Reklama

On tu jeszcze wróci

On tu jeszcze wróci

Spadające z Ekstraklasy Podbeskidzie popełniło ogromny błąd, lekką ręką pozbywając się trenera Podolińskiego. Znany w Piasecznie i okolicach szkoleniowiec z pewnością niedługo ponownie zawita do Ekstraklasy i tym razem grupy mistrzowskiej nikt mu nie odbierze.
W czwartek 19 maja Robert Podoliński został zwolniony z obowiązku pracy, a jego umowa, która wygasa w czerwcu, nie zostanie przedłużona. Tym samym trener „Górali” pożegnał się z bielskim klubem, który w tym sezonie Ekstraklasy, w burzliwych okolicznościach, spadł z ligi.
Z byłym szkoleniowcem Podbeskidzia miałem przyjemność rywalizować na boisku, mimo tego, że umiejętnościami piłkarskimi daleko mi nawet do Klasy B (technika znakomita, kondycji, zwrotności zaś niestety brak...). Było to kilka lat temu, gdy trener, prowadząc wtedy z sukcesami Dolcan Ząbki na zapleczu Ekstraklasy, równocześnie pracował na pół etatu jako nauczyciel wychowania fizycznego w LO imienia I Dywizji Kościuszkowskiej w Piasecznie. Mieliśmy kiedyś zastępstwo, pamiętam, że ze zdziwieniem spytałem się wtedy kolegi „to ten Podoliński?”. Tak, ten. Pogoda fatalna, zimno, przelotny deszcz. Myśleliśmy, że pan trener rzuci tylko piłkę i zaraz zajmie się swoimi sprawami, a tu niespodzianka – facet zakłada czapkę zimową na głowę i rozpoczyna rozgrzewkę. Później szybki wybór składów, ja oczywiście trafiłem do drużyny przeciwnej, graliśmy tak zwanego „klasowego”, a u nas było zawsze jednego zawodnika więcej. Co zapadło mi w pamięć z tamtego spotkania? Trzy „siatki” założone mi przez Podolińskiego w ciągu bodajże minuty, bramki, które strzelał z połowy boiska i jego determinacja – niby zwykłe granie na wf, a gość przeżywał ten mecz, jakby walczył o awans do Ligi Mistrzów... Zresztą nie tylko on, ponieważ inni wuefiści z Chyliczkowskiej też nie lubili przegrywać, gdy kopali razem z nami – pan Leszek, który mimo upływu lat czarował dryblingiem, czy pan Marek, z którego chłopaki niekiedy się śmiali, bo czasem się ślizgał i padał na murawę. „Musisz do tego dojść, jesteś najszybszy” – wołał Podoliński. Moja drużyna, o dziwo, przegrała. Chociaż w sumie nie powinno w tym być nic w dziwnego, ponieważ on miał taką moc, że nawet z najsłabszego kopacza (bez urazy, panowie) w kilka minut zrobiłby gwiazdę ligi.
Niezbyt mocny Dolcan Ząbki pod jego wodzą przez dobre kilka lat zajmował bezpieczne miejsce w tabeli, a raz nawet był blisko awansu do Ekstraklasy. Z kandydata do spadku uczynił trzeci zespół ligi. Później zgłosiła się po niego Cracovia Kraków, ale tam już nie wiodło mu się tak dobrze. Czarę goryczy przelała kompromitacja w Pucharze Polski z Błękitnymi Stargard Szczeciński. Być może zabrakło wtedy zaufania ze strony piłkarzy. Później, co mogło wprawić w osłupienie wielu kibiców, wrócił na boisko jako... zawodnik Laury Chylice. Długo to jednak nie trwało, gdyż we wrześniu został zatrudniony w Bielsku-Białej. Pod koniec rundy zasadniczej nic nie wskazywało na to, że klub nie utrzyma się w lidze. Niestety, kolejny raz w historii polskiej piłki nożnej, o miejscu w tabeli zadecydowały względy pozasportowe...
30 kolejkę Podbeskidzie kończyło z takim samym dorobkiem punktowym i bilansem bezpośrednich meczów oraz bramek co Ruch Chorzów. Wobec tego o tym, kto znajdzie się w grupie mistrzowskiej (w której utrzymanie jest zapewnione) zadecydowała klasyfikacja fair-play. Zanim jednak Bielszczanie zdążyli otworzyć szampany, w sprawę wmieszała się Lechia Gdańsk, która postanowiła wycofać skargę do Trybunału Arbitrażowego dotyczącą ujemnego punktu, tym samym zrównała się punktami z oboma klubami, efektem czego „Górale” wylądowali na 9 miejscu (grupa spadkowa). To wydarzenie sprawiło, że drużyna praktycznie przestała grać i z najniższym dorobkiem punktowym zajęła ostatnie miejsce w tabeli na koniec sezonu, a trener, jak to w Polsce bywa – pierwszy winny – stracił posadę.
Możemy być pewni, że niedługo znów zobaczymy trenera Podolińskiego w Ekstraklasie. Może i dobrze uczy poloneza, ale niewątpliwie jest powołany do wyższych celów. Co prawda jeszcze niczego spektakularnego w Ekstraklasie nie osiągnął, ale to dlatego, że zawsze było „coś”. Gdy połączy się jego wiedzę z przyzwoitymi umiejętnościami piłkarzy, to powstanie recepta na dobry futbol.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Piaseczyński. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama