Adele w autobusach, światła dla pieszych, które gasną o 21.30 czy drifty w Piasecznie – to tylko niektóre z budzących zdumienie mieszkańców sytuacji.
Jak w każdym miejscu na kuli ziemskiej, tak i w naszym powiecie niejednokrotnie można natknąć się na kompletnie niezrozumiałe, dziwaczne sytuacje. Postanowiliśmy wynotować i opisać kilka z nich. Całość oczywiście należy traktować nieco z przymrużeniem oka. Jeśli macie inne pomysły, co mogłoby się tutaj znaleźć, to prosimy o informacje!
*
Ekrany w miejskich autobusach na terenie naszego powiatu nie są żadną nowością. Zapewne nieraz wielu z nas po prostu bezwiednie wgapiało się w nie i pochłaniało wiadomości, które się na nich wyświetlały. Od pewnego czasu jednak królowały na nich nie informacje, a... teledyski muzyczne. Konkretnie dwa – „The Pretender” grupy Foo Fighters oraz „Hello” w wykonaniu Adele. Jeden po drugim, za każdym razem. Bez dźwięku. Abstrahując już od gustów muzycznych, na pewno nie stałoby się nic złego, gdyby, skoro zdecydowano się już przyjąć taką konwencję, pojawiały się również inne utwory. A najlepiej, jeśli towarzyszyłaby temu muzyka – chociaż wtedy pretensje mieliby amatorzy czytania w komunikacji miejskiej, więc opcja ta byłaby naprawdę mało prawdopodobna. W każdym razie widok Adele dzień w dzień na trasie Góra Kalwaria-Wilanów nie należał do najprzyjemniejszych. Z całym szacunkiem dla artystki, rzecz jasna.
*
Fanami Adele nie są z pewnością młodociani rajdowcy, którzy bawią się w drifting na parkingu niedaleko dawnej mykwy żydowskiej w Piasecznie. Oni słuchają raczej czegoś bardziej dynamicznego... Sam byłem świadkiem kilku sytuacji, w których mieszkańcy łapali się za głowy, patrząc, jak młodzi kierowcy palą gumę i kręcą kółka samochodami. Zabawa bardzo fajna, tylko że do czasu aż komuś nie stanie się krzywda. Szczerze mówiąc, nie widać, żeby ktoś się jakoś tym specjalnie przejmował. Co innego w Konstancinie... Tam wszystko jest pod kontrolą. Przykład z zeszłego tygodnia: pewien mężczyzna przyjechał ze swoją córką na tzw. „górkę” (za garażami na Grapie, droga rowerowa w stronę Obór), by mogła sobie swobodnie poćwiczyć jazdę samochodem, prawdopodobnie będzie zdawała egzamin na prawo jazdy. Nie minęło dziesięć minut, a już mieliśmy „interwencję”. Na sygnale podjechał wóz straży miejskiej. Ostatecznie, po wyjaśnieniu sprawy, szybko zawrócił i dziewczyna mogła dalej przygotowywać się do egzaminu. Złośliwi powiedzieliby: „bardzo dobrze, że zainterweniowali – w końcu kobieta za kierownicą stanowi większe zagrożenie od piratów drogowych”. Nie mnie oceniać (sam nie mam prawa jazdy), jednakże plus za to, że się interesują. W przeciwieństwie do niektórych.
*
Skoro już mówimy o „górce” na Grapie, to trzeba zauważyć, że uwagę przyciąga teren znajdujący się obok niej – dawny plac zabaw, po którym zostały jeszcze pozostałości. Młodzież narzeka na brak miejsc do grania w piłkę, a tam proszę – kawałek betonu i jeden kosz do koszykówki (nawet ma siatkę). Kiedyś by to wystarczyło, teraz jednak czasy są inne i albo dzieci stały się nazbyt wymagające, albo ogólnie standardy się zmieniły. Raczej obstawiałbym to drugie. Miejscowe dzieciaki chciały, żeby do tych standardów dorównać i może postawić drugi kosz, a najlepiej to jeszcze dwie bramki, kilka latarni, a dodatkowo zrobić sztuczną nawierzchnię oraz ogrodzenie. Nie udało się, ponieważ, jak ustaliliśmy, teren ten, popularnie zwany „placykiem”, jest w nieuregulowanym stanie, więc boisko powstanie, ale przy oczku wodnym. Swoją drogą to miejsce stanowi idealny przykład tego, jak w łatwy i szybki sposób pozbyć się „osób niepożądanych”, które hałasują, spożywając przy tym alkohol – zabrano ławki, zgaszono latarnie i już nie siedzą. Proste? Proste.
*
W jednym przypadku gaszenie świateł pomaga, w innym za to szkodzi, ale od początku. Góra Kalwaria to chyba jedno z niewielu miejsc w Polsce, w którym codziennie w godzinach 21.30 – 21.35 na przejściu przez ruchliwą ulicę kompletnie pada sygnalizacja świetlna. Mowa tu o drodze krajowej nr 79, a konkretnie o skrzyżowaniu przy kościele „na Górce”. Może to ma zachęcić do nie wychodzenia z domu po 21, nie wiem. Cóż z tego, że o tej porze samochodów (w tym ciężarowych) wcale nie jest mało, a kierowcy, jak to w Polsce, pasów raczej nie poważają. Nieważne, że po ulicach spaceruje młodzież – gasimy światło i bez dyskusji. Dodajmy jeszcze, że po drugiej stronie znajduje się ten nieszczęsny przystanek autobusowy, na który nierzadko trzeba pobiec – toż to wręcz istne zaproszenie do wypadku. Tylko... parafrazując klasyka: „Polskie drogi. No co zrobisz? Nic nie zrobisz”. Poczekasz na działanie urzędników? Gwoli ścisłości: tych krajowych, a nie gminnych. Ci drudzy niejednokrotnie sami mają związane ręce, o czym zresztą pisałem już niegdyś odnośnie do skrzyżowania na Pijarskiej (wiem, posłodziłem).
Napisz komentarz
Komentarze