Tym razem z pamiętnika Leokadii wybrałyśmy fragmenty dotyczące okresu okupacji w Piasecznie. Wkroczenie Niemców do Piaseczna, naloty we wrześniu 1939 roku, spotkanie z oddziałem Lancy - te i inne wydarzenia widziane oczami nastoletniej Lodzi…
………………………
Wkroczenie Niemców do Piaseczna
Dobrze pamiętam wejście Niemców do Piaseczna. Stałam z innymi dziećmi na głównej ulicy Kościuszki, w miejscu gdzie zbiega się z ul. Kilińskiego, oni wjeżdżali od strony Góry Kalwarii. Jechali samochodami, na których były psy. Wyglądali bardzo butnie, w swoich eleganckich mundurach. Rzucali garściami cukierki, niektóre dzieciaki zbierały, ale ja nie brałam. Od pierwszej chwili czułam do nich nienawiść. Czytałam bowiem historyczne książki, z których dowiadywałam się jak wiele krzywd wyrządzali Polakom. Często książki czytałam na głos, bo ojciec, wtedy kiedy był w domu, bardzo to lubił. Czytałam więc wieczorami, przy lampie naftowej. Siadałam na małym stołeczku koło ojca, który przy swoim warsztacie szewskim, takim niskim stoliku na solidnych nogach, zawsze zastawionym narzędziami jak młotki, obcęgi, gwoździki. itp., robił pantofle i słuchał. Tak naprawdę to jemu, zawdzięczam miłość do książek, która została mi na całe życie. Z tych właśnie książek Sienkiewicza, Bunscha, Kraszewskiego czy Żeromskiego poznawałam historię naszego kraju. I na ich podstawie Niemcy kojarzyli mi się ze złem. Ale wtedy nawet nie miałam pojęcia, tak jak nikt nie miał, do jak wielkiego zła oni mogą być zdolni. Gdzieś tak w połowie września w Piasecznie gruchnęła pogłoska, że Niemcy wywożą mężczyzn na roboty przy froncie. I mężczyźni zaczęli uciekać na wschód. Mój ojciec oraz dziadek (Władysław Kazimierczak - przyp. E S-W) i wujek Jędrek Wójcicki też ulegli tej panice i uciekli z domu. Nie było ich kilka tygodni. Jak myśmy wtedy żyli, naprawdę nie wiem. Mama bez środków do życia i sześcioro dzieci, w tym jedno mające zaledwie kilka tygodni. Kiedy nad Warszawą zaczęły się naloty i bombardowania, ludzie uciekali i chowali się, gdzie kto mógł. Mama zabrała nas i uciekliśmy do jakiegoś domu pod lasem, przy ul. Jerozolimskiej, gdzie była ogromna piwnica. W tej piwnicy koczowaliśmy wraz z innymi rodzinami przez kilka dni i nocy. Z tułaczki ojciec wrócił jakiś taki przerażony, mówił tylko, że tam na wschodzie działy się straszne rzeczy. Dziadek wrócił chory i od tego czasu zawsze już niedomagał. Pierwszy raz w życiu widziałam wtedy wszy. Ubrania ojca, dziadka i wujka zostały spalone w dole wykopanym na ogrodzie. W tym ogrodzie wkrótce wykopany został tak zwany schron. W kopaniu brali udział domownicy i kilku sąsiadów. Mieliśmy tam się chować w czasie nalotów. Dziś myślę, że to by nas nie uchroniło przed niebezpieczeństwem, ale wtedy wydawało się
inaczej. W 1942 roku poszłam już do pracy i zamieszkałam u ciotki Władzi Poncyliuszowej, więc nie wiem, czy kiedykolwiek z tego schronu korzystano i kiedy został zasypany.

………………………
Z Wandzią Hibner w Parku Łazienkowskim.
Naprzeciw naszego domu, po drugiej stronie ulicy mieszkała moja najlepsza przyjaciółka, Wandzia Hibner. Jej mama była krawcową, czym zajmował się jej ojciec nie wiem, ale po wejściu Niemców zaczął chodzić w brunatnej koszuli ze znakiem swastyki. Podobno podpisał volkslistę. Bardzo się go baliśmy. Po pewnym czasie rodzina Hibnerów wyprowadziła się do Warszawy, gdzie dostali mieszkanie po bogatych Żydach na ulicy Piusa. Wandzia wiele razy pisała do mnie i zapraszała do siebie. Wreszcie raz skorzystałam z tego zaproszenia. Poszłyśmy na spacer do Parku Łazienkowskiego, w którym byłam wtedy pierwszy raz. Wstęp do parku był tylko dla Niemców i dopiero później zdałam sobie sprawę jak bardzo ryzykowałam. Podczas tego spotkania zrobiłyśmy sobie wspólne zdjęcie. Więcej Wandzi nie odwiedzałam, bo chociaż bardzo ją lubiłam, to nie lubiłam jej ojca. Po wojnie chciałam ją odnaleźć, pojechałam pod jej adres przy ulicy Piusa ale dom był całkowicie zburzony. Nie wiem czy przeżyła wojnę i co się z nią działo. Nigdy więcej się nie spotkałyśmy.

Z Wandzią Hibner w Parku Łazienkowskim.
…………………………………….
Letnisko u rodziny Kozdrowiczów
Latem 1944 roku ciotka Władzia (Poncyliuszowa przyp. E S-W) wysłała mnie ze swoją córką Halinką na tzw. letnisko do rodziny Kozdrowiczów we wsi Grochowa. Tam przeżyłam wielką niezapomnianą przygodę. Któregoś dnia doniesiono gospodarzom, u których mieszkałyśmy, że w nocy przez wieś będzie przejeżdżał oddział partyzancki pod dowództwem „Lancy” i proszą o zorganizowanie im jakiegoś zaopatrzenia w żywność. Boże, co to się wtedy działo! Ze wszystkich domów znoszono, co tylko kto mógł. W jednym gospodarstwie, gdzie było wielkie podwórze, rozstawiono stoły, przygotowano gary zupy, bochny chleba, kosze owoców. No i w nocy przyjechali. Oczywiście nie spałam, czekałam na nich jak wszyscy. Jak myśmy ich witali! Piękni, młodzi chłopcy w mundurach, czapkach z orzełkiem i w wysokich oficerskich butach, na pięknych konikach. Tylko dowódca był starszy. Pożywili się, podziękowali, zabrali co się dało i odjechali do lasu. Długi czas miałam przed oczami obraz tych chłopców, niewiele starszych ode mnie i często o nich myślałam. Kiedy ciotka dowiedziała się o tym zdarzeniu zabrała nas ze wsi do domu. Bała się o nasze bezpieczeństwo. Przecież za takie zdarzenia Niemcy potrafili spacyfikować całą wieś, ale wtedy nie miałam takiej świadomości.

Leokadia Bąk z domu Milewska
Opracowanie: Małgorzata Szturomska i Elżbieta Sitek-Wasiak
P.S.
- Niemcy wkroczyli do Piaseczna 9 września 1939 r. W nocy z 9 września na 10 września rozegrała się krwawa bitwa z oddziałem polskim, który chciał przez Piaseczno przedostać się do Warszawy. Po tej nocy Niemcy rozstrzelali żołnierzy wziętych do niewoli i cywilów, mieszkańców Piaseczna. Przez kilka dni na ulicach miasta leżały zastrzelone konie i polegli polscy żołnierze, nie wolno było ich pochować. Leokadia nie wspomina w pamiętniku o tym wydarzeniu bo, jak sądzę, nie pozwolono jej wyjść z domu.
- Oddział partyzancki „Lancy” dowodzony przez Bolesława Ostrowskiego ps. „Lanca” działał w obwodzie Biłgoraj następnie w rejonie podwarszawskim. W tym oddziale było też kilku młodych chłopców mieszkańców Piaseczna.
Napisz komentarz
Komentarze