Reklama

Skomunikowanie

Skomunikowanie

W zamierzchłych czasach, w maju 2012 roku, kiedy dworce polskie były w remoncie i budowie przed piłkarskim świętem, podczas którego nasza reprezentacja nie zaskoczyła nas w ogóle (w przeciwieństwie do piłkarskiego święta 2016), przekonałam moich znajomych do wyjazdu na żagle pociągiem. Sądzę, że pamiętają mi to dzisiaj i zapewne prędzej do Giżycka wybiorą się rowerem niż PKP.
No więc ruszyliśmy z Warszawy Zachodniej, przez Centralną, do Wschodniej, i o dziwo ten kawałek linii średnicowej pokonaliśmy bez większych problemów (mimo że remont Zachodniej rozpoczął się dopiero co, a miał się zakończyć na początku czerwca). Kiedy jednak podziwialiśmy pięknie (powinnam napisać cudownie, bo to był istny cud) wyremontowaną Warszawę Wschodnią Osobową już dziesiątą minutę, zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak. Zapytaliśmy konduktora, a ten bez żadnego zażenowania odpowiedział, że nasz pociąg musi się skomunikować z opóźnionym pociągiem innej relacji, ponieważ są w nim ludzie posiadający bilet na ten nasz. No super, pomyśleliśmy, ze szkodą dla nas, ale w sumie frontem do klienta, 2012 przejdzie do historii jako rok zmiany mentalności polskiej kolei. Ale... zapytaliśmy konduktora po 50 minutach postoju na WWO, czy aby nasz pociąg, którym mamy zamiar przejechać z Olsztyna do Giżycka, skomunikuje się z tym, który właśnie komunikuje się z innym. Odpowiedział również bez żadnego zażenowania, że niekoniecznie, bo to jest inne województwo, a to coś tam, coś tam.
W tych zamierzchłych czasach oczywiście istniały już smartfony, więc raz-dwa znaleźliśmy odpowiednie numery telefonów do odpowiednich ludzi i zaczęliśmy dzwonić w odpowiednie miejsca. Na nic oczywiście, bo okazało się, że inne województwo miało generalnie nas głęboko gdzieś i nie chciało skomunikować nas z naszym pociągiem. Spędziliśmy więc kilka miłych godzin na peronie w Olsztynie (historia z powrotu to już temat na dwa inne felietony).
Ludzie (bo to oczywiście nie jest wina pociągów) generalnie mają problem z komunikacją. Jedni chcą, drudzy nie chcą. Albo nie potrafią. Ogólnie rzecz biorąc komunikacja interpersonalna to trudna sprawa. Ważne są słowa, gesty, ale przede wszystkim to, aby przekaz był dla wszystkich zrozumiały.
Nawet jeżeli przekaz jest teoretycznie zrozumiały, nie zwracamy uwagi na pewne aspekty, które powodują, że nigdy się nie dogadamy, jeżeli ich nie uwzględnimy.
Przede wszystkim słuchamy wybiórczo, staramy się zgadnąć, co drugi człowiek ma „naprawdę” na myśli, bo podejrzewamy go o to, że nie mówi do nas wprost. Przez to go nie słuchamy. Osądzamy go i reagujemy schematycznie. Zazwyczaj słuchamy tylko początku, a potem skupiamy się na kontrargumentach, przez co znowu nie słuchamy. Często wygłaszamy sarkastyczne uwagi, przez co nasz rozmówca traci chęć do kontynuowania rozmowy. I nawet jeżeli ją kontynuuje, to już się w nią nie angażuje. Żeby przekonać innych o swojej racji podnosimy głos, atakujemy i nie zgadzamy się na inny punkt widzenia. W ogóle mamy problem z przyjęciem perspektywy rozmówcy i zapominamy, że rozmawiamy z człowiekiem.
Wiem to, ponieważ z jednej strony mam wyższe wykształcenie z komunikacji społecznej, ale z drugiej ćwiczę to codziennie, ponieważ mam troje dzieci, w tym jedno trzyletnie. I zapewniam Państwa, że jeżeli wyeliminujemy pewne komunikacyjne bariery, to dogadamy się prawie z każdym, nawet z trzylatkiem.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Regionalny. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Link do Polityki prywatności: LINK

Komentarze

Reklama