Pod koniec lat 20. XX wieku rozpoczęto budowę jednej z najpiękniejszych kamienic piaseczyńskich, kilkukondygnacyjny dom fascynujący przechodniów pięknem elewacji frontowej. Budowniczymi tejże kamienicy zwanej „Pod Kościuszką” byli Dominika Rowińska z domu Poncyliusz i jej mąż Józef Rowiński.
Ewa i Włodzimierz Bagieńscy w swojej broszurze „Piaseczno – zabytki architektury” tak charakteryzują kamienicę Rowińskich – „Gmach dwupiętrowy z dwuspadowym dachem, wzniesiony prawdopodobnie pomiędzy 1925 a 1933 r. Największa spośród istniejących kamienic piaseczyńskich. Charakterystyczna jest jej ozdobna elewacja frontowa. Parter boniowany; pośrodku brama przejazdowa z metalowymi, dwuskrzydłowymi wrotami; pomieszczenia sklepowe o łukowatych oknach i drzwiach. W centralnej części ściany frontowej cztery pilastry zwieńczone głowicami z motywem kwiatowym i maską pośrodku. W osi budynku na poziomie dachu tympanon z okrągłym okienkiem otoczonym dwoma skrzyżowanymi rogami oplecionymi ornamentem roślinnym. W centrum frontu kamienicy medalion z portretem Tadeusza Kościuszki. Na piętrach cztery symetrycznie rozmieszczone balkony z metalowymi, kratowanymi balustradami. Wejście do części mieszkalnej w bramie”. Tyle opis. W 1929 roku umiera Józef Rowiński. Dominika prowadzi sklep rzeźniczy na parterze kamienicy. Rowińscy od dawna zajmują się masarstwem, to sławni piaseczyńscy producenci wędlin, też i społecznicy. Emilia Bohowiczowa w 1924 roku pisze o jednym z panów Rowińskich jako o największym przemysłowcu piaseczyńskim i osobie finansowo wspierającej budowę szkoły średniej. Kamienica przy ulicy Sienkiewicza nr 6 jest dobrą inwestycją, na dwóch kondygnacjach są przewidziane obszerne, kilkupokojowe, luksusowe mieszkania, na parterze eleganckie sklepy. Historia zweryfikuje pomysły inwestorów. Po 1945 roku mieszkania dość chaotycznie zostaną podzielone na mniejsze. W czasach, gdy dom był budowany, pokoje umieszczano w tak zwanej amfiladzie, podział dużych mieszkań wyjdzie dość groteskowo – za ścianką regału będzie można mieć np. drzwi do mieszkania sąsiadów albo żeby przejść z kuchni do pokoju w przedpokoju spotykamy sąsiada, bo przedpokój jest wspólny.
We wrześniowy poranek 2016 roku spotkam się z Katarzyną Jarzębowską szefową stowarzyszenia „Polka Potrafi”. Pani Katarzyna była mieszkanką kamienicy przy ul. Sienkiewicza 6 przez prawie 25 lat. W 1977 roku mama małej Kasi dostała przydział mieszkania – pokój z kuchnią na pierwszym piętrze. W sumie w dwóch pomieszczeniach mieszkały 4 osoby. Kamienica należała do spadkobierców rodziny Rowińskich, czynsz lokatorzy zanosili do pani Danielewiczowej mieszkającej przy ulicy Mickiewicza. Czynsz był śmiesznie niski, właścicielka, którą pozbawiono decyzji kto i za ile może zamieszkać w jej domu, bo o tym decydowały władze miasta, zobowiązana była wykonywać bieżące remonty i wywóz szamba. Do połowy lat 90. XX wieku kamienica nie posiadała kanalizacji i bieżącej wody. Pani Katarzyna opowiada, jak to jej mama wystawiała na środek kuchni pralkę „Franię” i kubły. Cała rodzina biegała po schodach do studni po wodę do prania. Różni byli tu lokatorzy, na przykład starsza pani z drugiego pietra była skazana na uprzejmość sąsiadów, bo należało jej przynieść wodę, wyrzucić nieczystości i przynieść węgiel i drewno do ogrzania mieszkania. Ogrzewanie pomieszczeń było różne – piece kaflowe, kuchnie węglowe, piecyki elektryczne itd. Dziś mogą zdziwić takie warunki mieszkaniowe, ale wtedy podobnie było w większości mieszkań w Piasecznie. Ważne było, z jakimi współlokatorami przyszło nam żyć. Sąsiedzi wiedzieli o sobie dużo. Kamienica „Pod Kościuszką” ma dwie najbardziej istotne zalety. Pierwsza z nich to duże podwórko, do którego jedyny wjazd jest przez bramę, i druga zaleta to niebanalny widok z okien od strony ulicy. O tym widoku można napisać ciekawą opowieść. W latach siedemdziesiątych przestała istnieć drewniana karczma Szymańskich i plac po jej rozbiórce służył do różnych celów, kilka razy postawiono tu karuzelę i strzelnicę. W tejże strzelnicy do wygrania były skarby, ale najpiękniejszym skarbem był Koziołek Matołek w czerwonych porteczkach, wszystkie dzieci z kamienicy w nim się zakochały, a Kasia tego koziołka dostała w prezencie! Ojciec wzruszony marzeniem dziecka po prostu poszedł do strzelnicy i odkupił zabawkę. Kozioł przetrwał w rodzinie do dziś, na co dowodem jest zdjęcie, a na zdjęciu kozioł jak żywy, tylko uprać go nie można, bo jest wypchany trocinami. Podwórko początkowo zadbane, zalesione krzakami bzu i różami, z ławką w ogródku, pełniło rolę salonu towarzyskiego. Ławkę „pożyczoną” z przystanku autobusowego, zapełniały starsze panie. Trzepak i okolice okupowały dzieci. Do późnego wieczora mieszkańcy spędzali czas na powietrzu, chyba nikt nie czuł się w tych czasach samotny. Zmieniały się pory roku, przez okno widać było cmentarz cudownie rozświetlony ognikami zniczy w dzień Wszystkich Świętych, potem w tańczących płatkach śniegu ludzie nosili choinki i na wystawie w warzywniaku pani Kluczykowej pojawiały się długie cukierki w kolorowych sreberkach zawieszone w girlandy, a w sklepie rybnym na dole kamienicy ustawiała się kolejka po karpie i śledzie. W sklepie nabiałowym u pani Marzec, w sąsiedniej kamienicy, „rzucali” solone masło i jogurty. W pasmanterii pani Wieczorkiewiczowej, sklep na prawo od bramy, wisiały włosy anielskie i stały szklane gabloty wypełnione skarbami. A potem nagle naprzeciwko, postawiono blaszak, wielki sklep, jak na owe czasy, nazwany Rolnikiem – szpadle, grabie, buty, sukienki, płaszcze, ceramika, a nawet AGD, był tam też zegarmistrz. W połowie lat 90. XX wieku przyłączono do kamienicy wodę i kanalizację. Panna Katarzyna skończyła studia i wyprowadziła się z kamienicy.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze