Reklama

Skazana na śmierć

Skazana na śmierć

Ktoś przydrutował psa do drzewa, aby ten w cierpieniach czekał na niechybną śmierć. Cudem go uratowano, ale okazało się, że pies ma kolejną tajemnicę – zbyt wiele osób poczuwa się do bycia jego właścicielem .
W wielkanocny poniedziałek do Fundacji Animal Rescue Poland zadzwonił mieszkaniec wsi Brześce, koło Góry Kalwarii. Powiedział, że znalazł psa przywiązanego do drzewa. Inspektorzy Fundacji zastali na miejscu psa przywiązanego do drzewa w taki sposób, że ten nawet nie mógł się położyć, ponieważ wtedy by się udusił. Wycieńczonego i spragnionego psa inspektorzy uratowali i odczytali jego chipa. Okazało się, że ma na imię Szkółka i jest zarejestrowana na weterynarza z Konstancina-Jeziorny, Dariusza Różyckiego.
Do kogo należy Szkółka?
– Zadzwoniliśmy do Dariusza Różyckiego, a on stwierdził, iż pies jest zarejestrowany na niego, więc on odpowiada za to, co się z psem dzieje. Poinformowaliśmy go, że psa próbowano zabić i był przydrutowany do drzewa. Weterynarz odpowiedział jednak, że nie wie, czy był przywiązany, bo nie widział. Ale my mamy zdjęcia i film. Można na jego podstawie stwierdzić, że Szkółka była przywiązana do drzewa – mówi nam Dawid Fabjański, prezes Fundacji Animal Rescue Poland. – Zażądał zwrotu psa, ale odmówiliśmy. Pies jest w lecznicy, lekarze wyjęli mu już ponad 40 kleszczy, a my zgłosiliśmy sprawę na policję. Ktoś, kto go przywiązał, popełnił przestępstwo, a to kto to był, postara się ustalić policja – tłumaczy Fabjański.
Jak pies należący do weterynarza, który posiada schronisko w Czaplinku, znalazł się w Brześcach, udało się wyjaśnić jeszcze tego samego dnia. Internauci szybko znaleźli wpis pani, która twierdzi, że to jej pies. Nie miała jednak ani umowy adopcyjnej, ani książeczki szczepień. Zapytałam więc Dariusza Różyckiego o tę sprawę. Powiedział, że pies faktycznie był u tej pani, natomiast adopcja się jeszcze nie zakończyła. Przyznał, że powinien podpisać z nią umowę, natomiast pies był u niej dopiero od kilku miesięcy, a nie mógł się z panią umówić na jej podpisanie, bo pani wychodziła z domu np. na rehabilitację. Przyznał także, że nie przeprowadza wizyt przed adopcją, bo nie można po wyglądzie człowieka i jego domu stwierdzić, czy będzie on dobry dla psa.
Odnalazłam panią w jej domu w Brześcach. Potwierdziła, że pies mieszkał z nią od sierpnia, czyli od 9 miesięcy. Na moje pytanie, czy ma umowę adopcyjną, przyznała, że dostała ją mailem kilka dni temu, niepodpisaną ani przez nią, ani przez weterynarza, natomiast z jej danymi, które podała przez telefon. Na umowie widniała data 29 sierpnia 2016 r. Stwierdziła ona, że nie podpisze umowy ze wsteczną datą.
Dobry dom to jaki?
Pani przyznała, że ma guza mózgu, że nie jest w pełni sprawna i że na dwór nie wychodzi. Mieszka w domu, ale jest on nieogrodzony, wypuszczonego psa może więc sobie „wziąć” każdy, i jak widać ktoś wziął. W dodatku to tłumaczy skąd u suczki 40 kleszczy! Wydawałoby się, że psu lepiej w jakimkolwiek domu niż w schronisku, jednak gdyby Szkółka w ten dramatyczny sposób nie trafiła do lecznicy, zapewne prędzej czy później zdechłaby na babesziozę.
Weterynarz twierdzi, że Fundacja ARP usiłuje mu robić czarny PR, a on dobrze wykonuje swoją pracę. Faktycznie odłowione przez niego bezdomne psy i koty pojawiają się w Internecie na stronach z ogłoszeniami oraz na Facebooku. To jednak, że wyadoptował psa pani w Brześcach, to fakt, który obydwoje potwierdzają, to że nie podpisano umowy również. Dariusz Różycki uważa, że adopcja się jeszcze nie skończyła, ale pani mówi, że adoptowała psa 9 miesięcy temu.
– Odłowiony pies do momentu adopcji należy do gminy, z której był odłowiony. Bez umowy nie ma adopcji. Nie można oddawać psa komuś tak po prostu, bez umowy, bez książeczki, komukolwiek kto się zgłosi. Musi zostać zachowana ciągłość własności – tłumaczy nam Dawid Fabjański.

Czy historia Szkółki i jej adopcji była wyjątkowa i zupełnym przypadkiem jest, że przy odnalezionym w tak dramatycznej sytuacji psie wychodzi zupełnie inna sprawa, czyli brak umowy adopcyjnej? I czy brak jakiejkolwiek weryfikacji osób, którym oddaje się bezpańskie zwierzęta, jest na pewno dla tych psów dobry?
Dariusz Różycki ma obecnie podpisane umowy na odławianie bezdomnych zwierząt z gminami Piaseczno, Konstancin-Jeziorna oraz Chynów.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu Przegląd Piaseczyński. MIKAWAS Sp. z o.o. z siedzibą w Piasecznie przy ul. Jana Pawła II 29A, jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama