Moje Kochane Dzieci! Moja Szarańczo niestrudzona! Przyszłości tego Narodu!
Bardzo Was chciałam przeprosić. Kiedyś zrozumiecie, co zrobiłam. Może później zrozumiecie, dlaczego to zrobiłam.
Nie wyjechałam z tego kraju, chociaż wiedziałam już, że się zmieni nie do poznania. Że to nie jest ten kraj, w którym Was rodziłam, chociaż rodziłam Was tak niedawno.
Mogłam wyjechać. Mam więcej znajomych w Londynie i Edynburgu niż we Wrocławiu. Mam znajomych w Portugalii, a nawet w Australii. Mam bliską rodzinę w Szwecji i w Austrii.
Nie będziecie wiedziały, na co czekałam. Może na status uchodźcy czy możliwość uzyskania azylu politycznego. Nie będziecie rozumiały, że nie wyjechałam, kiedy Polska jest jeszcze w Schengen i po prostu wystarczy się spakować, żeby wyjechać do znajomych mieszkających w Unii. Mam nadzieję, że nie będziecie się uczyły o Unii z podręczników. Mam nadzieję, że będziecie w niej mieszkały.
Mam nadzieję, że ten list będzie dla Was stekiem bzdur i że wraz ze mną za kilka lat będziecie się z niego śmiały.
Czuję, że pakuję Was w coś, czego będę żałować. Czuję, że nie będę chciała Was niedługo tutaj wychowywać. Już wiem, że traficie za kilka lat do systemu edukacji pogrążonego w kompletnym chaosie. Czuję, że będziecie się wychowywać w kraju gorszym niż ten, w którym ja się wychowałam. A wychowałam się troszkę w PRL, a w większości w dzikich latach 90. To nie tak miało być.
Nie zdążyłam nawet walczyć dla Was o lepszy kraj. Skończyłam studia, pracowałam, a potem Was urodziłam. Ten kraj nigdy nie był ideałem, ale szedł do przodu. Bardzo wolno. Ale proces wychodzenia na prostą trwa. Po zaborach nie zdążył wyjść na prostą, bo ten kurdupel, niespełniony pejzażysta, postanowił zaprojektować Europę na nowo. Potem było lepiej, ale niespecjalnie. Dostał nas Stalin. Umarł, ale zanim Polska dotarła do wolności, minęło kilkadziesiąt lat. Na szczęście pojawił się Gorbaczow i „Elektryk co kiedyś wolność zaświecił jak światło” (jak śpiewała Maria Peszek). Nie wiem, kim będzie ten Elektryk, kiedy nauczycie się czytać. Na razie jest jakimś agentem i powoli znika z podręczników. Dzięki ludziom, którzy nic nie zrobili, abyśmy odzyskali wolność.
Odzyskaliśmy ją, bo wtedy Elektryk rządził (nieformalnie, ale rządził, chociaż potem już formalnie, co akurat nie jest tym okresem, za który można Go chwalić), kraj się wywrócił na drugą stronę, były ofiary, ale w końcu wstał. Szedł na Zachód. Teraz idzie na Wschód. I boi się dziesięciu syryjskich sierot. Nie wytłumaczę Wam tego, bo nie umiem tego zrozumieć. To jest katolicki kraj, czyli taki, który powinien być najbardziej miłosierny w całej Europie. Jaki jest, każdy widzi.
Wiem, że będziecie mieć do mnie pretensje. Sama je miałam do Waszych dziadków. Kiedy przyszedł nastoletni okres buntu, znienawidziłam ich za to, że chociaż mieli taką możliwość, nie wychowałam się w Szwecji. Jak dorosłam, to mi przeszło, mam nadzieję, że Wam też przejdzie.
Nie wiem jednak, jak Wam wytłumaczyć, że tu żyjemy. To jest trochę tak, jakbym zakochała się w psychopacie. Wiem, że to nie ma sensu, ale nic nie mogę poradzić. Kocham ten kraj i nie umiem go zostawić. Choć już dotarło do mnie, że lepiej obierać marchewki w Edynburgu, wcale nie ze względów finansowych, niż być dziennikarzem tutaj i kochać swoją pracę.
Od ponad roku z tygodnia na tydzień tracę nadzieję, że będziecie się z tego śmiać.

Napisz komentarz
Komentarze