dziki. Miałem dużo czasu do namysłu i sfotografowałem wszystko co się dało, stare werandy, powybijane okna, rozpadające się drzwi. Aż wpadłem na pomysł, żeby pokazać to ludziom. Odwiedziłem drugą, trzecią ruinę, a zdjęcia wstawiałem na swój profil na Facebooku. Potem założyłem konto Urbex Konstancin.
J.J:Ludziom się spodobało?
MS: To było świetne, bo ludzie sami zaczęli mi podpowiadać gdzie można iść i co można zobaczyć. Dzięki tej stronie, pan Andrzej Makulski, który stworzył makiety willi w naszym Domu Kultury, opowiedział mi ciekawostkę o tajemniczym obrazie żołnierza Wermachtu, na tynku jednej z piwnic. On pokazał mi jeden, a ja znalazłem kolejne. To tutaj zaczął się początek, idea, aby pokazywać ludziom ten inny Konstancin, od strony opuszczonego miasta, a jest co pokazywać. Nawet tutaj, idąc na teren Stocera, jestem w stanie przejść 300 metrów i wskazać 5 opuszczonych budynków.
J.J:Z czego wynika taka ilość opuszczonych willi?
MS: Dobrym przykładem będzie willa Adamowo, czyli budynek wybudowany przed wojną. Przypuśćmy, że jest małżeństwo i nadchodzi wojna, uciekają albo coś się z nimi dzieje. Przez Dekret Bieruta majątek przechodzi na skarb Państwa. Później mija trochę czasu, Państwo zwraca majątek spadkobiercom. Tym sposobem z jednej pary robi nam się gąszcz prawowitych potomków. W Adamowie jest siedmioro prawnych właścicieli z czego dwójka tylko mieszka w Polsce, ale to biedne rodzeństwo, które nie ma pieniędzy na utrzymanie takiego zabytku. Tym sposobem sytuacja jest patowa, bo aby cokolwiek z tą willą zrobić, należałoby przede wszystkim zebrać wszystkich u notariusza. O to chyba najtrudniej. Takich przykładów w Konstancinie jest od groma. Serce się kraje na widok miejsc, które jeszcze kilka lat temu można było uratować.
J.J: Zdaje się, że historia ma dla ciebie szczególną wartość.
MS: Tak, chodzę po Konstancinie i odkrywam to, czego na pierwszy rzut oka nie widać. Uwypuklam historię zapomnianych miejsc. Pokazuję ludziom co mogę. Uświadamiam ich w jakim miejscu mieszkamy oraz ile budynków takich jak willa Krysieńka istnieje i woła o pomoc. W Konstancinie budowli zarejestrowanych jako zabytki mamy kilkaset. To powód do dumy, ale też naprawdę duże obciążenie.
J.J: A przed Krysieńką brałeś już udział w dobroczynnych akcjach?
MS: Od zawsze zajmowałem się takimi rzeczami, byłem tak uczony, że trzeba pomagać, trzeba wspierać. Nie można być samolubnym. Inną taką akcją był zorganizowany w zeszłym roku spacer z PanemUrbexem ze zbiórką dla Piotrusia z Chylic, który ma głębokie spektrum autyzmu. Zebraliśmy wtedy ponad 500 złotych. U mnie nie ma pół roku, żebym gdzieś tam, komuś w czymś nie pomógł. To takie naturalne. Miałem wzór od dziecka, od rodziców. Już w podstawówce byłem wolontariuszem w Domu Pomocy Społecznej.
J.J: Umiesz też zarazić swoją energią innych.
MS: Mam takie coś, że moja pasja odbija się na znajomych. Mam grono ludzi, którzy mnie wspierają i popierają. Teraz na Facebooku prowadzę vloga powstańczego i każdego dnia opowiadam o Powstaniu Warszawskim, cztery pięć minut mojego merytorycznego gadania dziennie. Wczoraj byłem przy willi Irena i opowiadałem, że bywali tam Tadeusz Gajcy i Leon Stroiński-wybitni poeci, koledzy z jednego powstańczego oddziału. Zginęli na Starówce 16 sierpnia. Natomiast w zeszłym roku wpadłem na pomysł, aby uczcić grób powstańca w Słomczynie. Zachodziłem w głowę jak to zrobić, aż w końcu postanowiłem wbić tam 3 metrowy maszt z flagą i nagrać filmik. Jak kolega pokazał mi ten grób, to były na nim jedynie cztery lampki, a ostatnio było ich aż dwadzieścia pięć. To jest różnica.
Nie miałeś zmartwienia, że coś za dużo pokażesz na profilu i zbiegnie się zbyt wiele osób wokół jakiegoś miejsca, a co za tym idzie zatraci ono już swój urok?
MS: Tak, wielokrotnie pokazałem trochę za dużo jeśli chodzi o ruiny. W szczególności te, w których znajdują się ciekawe fanty. Jedna dziewczyna zrobiła film o opuszczonym szpitalu w okolicy i dosłownie tydzień po publikacji, obiekt wyglądał zupełnie inaczej. Pomazane ściany, powybijane szyby, zdewastowane drzwi. Chodziły tam całe pielgrzymki. Byłem w zeszłym roku w jednej kotłowni, która była zalana na pół metra wodą. Znalazłem tam kilka potężnych kotłów gazowych, oraz zestawy pomp hydraulicznych. Zajmuję się konserwacją, więc wiem ile są warte takie rzeczy. Dostałem wtedy mnóstwo pytań o lokalizację, ale wolałem jej nie zdradzać. Jedną z podstawowych zasad urbexu jest nie dewastować eksplorowanego miejsca, dlatego nie każdemu można zdradzać adres.
J.J: Jesteś też przewodnikiem?
MS: Nie mam licencji przewodnika, jest już niepotrzebna. Robię to bardziej z pasji i z zamiłowania, to nie jest moje źródło dochodu. Kolega Łukasz rok temu zachęcił mnie, żebym spróbował podzielić się swoją wiedzą z innymi, żebym uświadamiał o naszej konstancińskiej historii. Najpierw go wyśmiałem, ale wyszło tak, że miałem około 40 osób na pierwszym oprowadzaniu, a wszyscy byli bardzo zadowoleni. Na drugim spacerze było ponad 60 ludzi i tu już byłem przerażony, bałem się, że nie zapanuję nad grupą. Tym bardziej, że wycieczka rozciągała się na 200 metrów. To był ogromny sukces i jednocześnie utrudnienie. Od niedawna organizuję cykliczne spacery co niedzielę i rozwijam swoją ofertę. Połowa osób nie była nawet z Konstancina, miałem jednego pana, który przyjechał z Serocka specjalnie żeby pospacerować i był w szoku. Myślał, że Konstancin jest taki jak to opisywał Józef Hertel, znany miejscowy historyk. On stworzył taki patetyczny mit Konstancina bogatego, przepięknego, przeuroczego, a ja jako rdzenny mieszkaniec wychowałem się w ruinie. W domu niespełniającym warunków sanitarnych na ul. Rycerskiej, bez bieżącej wody i kanalizacji. Od takiej strony znam to miejsce.
J.J: Łamiesz ten patos...
MS: Moimi oczami tak wygląda Konstancin. Na stronie Urbex Konstancin, bądź na spacerach, jestem w stanie wiele osób zaskoczyć. Dużo ludzi ma ogromny sentyment do tego miasta i nawet nie wie, że tyle zabytkowych willi popadło już w ruinę.
J.J: To prawda nie ma warunków, a często ktoś tam nadal mieszka.
MS: Chociażby willa Adamowo, w centrum Skolimowa. Bez warunków sanitarnych, bez kanalizacji, bez wody bieżącej, a tam mieszkają ludzie. To jest szokujące, albo tutaj obok Krysieńki też nie jest dobrze, przynajmniej mają wodę, bo warunki bytowe są dramatyczne. Nadzór budowlany 9 lat temu wydał zakaz użytkowania budynku! Ludzie dalej tam mieszkają.
Są jeszcze jakieś inne zasady, którymi się kierujesz?
MS: Zabieram dokumenty, nie ukrywam tego. Biorę wszystko co jest na papierze i może mieć jakąś wartość. Miałem taką sytuację, że byłem w budynku gdzie kiedyś mieszkała moja znajoma i znalazłem pamiętnik należący do jej rodziny. Zabrałem go dla niej. To niesamowita pamiątka. Gdyby przyszedł tam nowy właściciel, to pewnie by go wyrzucił. Lokalni historycy mnie tego nauczyli, że trzeba zabierać dokumenty, bo to właśnie wtedy jesteśmy w stanie ocalić coś od zapomnienia.
To chyba twoja główna idea…
MS: Tak, to jest też idea PanaUrbexa, aby ocalić od zapomnienia te miejsca, których zaraz może nie być. Chcę, aby ludzie wiedzieli, co dzieję się tuż obok nich.
Rozmawiała Julia Januszyk
Czytaj więcej: Na ratunek konstancińskiej willi Krysieńka
Napisz komentarz
Komentarze