Dziś w Tu zaszła zmiana o budynku Łaźni Miejskiej, co pozostało z przedwojennej chluby miasta.
Dużo ostatnio rozmów o zabytkach, szczególnie tych, które zapewne zostaną wyburzone i być może te cenniejsze odtworzone, bo stan ich nie nadaje się do renowacji. Pierwszym tego typu przypadkiem w dziejach Piaseczna było wyburzenie budynku łaźni miejskiej i odbudowanie jej w tym samym stylu i formie. Mieszkańców Piaseczna interesujących się historią miasta bardzo zajmuje ten temat, w związku z tym dziś właśnie o łaźni słów kilka. Zamieszczone tu zdjęcia dają możliwość porównania budynku sprzed wojny i sprzed chwili, spodziewam się, że historycy podzielą się na tych, co popierają wyburzenia, a inni wręcz przeciwnie. Mnie interesują wspomnienia z tego miejsca. Choć jak sądzę, jestem już chyba jedyną osobą w Piasecznie, która pamięta kąpiel w Łaźni Miejskiej. Moi rodzice uważali, że powinnam doświadczyć wielu rzeczy, będąc dzieckiem, i tak doświadczałam opery, operetki, kina, książki, wystawy, ale też kąpieli w zabytkowej piaseczyńskiej łazience, która ponoć była kiedyś chlubą miasta. I tak się stało, byłam tam.
Czytaj także: Tu zaszła zmiana- przychodnia w Piasecznie
W 1937 roku prasa warszawska rozpisywała się o tym, że piaseczyńska łaźnia jest nieczynna, bo nie ma chętnych na kąpiele, okazało się, że chętnych nie było z powodu wysokich cen za prysznic i wannę. Bogaci mieli swoje łazienki w pałacykach i pensjonatach, biedota miskę i wiadro w kąciku kuchni, za kretonową zasłonką. Nie wiem, kiedy uruchomiono łaźnię ponownie. Jakiś czas działała. Budynek był też wykorzystany na mieszkania kwaterunkowe na piętrach. W latach 60. chodziły słuchy po mieście, że łaźnia ma być zamknięta, to czym prędzej poszłyśmy tam z mamą Krysią. Krysia, mimo że mieszkała w Piasecznie od 1932 r., z łaźni publicznej jeszcze nie skorzystała. Poszłyśmy więc pierwsze wrażanie było smutne - łaźnia miejska odchodziła do lamusa. Budynek z 1924 r. czyli mający zaledwie 40 lat popadał w ruinę, nie świadczyło to dobrze o jego budowniczych, ale też chyba mało o niego dbano. Jeszcze można było popluskać się w wannie za 5 zł lub umyć się pod prysznicem za 2 zł, ale stan urządzeń był zły. Zażółcone wanny, dziwny zapach złego mydła nie nastrajały do dbania o higienę właśnie w tym miejscu. W ogóle było to miejsce nieprzyjemne. Panował tu półmrok, chyba ze względu na małe okna umieszczone dość wysoko. No i te plotki snujące się po mieście, dziwnej treści opowieści o tym, że w łaźni miejskiej, w pokoikach z wannami można natknąć się na parę, która szukała zacisznego, intymnego miejsca. Ciasnota mieszkaniowa, spanie w jednym pokoju z teściami i dziećmi, mogła być powodem spotkań par, których celem głównym nie było doszorowanie pięt, ale chyba nie o tego typu pary chodziło plotkarzom. Ile było w tym prawdy? Matka mojego kolegi, lekarka, zabroniła mu chodzenia do łaźni, do której biegał nagminnie szczególnie zimą, bo latem to odbywał kąpiele w Jeziorce. Ponurości tego miejsca dodawał zapach padliny roznoszący się zza budynku, z okolic rzeźni miejskiej, funkcjonującej nieopodal budynku łaźni.
Przynosząca spore dochody miastu ubojnia, w której oprawiano też skóry zwierząt, roznosiła po okolicy ohydny zapach, odstręczający chętnych do zbliżania się tego koszmarnego miejsca. Co wtorek i piątek, każdego tygodnia po ulicach miasta jechały furmanki z popiskującymi prosiakami lub porykującymi cielakami zmierzającymi do rzeźni. Wozy konne bujały się majestatycznie po kocich łbach piaseczyńskiego bruku, wioząc w ostatnią drogę bydlątko. W jatkach, nieopodal budynku łaźni, na stołach wystawiano mięso i głowy cieląt z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Koszmar mojego dzieciństwa. Tyle o łaźni miejskiej i okolicach. Władze miasta podjęły decyzję o zamknięciu obiektu. Budynek wyburzono w 1978 r., nie wiem, czy aż do piwnic, bo gdy ostatnio tam byłam, w budynku unosił się zapach zagrzybionych ścian. O tym też pisały do mnie matki, których dzieci chodziły tu do przedszkola.
Kilka wspomnień mieszkańców:
Pani Jola: Przypomniał mi się zapach panujący w środku łaźni - zapach mydlin z taniego szarego mydła wymieszany miejscami z lizolem. Jak ktoś pamięta gotowanie białej bielizny w kotle na kuchni węglowej, będzie wiedział o co chodzi.
Pani Agnieszka: moje dziecko chodziło tam do przedszkola, pamiętam, że ukradli mu buty. Zapamiętałam zapach wilgoci na korytarzach, chyba niezbyt się przyłożono do odbudowy budynku. Niby nowy a zapach staroci pozostał.
Pan Tomek: fajne przedszkole, miło wspominam.
Pani Aneta: jakieś złe energie były w tym budynku, ciągle płakałam w przedszkolu, mama mnie przeniosła do innego przedszkola i już było spoko.
Napisz komentarz
Komentarze