Informacja to władza – to powszechnie wiadoma rzecz. Jak daleko się posuniesz, by zdobyć informację?
Louis Bloom nie ma pracy. Utrzymuje się z handlu złomem; co ukradnie, to sprzeda. Pewnego dnia, wracając z kolejnego wypadu po złom, Bloom jest świadkiem wypadku. Na miejscu widzi, jak tuż za plecami interweniujących policjantów pojawia się ekipa filmowa, kręci kilka ujęć płonącego samochodu i zakrwawionej ofiary i znika. To podsuwa Louisowi pomysł na życie. Wymienia w komisie ukradziony rower na kamerę i skaner policyjny i wyrusza na nocne łowy sensacji i krwi, które mógłby sprzedać lokalnej telewizji. Szybko orientuje się, jak wysoką cenę są skłonne zapłacić media za krew na pierwszej stronie...
„Wolny strzelec" Dana Gilroya nie jest filmem łatwym – ani w odbiorze, ani do opisania. Historia jest przygnębiająca – widzimy degradację dziennikarstwa, łasego na tanią sensację. Z drugiej strony to opowieść o człowieku żyjącego we własnym świecie i według własnych zasad, krok po kroku przekraczającym granice moralności. Jednocześnie to film zdecydowanie godny polecenia – przede wszystkim z uwagi na fenomenalną kreację Jake'a Gyllenhaala.
Taki to już urok recenzji w tygodniku – nie zawsze to, co godne uwagi, zdążymy zamieścić w okolicach premiery. „Wolny strzelec" gości na naszych ekranach już dłuższą chwilę. Mamy nadzieję, że jeszcze uda Wam się go obejrzeć. A jeśli nie zdążycie do kina, miejcie ten tytuł w pamięci – zapewne wkrótce pojawi się na DVD.
Napisz komentarz
Komentarze