Lata 20., lata 30.
W dzienniku „ABC” z sierpnia 1932 r. w krótkiej notatce pod tytułem „Katastrofalny stan rolnictwa” dziennikarz pisze: „...o nieopłacalności pracy rolnika, szczególnie drobnego może świadczyć niżej przytoczony wymowny przykład. W Piasecznie odległym od Warszawy o 15 km, miejscowości letniskowej o dobrych połączeniach komunikacyjnych z Warszawą na jarmarku w dniu 23 sierpnia b.r. kupowano od rolników produkty o następujących cenach: żyto 12 zł za metr, owies 8 zł za metr, kartofle 2 zł, kopa ogórków 0,20 gr (cena dwóch paczek zapałek). Ponieważ za prawo wjazdu furmanki na targ w Piasecznie płaci się 1 zł, musi więc chłop wwieść 5 kop ogórków, czyli bez małą furę, by móc uzyskać prawo wjazdu do miasta. Oto są przykłady nieopłacalności produkcji rolnej, która za sobą pociąga katastrofalny brak pieniędzy na wsi i brak zdolności nabywczej u chłopa”.
Jak wspominają przedwojenne targi kupujący? Piękny opis piaseczyńskiego targu przysłał mi historyk z Konstancina pan Adam Zyszczyk. Piaseczyński targ w czasach międzywojennych oczami Katarzyny Witwickiej, pisarki mieszkającej w latach dzieciństwa w Konstancinie.
"Raz na tydzień Kaziowa jeździła na targ do Piaseczna. Wychodziła wtedy z domu raniutko i przed bramą czekała zwykle na wóz z prosiętami, na który się przysiadała, bo nawet najwcześniejsza kolejka była według niej za późna [...]. Nagle coś się tam u dorosłych odmieniło i dowiedziałam się, że pojadę z Kaziową na targ, by kupić lalkom kołyskę. Na szczęście o jeździe tym okropnym wozem z prosiakami nie było mowy. Pojechałyśmy kolejką, po śniadaniu i oto znalazłam się wreszcie na targu. Kaziowa trzymała mnie za rękę, a dokoła, w kurzu, w zaduchu, w spiekocie, migały w przeróżne strony spódnice i buty z cholewami [...]
W jednej chwili [...] zobaczyłam targ: stragany „pełne różności” - jak mówiła Kaziowa - i rojący się wśród nich ludzie. Ze wszystkich stron pytano:
-Co pani uważa? - a Kaziowa uśmiechała się i odpowiadała żartobliwie:
-Nic nie uważam: - albo: -Wszystko uważam!
Chodziła od straganu do straganu, jakby specjalnie wybierając te, przy których tłoczyli się ludzie. Tam, gdzie ludzi było mało, Kaziowa też się nie zatrzymywała. Rozmawiała ze sprzedawcami i z kupującymi, oglądała towary, pytała o ceny, nawet się targowała [...]
-Dzień dobry - powiedziała - cóż to, tak się już za Wiesiunią rozglądasz, że ludzi nie widzisz?
Stałyśmy przed rozstawionymi na ziemi najrozmaitszymi koszykami, a oprócz koszyków pełno tam było słomianek i innych wyplatanych przedmiotów. Wśród nich, też na ziemi, siedział opalony, umorusany kurzem człowiek. Ubranie miał zniszczone, był bosy, a między palcami porobiły się zacieki kurzu, przypominające osad, jaki czasem woda Jezioranki zostawiała po większej fali na piasku konstancińskiej plaży. Czułam duszny zapach tego brudnego, zakurzonego, przepoconego mężczyzny. Nie było wiatru, w nieruchomym upale zapachy stały w miejscu.
-No, poznajesz pana Sikorę? - zapytała mnie Kaziowa.
Zapewne był to ten koszykarz, który od czasu do czasu przychodził do nas proponując coś ze swoich plecionych wyrobów [...]
Kaziowa lawirowała w ciżbie z nieomylną pewnością i wreszcie dotarłyśmy szczęśliwie do straganu z zabawkami. Stał jakby na uboczu, w cieniu dużego, zakurzonego kasztana. Było tu cicho i spokojnie, kupujących nie było prawie wcale. Na straganie rozłożono pełno blaszanych i glinianych kogucików-gwizdków, lusterek w kształcie serduszek, kolorowych koralików i przeróżnych innych rzeczy. Kołyski były także, choć w pierwszej chwili nie zauważyłam ich. Stały na ziemi obok straganu małą pstrą gromadką, pomalowane na różowo, niebiesko, żółto, zielono, a jedna wyróżniała się specjalnie, bo była koloru czekoladowego. W gorącym, dusznym cieniu poprzez wszystkie inne zapachy przebijał zapach lakieru, którym pomalowane były kołyski.
-Co pani uważa? - spytała przekupka.
-Kołyskę chciałybyśmy kupić - odpowiedziała Kaziowa.
Wyjątkowo widać nie znała tej przekupki, bo o niczym z nią nie rozmawiała, tylko zaczęła oglądać kołyski. [...] Przebierała i przebierała, nie przestając jednocześnie targować się o cenę, a tymczasem coraz więcej kołysek odstawiała na bok, jako wybrakowane coraz mniej było do wybierania [...].
Teraz dobijanie targu rozgorzało na dobre. Parę razy Kaziowa odbierała mi kołyskę, odstawiała ją na ladę straganu i odchodziłyśmy. Chociaż wiedziałam, że to tylko udawanie, za każdym razem serce mi zamierało, że kołyski się nie kupi.
Lecz i to się wreszcie skończyło. Kaziowa odliczyła pieniądze, zapłaciła, a przekupka zgarnęła je do kolorowego pudełeczka ze słomki, ale nie w kształcie ula, tylko płaskiego, z wieczkiem zamykanym na okrągły kołeczek. Wyjęła to pudełko spod lady [...]”.
Wspomnienia z ostatnich lat
Może zmieniły się towary sprzedawane na piaseczyńskim targu, ale targ przy ul. Jana Pawła II ciągle ma urok dawnych jarmarków.
Sierpniowy targ w Piasecznie 2023 - nareszcie staniały pomidory i kosztują 3,50 za kg. Kwiaty ciągle droższe niż w kwiaciarni. Kupiłam paprykę. Pomyślałam, że w latach 50. gdy targ był na rynku w Piasecznie, nikt o papryce na kilogramy nie słyszał. Piątek! Upał! Odkąd pamiętam, targi odbywały się we wtorki i piątki, od dawna na piaseczyńskim rynku. Potem zostały przeniesione na plac przy ul. Sierakowskiego, dziś jest przy ulicy Jana Pawła II. Oto garść wspomnień od Czytelników:
Targowisko pamiętam na miejscu obecnego parkingu przy urzędzie miasta. I budkę z pieczywem Pana Krefta. Jeszcze mi ślinka cieknie na wspomnienie tych pyszności.
Może nie na tym targu zbożowym, ale w Piasecznie, gdy istniał stary targ miejski, miałem przyjemność nabyć kurę rosołową, która okazała się starym kogutem, który gotował się długo, a rosół był mętny. Nabyte drzewko czereśni okazało się wiśnią po posadzeniu i pierwszych owocach. Takie i inne atrakcje zdarzają się i dzisiaj od ludzi nazywanych „szpakami karmieni”. Szpakami karmieni to tytuł książki o ludziach znanej od wieków do dzisiaj cwanej profesji.
Moi dziadkowie przyjeżdżali ze wsi Borki, dziś Nowe Wągrodno. Babunia z nabiałem; serki, twarożki (bo różnica jest) jajeczka, śmietana, mleko, masło w liściach chrzanu i drób (żywy) - jak nie sprzedane, to wracały do kurnika. A dziadek - miał dorodne śliwki węgierki.
Czekam na Wasze wspomnienia drodzy Czytelnicy.
Czytaj także:
Napisz komentarz
Komentarze