Post nr 1. „(...)W prywatnych wiadomościach dostałam kilka pytań, na które chcę odpowiedzieć publicznie...
Czy nie czuję się głupio, ciągle prosząc o pomoc i czy nie uważam, że ludzie są już zmęczeni tematem? Aha! I jeszcze jedno: przecież są fundacje, które pomagają, a poza tym mogłam operować córkę w Polsce... I skoro zbieram nakrętki, 1% i jeszcze jest akcja zorganizowana na siepomaga.pl to czy to nie przesada...”.
Post nr 2 „(...) jednak pisanie pod moim adresem słów w stylu, że jestem chciwa, że bazuję na rodzinnej tragedii i chce innym zabrać pieniądze, że nie chcę ruszyć, przepraszam, du...y, do pracy, że liczę na czyjąś litość i mam czelność „wybrzydzać” w zalinkowanych, przypadkowych ofertach pracy, że nie wiem, na czym mi du...a jeździ (...)”.
Obydwie autorki postów na jednym z forów znam. U jednej byłam, z drugą rozmawiałam przez telefon. O obydwu ukazał się artykuł w Przeglądzie. Historie obydwu zostaną we mnie do końca życia, bo są naprawdę tragiczne. Do tego obydwie mogą przytrafić się każdemu. Pierwsza historia przytrafiła się zupełnie zdrowej dwulatce. Spadła ze schodów i już nigdy nie będzie zdrowa. Druga historia przytrafiła się zdrowemu mężczyźnie, któremu zdiagnozowano raka i umarł. W obydwu historiach poszkodowane są autorki postów, które zostały same z dziećmi. Obydwie, na całe szczęście w tym nieszczęściu, mają na tyle jaj i odwagi, że potrafią prosić o pomoc. Na szczęście znajduje się bardzo wiele osób, które chcą i mogą pomóc. W całym dramacie tych sytuacji, mnie to naprawdę pociesza, bo pokazuje mi czarno na białym, że ludzie są dobrzy.
Nie przestanie mnie jednak nigdy zadziwiać, że znajdują się ludzie, którzy są w stanie napisać do tych kobiet takie rzeczy.
Męczą Was posty z prośbą o pomoc? A pomyśleliście, jak musi męczyć tę matkę opieka 24 h na dobę trwająca od kilkunastu lat nad chorym dzieckiem? Albo jak musi ją męczyć wstawianie tych postów i proszenie o pomoc? Jak ona bardzo by chciała, nie musieć prosić o pomoc? Męczy Was to?
Mnie też czasem męczy. Liczba chorych dzieci, dorosłych chorych na raka, kotów z uciętymi nóżkami, saren z poderżniętym gardłem. Czasem mnie przytłacza. Tyle że wyłączam komputer, przerzucam stronę w gazecie i dla mnie (i dla Was piszący takie rzeczy do ludzi potrzebujących pomocy) jest po wszystkim. Ludzie proszący o pomoc nie mogą się oderwać od swojej tragedii. Nie mogą się z niej wylogować, nie mogą jej zamknąć.
Przerażające jest dla mnie, że mam powód, aby pisać taki felieton. Że są ludzie tak bardzo pozbawieni empatii, którzy komuś, kto właśnie stracił bliską osobę i został sam z kredytem i dziećmi, piszą, że jest chciwy.
Można mieć dość, można blokować strony z cierpiącymi zwierzętami, można scrollować w dół prośby o pomoc i o pieniądze. Ale ludzie, puknijcie się w łeb. Nie możecie pisać takich rzeczy do ludzi, którzy są na skraju załamania i sama nie wiem, jak dają radę. Dają, ale nie dość, że muszą się zmagać z dramatem swojej sytuacji, to muszą jeszcze czytać wynurzenia sfrustrowanych, pełnych nienawiści ludzi. A harmonia wszechświata jest tak ustawiona, że karma wraca. I zanim napiszecie coś tak durnego, pomyślcie, że te kobiety miały kiedyś normalne życie, pełne szczęścia, pozbawione tragedii, które zawaliło się w sekundę. Nie z ich winy. Oby Wam nie trafiła się taka sekunda.

Napisz komentarz
Komentarze