Chyba każdy ma w rodzinie ciotkę lub wujka, który nie jest przez nas zbytnio lubiany, ale trzeba od czasu do czasu np. przy okazji świąt odwiedzić i jakoś znieść dwie-trzy godziny w jego towarzystwie. Bo w końcu rodzina. Zwykle nie jest przy takiej okazji zbyt wesoło, atmosfera spotkania jest sztywna i nieprzyjemna. Często takie spotkania kończą się niesnaskami i jeśli tylko bracie nie jesteś dwulicowy, to kończy się to tym, że kontakty się urywają i czasem z grzeczności kłaniasz się jedynie na ulicy, ale tak naprawdę nie chcesz mieć z tą osobą, już nigdy do czynienia. Państwo jest jak rodzina. Jej członkowie powinni żyć w zgodzie, by rodzina rosła w siłę, mogą się zdarzać różnice zdań, ale nawet te można wyjaśnić w czasie spotkań rodzinnych, na których można dojść do porozumienia, by rodzina trzymała się razem. Bo inaczej będzie po rodzinie.
I to jest podstawa wszystkiego, atmosfera, w jakiej żyjemy, jest równie ważna jak tlen, który jest niezbędny do życia. Nie potrafią tego zrozumieć nasze władze. Najpierw skłócili Polaków jak jeszcze nikt i nigdy w całej historii powojennej Polski (bo nawet komuniści doprowadzili jedynie do tego, że naród się skonsolidował przeciwko nim, co moim zdaniem czeka również tę władzę). Potem zaczęli wprowadzać ręczne sterowanie gospodarką i całe zastępy Misiewiczów na najwyższe stanowiska w spółkach skarbu państwa, ludzi bez kwalifikacji, aparatczyków, którym się płaci ogromne pieniądze jedynie za to, by słuchali rozkazów szefa partii rządzącej. Ciągłe grzebanie w przepisach skarbowych bez konkretów, nocne, robione właściwie po kryjomu uchwalanie „kontrowersyjnych” ustaw i ciągła niepewność za co jeszcze weźmie się rząd, by żyło nam się najlepiej na świecie. Już zupełnym kuriozum i czymś wysoce niebezpiecznym jest ostatnia ustawa o możliwości wystąpienia przeciwko własnemu narodowi Wojsk Obrony Terytorialnej, czyli prywatnej armii p. Macierewicza, która de facto powstaje poza prawem, ponieważ nad ustawą na ten temat nadal się w tym rządzie „pracuje”. Efekt – dołowanie naszej giełdy, ogromne straty finansowe spółek i najniższy od lat kurs złotego. Rozwój gospodarczy stanął praktycznie w miejscu, a chyba każdy wie, że stanie w miejscu to w praktyce cofanie się. I właśnie w tym momencie na podium wyszedł szef i... znalazł winnego tej sytuacji. Ten nasz dobry wujek „wiem wszystko najlepiej”, który stwierdził, że polscy przedsiębiorcy to kompletne debile i na złość władzy nie inwestują, tracą pieniądze, by ich rodzinom żyło się gorzej i tracą pracę często wielu pokoleń, by ich firmy upadły. Są do tego stopnia głupi, że nie chcą wyrzucać własnych pieniędzy w państwie, w którym nie znasz ani dnia ani godziny. Tak, w naszej rodzinie, w Polsce, mamy wujka, którego przestajemy odwiedzać i słuchać, wujka, któremu za chwilę nikt się już nie będzie kłaniał na ulicy oprócz tych, którzy pracują w wujka firmie, a i oni opuszczą go z chwilą, gdy firma przestanie być wypłacalna. A ta firma właśnie przestała być wypłacalna. Tyle że to nasza wspólna firma.

Napisz komentarz
Komentarze