Dawno temu, w latach 50. XX w. od połowy października, gdy w domu na ulicy Bema żona kolejarza Róża kończyła dzień domowej krzątaniny, siadaliśmy blisko kuchni na małych zydelkach i prosiliśmy ją o opowieści. Przygaszaliśmy światła, zapalaliśmy na stole lampę, zaparzaliśmy w małym imbryku esencję herbaty i czekaliśmy na Różę. Najbardziej lubiliśmy gawędy o duchach, znalezionych skarbach i życiorysach królów. Róża urodzona na początku wieku XX skończyła pensję dla panien, umiała świetnie gotować, wiedziała, jak się opiekować dziećmi i hodować kwiaty, ale najbardziej lubiła snuć opowieści. Te obyczaje minęły bezpowrotnie, nie boimy się już duchów i nikt od dawna nie wykopał skarbu. Znikają drewniane stare karczmy jak ta przy ul. Warszawskiej i nawet herbaty nie parzy się w małym imbryku. Szkoda, że jeszcze nie wynaleziono wehikułu czasu, bo chętnie bym wróciła, choć na chwilę do tamtych czasów, pogapiła się w popielnik na spadające iskry i posłuchała wycia wiatru w kominie. Posłuchajcie mojej opowieści. Niedaleko ulicy Warszawskiej w Piasecznie w 1898 roku odnaleziono skarb. Był to garniec ze srebrnymi monetami z czasów stanisławowskich, czyli z XVIII w. Ktoś te monety w garnku zakopał, miał po nie wrócić, ale los zapewne zadecydował inaczej. Nigdy nie ustalono, kto zakopał ten skarb, bo i jak? O tym zdarzeniu pisały gazety. Oto szczegóły: „W Piasecznie na gruncie kolonisty Ophmana, tuż przy stacji kolejki Wilanowsko-Grójeckiej, ośmiu chłopców, zajętych sypaniem okopów ziemnych dla ochrony buraków na zimę, wykopało z ziemi garnek, miary czterech kwart, napełniony monetą srebrną z czasów Stanisława Augusta. Chłopcy, rozchwytawszy monety, ile który zdołał porwać, rozbiegli się po mieście i rozprzedali pojedyncze sztuki. Nie wiadomo, czy oprócz monet ze stemplem Stanisława Augusta nie znajdowały się starsze sztuki”. W opowieściach mojej babci Róży zawsze przy zakopanych lub inaczej ukrytych skarbach pojawiały się duchy tragicznie zmarłych ludzi, którzy już nigdy nie odzyskali zgromadzonych pieniędzy, ale tym razem nie słyszałam, aby jakiś duch z czasów króla Stasia chodził po ul. Warszawskiej. Zainteresował mnie właściciel gospodarstwa, na którego terenie znaleziono skarb i okazało się, że nazwisko Ophman nie istnieje w księgach parafialnych, natomiast długą historię ma nazwisko Ochman i można przypuszczać, że to o nie chodzi. Z innych niecodziennych zdarzeń dla współczesnego mieszkańca Piaseczna, jest utonięcie młodego księdza w Jeziorce. I nie chodzi tu o tragedię, jaką była niewątpliwie śmierć młodego człowieka, ale o jego pogrzeb.
W rok po odnalezieniu skarbu w Piasecznie zdarzył się niecodzienny wypadek. 2 lipca 1899 r. z „Gazety Polskiej” czytelnicy mogli dowiedzieć się o pogrzebie młodego mężczyzny, księdza, który utonął w Jeziorce. Oto notatka prasowa: „Pogrzeb kleryka. Wczoraj na cmentarzu w Piasecznie pochowane zostały zwłoki ofiary nieszczęśliwego wypadku utonięcia na Jeziorce w Skolimowie ś. p. Stefana Cyrańskiego, alumna warszawskiego seminarium rzymsko-katolickiego. Kondukt pogrzebowy ze Skolimowa do Piaseczna poprzedzali seminarzyści na czele z ks. Gallem, wiceregentem, a zwłoki całą drogę ponieśli na barkach mieszczanie Piaseczna, licznie przybyli na pogrzeb”. Księdza żegnały tłumy wiernych i zdumiewał, i do dziś zdumiewa, ten kondukt pogrzebowy ludzi idących pieszo od Skolimowa do Piaseczna chcący w ten sposób okazać szacunek zmarłemu w jego ostatniej podróży. Czy istnieje jeszcze grób Stefana Cyrańskiego na piaseczyńskim cmentarzu parafialnym? Nie wiem.
Napisz komentarz
Komentarze