Pod koniec 1944 roku po kapitulacji Powstania Warszawskiego na terenie Piaseczna i Zalesia, a także w lasach chojnowskich i w okolicznych miejscowościach, znajduje się duża grupa młodzieży, żołnierzy AK. Są w stałym kontakcie i czekają na decyzje dowódców.
O tym w jaki sposób nawiązywali między sobą łączność, jak się pogubieni odnajdywali, pisze Bohdan Szermer: „W czasie już chyba po upadku Powstania, ale krótko, trafił do mnie Michał, dowódca. Miał być z 1. plutonem w „Zośce”, ale potem, w czasie Powstania, zrobiono z nich 2. pluton – jedyny pluton trzech GS-ów, który znalazł się w „Zośce”. On był ranny na Starówce, cudem uniknął śmierci w wymordowanym szpitalu. Wydostał się stamtąd, via Pruszków wyszedł. Uciekł potem z transportu i trafił najpierw do Zalesia, do profesora Zawadzkiego. W Zalesiu mieszkał profesor Zawadzki, ojciec „Zośki”, który był duchowym opiekunem „Szarych Szeregów”, zresztą był kiedyś przewodniczącym Rady Opiekuńczej. Brał udział miedzy innymi w naszym egzaminie harcmistrzowskim. Więc on trafił najpierw do profesora Zawadzkiego, a od niego do mnie. Jak się dowiedział, co jest, że mamy takie kontakty, mówi: „Na razie trzymajcie te kontakty. Jadę w tej chwili do Krakowa, jak wrócę, to zobaczymy, co będziemy dalej robić”. I tak było”.
Profesor Józef Zawadzki. Przedwojenny rektor Politechniki Warszawskiej, chemik, w czasie wojny brał udział w tajnym nauczaniu nie tylko chemii, o czym należy tu koniecznie wspomnieć, opiekował się także kompletami zainteresowanych budownictwem okrętowym. Przyczynił się w ten sposób do powstania kadry naukowej, dzięki której już po wyzwoleniu powstał Wydział Budowy Okrętów Politechniki Gdańskiej. Związek profesora Zawadzkiego z Gdańskiem przełoży się w końcu, jak sądzę, na dużą ilość młodych ludzi, którzy musieli zniknąć z Piaseczna i okolic, aby po wojnie rozpocząć nowy rozdział swojego życia w bardziej bezpiecznym miejscu.
Najpierw Niemcy tuż po powstaniu chodzili po domach i wypytywali o młodych ludzi, kilkakrotnie przychodzili do restauracji Szymańskich i rozpytywali o ranną pod Pęcicami Marysię. Zainteresowane młodymi ludźmi były też władze sowieckie po „wyzwoleniu”.
Marysia Szymańska, „Maryśka Duża”, po ucieczce spod Pęcic i opatrzeniu rany ramienia w szpitalu w Pruszkowie wraca do Piaseczna, ale rodzina postanawia ją ukryć w majątku brata ojca dziewczyny w Gośniewicach pod Warką. Po wojnie wybierze studia medyczne w Łodzi, wróci po studiach do rodzinnego domu w Piasecznie. Wspaniała lekarz-pediatra. Czy Alinka Deręgowska była z nią w Gośniewicach? Bardzo możliwe, są od szkoły powszechnej przy ulicy Świętojańskiej nierozłączne. Alina Riedel z domu Deręgowska, później znana i szanowana piaseczyńska pielęgniarka.
Szermer w tym czasie bierze udział w kilku akcjach, jedną z nich jest napad na kasę przewożoną pociągiem Ciuchci – „Jeszcze jedno co do okresu konspiracji i współpracy z kapitanem Dakowskim. Mieli problem, bo nie mogli rekwirować żywności. To by od razu przecież całą ludność postawiło przeciwko nim. Musieli kupować. Nie mieli pieniędzy, wobec tego trzeba było zdobyć pieniądze. Jakie? Niemieckie. Przez kolegę, który miał kontakty z kolejką dojazdową, dowiedzieliśmy się, jak są zbierane pieniądze z kas stacyjnych i dowożone do Piaseczna. Jest pociąg jeden, ranny, którym te pieniądze jadą. Wobec tego zrobiliśmy zasadzkę. Moi robili całe rozpoznanie i ubezpieczenie, ale nie brali udziału, bo jako miejscowi mogli być łatwo rozpoznani, więc samą akcję przeprowadzali ci od Dakowskiego. Jeden wsiadł do pociągu, drugi potem wskoczył na lokomotywę (to były spalinowe lokomotywki), zatrzymali pociąg gdzieś chyba między Gołkowem i Zalesiem, wyciągnęli kasę, pociąg wyprawili, kasa poszła do Dakowskiego i mieli czym płacić. To była akcja trochę a’la Bezdany, jak Piłsudski organizował, też dla zasilenia kasy jakiejś, o co zresztą mieli do niego pretensję narodowcy, że to była bandycka akcja. Nie, to było zdobywanie pieniędzy dla celów wojskowych czy innej akcji niepodległościowej”. I dalej – „W pewnej chwili mówię do Michała, w czerwcu 1945 roku chyba: „Słuchaj, co będzie dalej?”. „Sytuacja jest taka, że chyba was niedługo rozpuszczę”. Rozmawiałem ze Stefanem Mirowskim, którego znałem dobrze, bo był na Ochocie, potem się żeśmy zresztą zaprzyjaźnili, z nim mieliśmy też kontakt. Mówię: „Stefan, co robić? Nie mam tu co robić. Pracy nie ma. W Piasecznie nic, do Warszawy nie bardzo jest jak”. On mówi: „Może byś chciał na ziemie odzyskane pojechać?”. „Właściwie zastanawiałem się”. „Jak byś chciał do Gdańska, tam są nasi, mogę ci dać kontakty”. Tak od słowa do słowa, pod koniec lipca Michał mnie zwolnił, krótko potem zresztą rozpuścił cały oddział, zdemobilizował. Mówi: „Masz wolną rękę”. Zacząłem się starać, trzeba było zdobyć najpierw pieniądze, sprzedać radio, żeby mieć pieniądze na pociąg. Dojechałem do Gdańska, złapałem kontakty, rzeczywiście było trochę naszych z „Szarych Szeregów”. Nawet z Kwatery Głównej, bo Jaczewski był, „Pol”, czyli szef kompanii „Zośki”....... Oni byli na wybrzeżu, przez nich jakoś się zaczepiłem. Potem mówią: „Słuchaj, organizuje się harcerstwo. Nie ma funkcyjnych, nie ma wyszkolonych ludzi....Wybrano nowego komendanta chorągwi, został chyba Stróżyński. Zaczęto nas łapać i Szyliński Wiktor, czyli „Pol” z 3. kompanii, dostał hufiec Wrzeszcz. Mówi: „Będziesz moim przybocznym”. „Dobra”. Zaczęliśmy działać. Ale to są już harcerskie, późniejsze...”.
Bohdan Szermer pozostał w Gdańsku do końca życia, skończył studia w Politechnice Gdańskiej na Wydziale Architektury. W latach 1955-1969 zatrudniony w Wojewódzkiej Pracowni Urbanistycznej w Gdańsku jako starszy projektant, a następnie zastępca kierownika pracowni. Był generalnym projektantem planu zagospodarowania przestrzennego zespołu Gdańsk-Gdynia. W 1970-1986 naczelnik wydziału planowania przestrzennego Urzędzie Morskim w Gdańsku, generalny projektant planu szczegółowego Dzielnicy Port Północny w Gdańsku. Autor prac dotyczących głównie urbanistyki Gdańska. Szukam w antykwariatach książek i albumów autorstwa Szermera, kupuje za grosze pięknie wydany w 1971 roku album „Gdańsk przyszłość i nowoczesność” ze zdjęciami i szczegółowymi opisami. Na kilku zdjęciach Stocznia Gdańska „Wisła” i kilka statków w niej zbudowanych. Między innymi pierwszy polski wodolot, konstrukcja z lekkich aluminiowych stopów, zaprojektowany przez specjalistów z Politechniki Gdańskiej. I wtedy moja myśl odlatuje do tego drewnianego domku i jego gospodarza Józefa Zawadzkiego i jego rodziny, domu nazywanego „Domem Zośki”. I tej bohaterskiej piaseczyńskiej młodzieży. I patrzę na ten album z 1971 roku i obrazek rysowany piórkiem z 1943 roku i przychodzą mi do głowy myśli różne... i przywołuję z pamięci Wojtka Hassa, w Powstaniu zastępcę dowódcy plutonu, chłopca, co kochał sanitariuszkę Marysię Szymańską, przyjaźnił się z Bohdanem Szermerem i może też chciał budować okręty, poległ 2 sierpnia 1944 roku.
Bohdan Szermer umiera 3 kwietnia 2011 roku po długim i pięknym życiu, pochowany 8 kwietnia o godz. 14 na cmentarzu Srebrzysko, jak informuje „Dziennik Bałtycki”. (koniec)
Reklama
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze